Byłem dzieckiem... byłem i starszym [cz. 118]
Po tych zdarzeniach, z ulgą zmieniłem pracę. Może nie tyle branżę, w której pracowałem, ale firmę. Wróciłem do poprzedniej. Ciągłe dojazdy poza miasto do pracy i czasem kilkudniowe wyjazdy "w Polskę", dezorganizowały i przeszkadzały mi w treningach siatkarskich. Mój trener a jednocześnie kierownik jednego z działów z poprzedniej fabryki, załatwił mi ponownie w niej etat.
Niezbyt mi się podobał dział. Znowu miałem pracować w Dziale Zaopatrzenia... ale cóż, nie zawsze człowiek jest panem swojego losu i wyborów. Pensję dostałem o "oczko wyżej w tabeli zaszeregowania". Praca w moim mieście oraz możliwość treningów i zwalniania szybciej o godzinę lub dwie na treningi, rekompensowała moje niezadowolenie z konieczności dalszej pracy jako zaopatrzeniowiec. To był w tamtych czasach naprawdę ciężki sposób na zarabianie kawałka chleba.
Nowi koledzy okazali się na szczęście zgraną grupą. W tym czasie chyba wszędzie zaopatrzeniowcy trzymali się razem. Praca wymagała współpracy i wzajemnej pomocy. Szybko się zaaklimatyzowałem, chociaż praca nie należała do lekkich i niestresujących.
Rozpoczęła się druga połówka lat gierkowskich. Nastąpił akurat okres "nasilenia przyjaźni i braterskiej współpracy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Niemieckiej Republiki Demokratycznej" - otwarto częściowo granice i lud pracujący mógł się "odwiedzać, zwiedzać i zacieśniać przyjaźń". Dla nas to było lekkie uchylenie drzwi do Sezamu - w Polsce zaczął się właśnie (który to już z rzędu?) "okres chwilowych braków towarów". Wschodnie Niemcy nie przeżywały podobnych problemów. Kiedy tylko stało się to możliwe, ruszyły z naszej Ojczyzny masowe wycieczki zakładowe do DeDeRowa. Oczywiście wyłącznie w celach tylko turystycznych Kto pamięta tamte czasy to wie o co chodzi...;)
„Turystyka zakładowa" była planowana i realizowana według określonego schematu - wyjazd - chóralne śpiewy w drodze, przybierające na intensywności w miarę przepłukiwania gardeł (wiadomo jak szybko wysychają od śpiewu. Intensywnie więc były oliwione) - granica. W tamtą stronę przekraczaliśmy ją bez strachu. - Przejazd po "tamtej stronie" do wschodnioniemieckiego miasta docelowego.
A na miejscu...
A na miejscu głównym i podstawowym punktem programu był... właściwie wyłącznie był, jeden jedyny punkt. Decydującą o „programie" większość w autokarach stanowiły kobiety. Mężczyźni byli tylko przystawkami i tragarzami. Wiadomo było, że kobiety nie przepuszczą okazji do buszowania po sklepach. Przy coraz większej mizerii z zaopatrzeniem w sklepach w Polsce, to była naprawdę okazja do uzupełnienia braków w domu. Zakupy, zakupy, jeszcze raz zakupy. Wszystkiego, czego już brakowało w kraju.
Że ta "okazja" była dla kobiet jedynym punktem wycieczki, w którym brały czynny udział, chyba nie muszę dopowiadać... :)
Byłem dzieckiem... byłem i starszym [cz. 120]
Wszelkie prawa zastrzeżone.Podobieństwo do osób, miejsc i zdarzeń może być przypadkowe.
Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?