Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Byłem dzieckiem... byłem i starszym [cz. 120]

Redakcja
sxc.hu
Byłem starszym, odcinek 36. Wycieczka do NRD - Diabeł, nie diabeł... żaden diabeł. To "nasi tu byli!"

Byłem dzieckiem... byłem i starszym [cz. 119] 
Takie wycieczki organizował również mój zakład. „Zwiedzanie zaprzyjaźnionego kraju" stało się bardzo popularne i masowe - prawie co tydzień jechał jeden autokar.
Zapisałem się i ja wraz z kolegą. Mniej nas interesowały zakupy a bardziej sama impreza. Żon ani dzieci jeszcze nie mieliśmy, za pieluchami ani mleczkami dla niemowląt nie musieliśmy biegać. Nie dało się jednak tak całkiem wymigać od zakupów - tak jego jak i moja mama zaopatrzyły nas w karteczki z zapisanymi dokładnie, jakie „pamiątki z wycieczki turystycznej" powinniśmy bezwzględnie przywieźć. Jakieś żelatyny, proszki, to, tamto, owo.
Nie za bardzo się tymi zaleceniami przejmowaliśmy. Jak kupimy to kupimy, jak nie to świat też się nie zawali. Ale cóż się nie robi dla kochanych mamuś... Pojechaliśmy z wycieczką, przejechaliśmy granicę bez problemu, już w rozrywkowych nastrojach. Wysiedliśmy na ogromnym placu w centrum Neubrandenburga. Wysiedliśmy, spojrzeliśmy wokół. Ja cię kręcę! – na placu stało już chyba z pięćdziesiąt autokarów turystycznych. Ani jednej niemieckiej rejestracji, wszystkie polskie. Wyglądało to na prawdziwy najazd Słowian! Chyba nastąpiła sarmacka próba odbicia pradawnych ziem Wieletów, zagarniętych dopiero w XIII wieku przez Germańców...
No, nic to. Wpierw trzeba było odsączyć kropelki. Wiadomo, co jest pierwszą potrzebą człowieka po długiej jeździe. Jedna strona placu była zarośnięta jakimiś mikrymi krzaczkami i rachitycznymi drzewkami. Dobre miejsce z braku cywilizacyjnych wygódek! Kurzgalopkiem pocwałowaliśmy w gronie innych spragnionych ulżenia własnej cielesności. Za krzaczkami stanęliśmy w równym rządku chłopów... a co to, do diaska?! Wszędzie walały się stosy butów, pantofli, bucików i buciczków... ki diabeł?!
Diabeł, nie diabeł... żaden diabeł. To "nasi tu byli!" Po niedługim czasie wszystko stało się dla nas jasne. To tylko my, niektórzy z mężczyzn z wycieczki, byliśmy tacy nieprzewidujący. Inni, którzy z nami przyjechali, za chwilę też podwyższyli góry starego, rodzimego obuwia na obcej ziemi - nie minęła godzina a już za tymi krzaczkami zrzucali zniszczone buty, w których przyjechali i wzuwali nowiutkie, prosto z pobliskich sklepów. Szybko zostaliśmy uświadomieni, że niemieccy celnicy nie pozwalali na wywóz ich obuwia. Ale „Polak potrafi"; buty na nogach nie są już nowiutkimi, wiezionymi w fabrycznych kartonach, prawda? ;) 
Byłem dzieckiem... byłem i starszym [cz. 121] 
Wszelkie prawa zastrzeżone.Podobieństwo do osób, miejsc i zdarzeń może być przypadkowe.  

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto