Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Byłem dzieckiem... byłem i starszym [część 3]

Redakcja
Hardy
Byłem dzieckiem... Kolonie, część 3 - "... w krótkim czasie w naszych torbach, plecakach i walizkach piętrzyły się stosy świec dymnych..."

Byłem dzieckiem... byłem i starszym [część 2]Po sławnym apelu byłem już uspokojony, ale pływacko i śpiewaczo dalej niezaspokojony. Musiałem z tym sobie radzić; życie kolonijne nieśpiesznie potoczyło się dalej.
Po kilku dniach nawiązaliśmy ściślejsze kontakty z żołnierzami, płot nas oddzielający nie był wielką przeszkodą. Wiadomo jak było w wojsku w tamtych czasach - wojacy z poboru rzadko kiedy mogli opuścić jednostkę. Potrzeby zaś mieli różne... jak to młodzi mężczyźni na wiele miesięcy posadzeni na kupie. My zaś, koloniści, wychodziliśmy często do Ustki... więc po dogadaniu się przez płot kupowaliśmy im to i owo. Myśleli że nie będą mieli czym się odwdzięczyć za usługi, ale im podpowiedzieliśmy... w krótkim czasie w naszych torbach, plecakach i walizkach piętrzyły się stosy świec dymnych i petard różnego rodzaju, przeznaczenia i kształtów. A żołnierze ciągle nam donosili nowe; pod koniec z braku miejsca chowaliśmy już świece w krzakach obok naszego baraku.
Wojacy proponowali nam również ćwiczebne miny przeciwczołgowe, z wyglądu przypominające ogromniaste talerze. Z żalem musieliśmy jednak zrezygnować z tak wspaniałej pamiątki z kolonii - były za duże i za ciężkie jak na nasze możliwości fizyczne. Zresztą leżało ich porzuconych dużo w trawie zaraz za płotem, wystarczyło podnieść...
 
Żal długo nam serca ściskał, ale co zrobić, siła wyższa... znaczy za mało mieliśmy wtedy sił i wolnych przestrzeni walizkowych. Nie dane nam było po powrocie pochwalić się minami przed innymi kumplami z podwórka. Poprosiliśmy w zamian niebieskoberetnych o coś mniejszego i bardziej poręcznego, jakiś pistolecik by nam się przydał. Niestety, akurat tego nie mieli na zbyciu, żołnierzom służby zasadniczej nie należał się taki "przydział"... ;)
No nic... podręcznego a poręcznego pistoleciku nie załatwiliśmy, z min ćwiczebnych z powodu zbyt wielkiego wpływu przyciągania ziemskiego na nie, sami zrezygnowaliśmy. Ale świec dymnych i petard mieliśmy skolka godno. Ostatnie dni pobytu kolonijnego poświęciliśmy na szlifowanie strategicznego planu wykorzystania ich w "zieloną noc" - gdzie, kto odpowiada, jaki rodzaj świec, o której, kto rozkłada, kto podpala, ustawienie czujek, drogi odwrotu do m.p. /miejsc postoju/... to znaczy łóżek, na których spaliśmy w wieloosobowych salach. No i - bardzo ważne, przecież nie byliśmy samobójcami - wyliczenie maksymalnego czasu potrzebnego na powrót, aby zdążyć przed zaalarmowanymi wychowawcami.
 
Byliśmy dumni z naszego planu. Napracowaliśmy się, ale wyglądało że "mucha nie siada". "Operacja Zielona Noc" wyglądała na przygotowaną perfekcyjnie. Nasza kilkuosobowa gromadka z jednego podwórka miała słuszne powody do dumy...
 
Byłem dzieckiem... byłem i starszym [część 4]
Wszelkie prawa zastrzeżone.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto