W zimny, styczniowy poranek 2007r. postanowiono przeprowadzić muzyczną prowokację. Na jednej ze stacji waszyngtońskiego metra rozstawił się młody chłopak i wykonał 6 utworów Bacha. Zajęło mu to około 40 minut. W tym czasie przeszło koło niego tysiąc osób pędzących do szkoły, pracy, codziennych obowiązków.
Zobacz też:
Tori Amos wystąpi w Kongresowej
Jedynie 6 osób zatrzymało się, by posłuchać go przez dłuższą chwilę. Reszta przemknęła nie zwracając uwagi na skrzypka, nieświadomi, że mieli możliwość usłyszeć muzyka wykonującego utwory uważane za niewiarygodnie trudne na instrumencie wartym 3,5 mln dolarów. Dodatkowo, mieli tę okazję całkowicie za darmo, podczas gdy bilety na koncertJoshua Bell 2 dni wcześniej kosztowały średnio 100 dolarów. Jak często my sami przechodzimy w pośpiechu obok muzyków ulicznych gnani spotkaniami, zleceniami, zamknięci na zewnętrzne bodźce, tracąc okazję do doświadczenia czegoś zwyczajnie głębszego?
Młody jazzman
Na stacjach warszawskiego metra możemy usłyszeć Janka jazzującego na flecie poprzecznym. Metro to miejsce chętnie wybierane przez muzyków ze względu walory akustyczne. Jak mówi muzyk - gra dla przyjemności. Jest to też okazja do dodatkowego zarobku i poćwiczenia swoich zdolności. Dzięki reakcjom publiczności może także określić, które utwory cieszą się większym zainteresowaniem.
Wykonuje zarówno klasyczne kawałki jak i jazzowe improwizacje. Gdy spodoba mu się czyjaś gra, podchodzi do niego i próbuje się dołączyć. Janek narzeka, że taka współpraca nie jest możliwa, gdy ma do czynienia chociażby z flecistkami, które całe życie grały w szkole muzycznej. Na ich edukację składało się ćwiczenie klasycznych utworów, stąd nie wytworzyła się u nich umiejętność improwizacji.
Janek gra również na saksofonie i harmonijce ustnej. Uczył się na prywatnych zajęciach, ale duży wkład w jego edukację muzyczną miały spotkania i wspólne grania z innymi muzykami z kraju jak i z zagranicy.
Pewnego razu przyłączył się na mieście do niepozornie wyglądającego saksofonisty. Okazało się, że muzyk pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i przyjechał, by następnego dnia zagrać jako support soulowej artystki. Spotkanie zaowocowało prezentem w postaci płyty oraz zaproszeniem na koncert.
Innym razem jego współtowarzyszami w tworzeniu muzycznych improwizacji byli jazzmani z Francji, na których natrafił na warszawskiej Starówce. Mimo żywiołowego aplauzu ze strony zebranych przechodniów, przybyli funkcjonariusze nie wczuli się w ten jazzowy klimat i ukarali muzyków mandatem za zakłócanie ciszy nocnej.
Warszawski ekscentryk
Kolejna postać udowadnia nam, że grać można dosłownie na wszystkim. Gdy nie mamy zaawansowanych umiejętności muzycznych, a chcemy zyskać pewną popularność czemu nie postawić na coś, czego jeszcze nie było? Niech to będą meble.
Paweł Krzesło zagnieździł się w świadomości warszawiaków jako stały punkt na „patelni”. Główny jego instrument stanowi... krzesło. Nie stroni jednak od innych mebli, które muszą mieć odpowiednią twardość i wysokość. 42-letni mężczyzna gra na ulicy od 9 lat. Potrafi nawet dokładnie wyliczyć ten czas - według jego ustaleń 8910 godzin. Wcześniej potrzebował czasu, by się wyszumieć, miewał zatargi z prawem.
Chwytał się dorywczych prac, które zupełnie go nie satysfakcjonowały. Czuł, że jest coraz bardziej sfrustrowany więc postanowił coś zmienić w swoim życiu. Chciał robić to, co sprawia mu przyjemność, a jednocześnie zarobić na utrzymanie. Do tego pomysłu zainspirowała go postać pana Witka z Atlantydy, gitarzysty i śpiewaka ulicznego znanego z ekscentrycznego stroju jak i zachowania.
Paweł zaczynał od pospolitego bębna. Gdy ten uległ zniszczeniu, zachwycony występem perkusyjnej grupy parateatralnej STOMP, która znana jest z tego, że gra dosłownie na wszystkim, postanowił przynieść ze sobą na ulicę krzesło. Jak mówi, jest uzależniony od tej adrenaliny, którą zapewnia mu kontakt z ludźmi.
Gra wyłącznie w Warszawie, głównie przy wyjściu z Metra Centrum. Podczas jego kariery nie brakowało również trudnych sytuacji. Mimo tego, ten rodowity Warszawiak potrafi zawalczyć o swoje i ani razu w ciągu całego okresu grania nie dopuścił do tego, by ktoś ukradł mu jego zarobek. Twierdzi, że obecny typ pracy zahartuje go na przyszłość. Uczy się dzięki temu pokory i cierpliwości.
Chodzi na liczne koncerty, dbając o różnorodne bodźce muzyczne, nie stroni od żadnego gatunku. Każdy z obejrzanych i wysłuchanych występów zapisuje się gdzieś w jego głowie, a później podświadomie staje się to jego inspiracją przy wykonaniach.
Oczekiwał, że pomoże swojej karierze rozwinąć się szybciej, gdy postanowił grać pod siedzibą Telewizji Polskiej na Woronicza. Spotykał tam piosenkarzy, aktorów, którzy dodatkowo przyczyniali się do zapełnienia jego puszki. Stanisław Tym wziął od niego numer telefonu i zaprosił do zagrania w „Rysiu”. Nie otrzymał jednak dalszych propozycji.
Jakiś czas temu wielką radość i poczucie wyróżnienia sprawiła mu możliwość zagrania przed koncertem T.Love jako, jak on to określa, supporcik. Dzięki temu ma szansę na zdobycie większej popularności, co może mu ułatwić zaistnienie w tej branży . Muniek zaprosił go również do zagrania na jubileuszowym koncercie, świętującym 30-lecie zespołu.
Ostatnio zależy mu, aby zarabiane kwoty były nieco większe. Obmyśla, jak rozkręcić swoją działalność artystyczną, by przyciągnąć ewentualnych reklamodawców. Potrzeba ta nie wynika jednak z chęci wzbogacenia się. Paweł, który jest buddystą, traktuje pieniądze nie jako cel sam w sobie, lecz jako środek. Środek do zapewnienia godnych warunków życia dla swojej chorej na alzheimera matki.
Naturalne wyposażenie
Instrument, którym posługuje się Filip, wydaje się dość banalny i oczywisty. Jednak dźwięki, jakie z niego wydobywa, sprawiają, że nie ma człowieka, który by się za nim nie obejrzał. Filip jest beatboxerem, a jego narzędziem muzycznym są narządy mowy.
Na co dzień możemy go spotkać w różnych częściach Warszawy. Wspólnie ze znajomymi beatboxują, jadąc metrem, tramwajem, idąc Krakowskim Przedmieściem czy stojąc w kolejce po kebaba nieświadomie przyciągając klientów i w ten sposób zyskując sympatię sprzedawców. Ich występy są spontaniczne i skupiają się wokół dobrej zabawy, a jednocześnie ulepszaniu swoich umiejętności.
Chłopak zaczął swoją przygodę z beatboxem 6 lat temu. Wtedy postanowił, że też się nauczy tej techniki tworzenia dźwięków. Dzisiaj beatboxuje niemal bez przerwy, Nieustannie ćwiczy, by być coraz lepszym. Sprzyjającą okolicznością jest to, że środowisko muzyczne jest w Polsce mało rozbudowane, co w połączeniu z jego talentem i ambicjami wróży mu wysokie osiągnięcia.
Filip zajmuje się tym, co sprawia mu radość, a przy okazji w czasie występów może zarobić na drobne przyjemności. Dzięki wychodzeniu ze swoim talentem do ludzi zwiększa się również szansa, że chociażby przypadkowo zostanie dostrzeżony w tłumie przez menadżera, który akurat wybrał się z żoną na spacer. Gdy idzie i jednocześnie naśladuje np. gramofonowe skrecze, zdarza się, że przechodnie specjalnie podążają za nim, żeby posłuchać go chwilę dłużej; mówią wtedy - zapodaj coś jeszcze. Cieszy się, że wywołuje pozytywne reakcje. Swoją przyszłość wiąże z muzyką, lecz zakłada, że ten romans nie będzie trwał wiecznie. Dlatego jako wyjście awaryjne wybrał studia na kierunku zarządzanie.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?