Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dobre strony porażki Legii z Lechią

Maciej Stolarczyk
Fot. Wojciech Barczyński / Polskapresse
Podopieczni Skorży przegrali w Gdańsku 1:2. Właściciele Legii mogli zobaczyć, ile wart jest Traoré

Od meczu Lechia - Legia (2:1) w Wielką Sobotę minęły już trzy dni. W telewizjach i serwisach internetowych dziennikarze wylali przez ten czas wszystkie możliwe (i zasłużone) pomyje na zespół trenera Macieja Skorży. Że tylko ostatnia w tabeli Cracovia ma więcej porażek w lidze (13, a Legia 11). Że Legia jest najgorszym klubem w rundzie wiosennej. Że ma szansę zanotować najgorszy sezon od 35 lat (brakuje jeszcze dwóch porażek). I tak dalej. I tak dalej.

Nie chcemy się powtarzać, więc dla odmiany napiszemy o dobrych stronach porażki stołecznego zespołu. A największym pozytywem był... gracz gospodarzy Abdou Razack Traoré.

Czytaj także: Taką Legię trzeba zwyczajnie rozgonić

Podobno Legia już pytała o możliwość transferu tego zawodnika. Jeśli właścicielom klubu zależy na odmianie stylu gry drużyny, latem powinni wyłożyć na Traoré nawet 1,5 mln euro. Czy warto ? W każdym kolejnym spotkaniu, a już szczególnie z Legią, gracz z Burkina Faso udowadnia, że warto. Ale po kolei.

Już przed meczem w Gdańsku wiele osób wieszczyło, że Lechia musi wygrać, bo będzie to część rozliczenia za rzekome oddanie spotkania w Pucharze Polski kilka dni wcześniej (4:0). Po sobotnim meczu teoria spiskowa nabrała rozmachu, bo legioniści w końcówce wcale nie starali się zbyt mocno doprowadzić do wyrównania.

Dla kibiców Legii mamy jednak złą (w pewnym sensie) wiadomość - to nie było udawane! Warszawiacy po prostu nie potrafili mocniej przycisnąć rywala. Skąd ta pewność? Bo oddawanie ligi za puchar w sytuacji, gdy przed Legią jest jeszcze finał PP z Lechem, byłoby nieopłacalne (nie mówiąc, że nielegalne i nieetyczne). To pierwsza dobra strona porażki w Gdańsku - Legia nie złapała się jeszcze brzytwy w postaci korupcji.

Podopieczni Skorży mieli w Gdańsku kilka okresów, w których to oni przeważali. Głównie w pierwszej połowie. W tym czasie grę napędzał Maciej Rybus. Jedna z najczęściej podawanych recept na naprawienie sytuacji w Legii brzmi: rozgonić całe towarzystwo. Od działaczy przez trenera po piłkarzy. I jest to bardzo słuszna koncepcja, ale z wyjątkami.

Do tych wyjątków zaliczyć trzeba Rybusa. Owszem, 22-letni skrzydłowy nieraz w przeszłości rozczarowywał swoją postawą, ale właśnie wchodzi w najlepszy okres kariery. Legii trudno będzie znaleźć lepszego lewoskrzydłowego na jego miejsce. Rybus pokazał w meczu z Lechią, że jego forma rośnie. I jest to druga dobra strona tej porażki, jeśli spojrzeć na to długofalowo.

Czytaj także: Wiemy jak będzie wyglądać siedziba PZPN w Wilanowie w sąsiedztwie Świątyni Opatrzności Bożej

Legia straciła drugiego gola w Gdańsku po błędzie Srdji Kneževicia, który nie upilnował Ivansa Lukjanovsa. To zastanawiające, jak Serb, który w Partizanie Belgrad rozegrał 57 meczów, może być taki słaby. To samo dotyczy zresztą "zmiennika Adriano" Mezengi, "wicemistrza świata" Cabrala czy "sprzątnęliśmy go sprzed nosa Chelsea" Antolovicia. Słabe wejście Knezevicia jest jednak kolejną dobrą stroną wpadki w Gdańsku. Może to wreszcie przekona właścicieli, że obecnie zatrudnieni działacze nie potrafią robić dobrych transferów albo czynią to zbyt rzadko.

Knezević wszedł na boisko, bo kontuzji nabawił się Jakub Rzeźniczak. Były gracz Widzewa do ulubieńców kibiców nie należy, ale jemu bynajmniej nie można zarzucić, że się nie stara. Nie tylko w meczach, ale też na treningach, o czym świadczy bardzo dobra forma fizyczna.

- Po meczu z Lechią noga mnie bardzo boli, ale mam nadzieję, że będę mógł zagrać w finale Pucharu Polski - powiedział "Rzeźnik". I fakt, że uraz nie jest taki groźny, jest chyba ostatnią dobrą stroną meczu z Lechią.

Dyrektor sportowy stołecznego klubu Marek Jóźwiak przebywał ostatnio w Argentynie, gdzie szukał kolejnych wzmocnień (?). Wydaje się jednak, że zamiast niesprawdzonych Latynosów, kibice woleliby zobaczyć na Łazienkowskiej jednego (choć drogiego) Traoré i darmowego Michała Żewłakowa.

Pierwszy napędziłby grę ofensywną, drugi załatał dziury w obronie. I z taką optymistyczną wizją wypada pozostawić kibiców do następnego sezonu, bo ten - bez względu na wynik finału PP - pozostanie już klęską.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto