Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom Dziecka Stargard. Sąsiedzi obawiają się dzieci z bidula

Redakcja
Marcin Dworzyński
Nasz Czytelnik uważa, że mieszkańcy domu dziecka przy ul. Sikorskiego są zagrożeniem dla otoczenia. Dyrektor zapewnia, że nie ma tu chuliganów.

Redakcję Głosu odwiedził stargardzianin, mieszkający w pobliżu domu dużego dziecka.
 
– W Domu Dziecka nr 1 jest niebezpieczna banda – twierdzi Czytelnik (dane do wiadomości red.) – Grasują po starówce, zaczepiają niepełnosprawnego człowieka, mieszkającego w barakach przy Jagiellońskiej. Chuliganią i zakłócają spokój. Czują się mocni w grupie, dlatego trzeba by ich rozbić, przenieść do innych domów dziecka. Boję się o swoją rodzinę, bo żona z dziećmi często zostają sami w domu. Policja notuje chuligańskie wybryki z udziałem mieszkańców domu dziecka. Zdarzają się im też np. drobne kradzieże.
 
– Dochodzi do interwencji policji zarówno wobec nieletnich i małoletnich mieszkańców domu dziecka, związanych najczęściej z zakłócaniem porządku – potwierdza asp. Krzysztof Orzechowski z Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie.
 
– Nie grupujemy ich jednak pod względem tego, czy są to dzieci z domu dziecka, czy nie. Tymi przestępstwami lub wykroczeniami zajmuje się zespół ds. nieletnich, informowani są o nich również dzielnicowi, którzy z tym zespołem współpracują.
 
Policja przesyła do sądu rodzinnego i nieletnich materiały do rozpatrzenia, a sąd decyduje jaki środek zastosować. Dzieciak taki może zostać pouczony, dostać naganę lub dozór kuratora.
 
– Czasami to nasze dzieci powinny bać się niektórych mieszkańców z okolicy, a nie na odwrót – uważa Krystyna Kłosowska, dyrektor Domu Dziecka nr 1.
 
– Gdy mieszkańcy przychodzą na skargę, proszę o wskazanie konkretnego dziecka, bo często uczynki innych dzieci są przypisywane naszym. Nieukrywam jednak, że do domu dziecka kierowane są różne dzieci, pochodzące z różnych trudnych środowisk.
 
Szefowa „bidula” kategorycznie jednak zaprzecza istnieniu kiedykolwiek chuligańskiej grupy w domu dziecka.
 
– Wychowankowie, z którymi były problemy wychowawcze, którzy wchodzili w konflikt z prawem, są już w odpowiednich dla siebie placówkach – mówi dyrektor DD 1. – Dwoje w młodzieżowych ośrodkach socjoterapii, a jeden ma skierowanie do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. Teraz jest u nas większość małych dzieci. Starsze trafiły do mieszkania rodzinkowego, czworo osiągnęło pełnoletniość i się usamodzielniło, siedmioro nastolatków jest na ucieczkach.
 
Co zrobić by do domu dziecka nie trafiała więcej zdemoralizowana młodzież?
 
– Myślę, że problem leży w tym, że do domu dziecka kierowane są niezdiagnozowane dzieci, mające za sobą czyny karalne – mówi Krystyna Kłosowska. – Gdyby sąd rodzinny wcześniej diagnozował je w regionalnym ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym, wtedy dzieci z oznakami demoralizacji trafiałyby prosto do odpowiednich ośrodków wychowawczych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto