Od chwili przeczytania w necie, że do Łomży zajadą dyliżanse pocztowe sprężałam się z obowiązkami i tylko pogoda mogła zepsuć moje postanowienie. Koniecznie chciałam na własne oczy zobaczyć powtórkę z XIX-wiecznej historii. Dawnym szlakiem poczty konnej współcześni pasjonaci mieli pokonać 800 km: Sankt Petersburg - Warszawa. Dyliżansami zaprzężonymi w konie ruszyli z Wilna 12 maja, bo Rosjanie sprzeciwili się rozpoczęciu przejazdu z Sankt Petersburga. Dla mnie ta decyzja jest zupełnie niezrozumiała, ale kto nadąży za tokiem rozumowania naszych wschodnich sąsiadów?
Zobacz: Wyprawa "Trakt pocztowy Sankt Petersburg-Kowno-Warszawa" zawitała do Łomży
Dyliżanse miały dotrzeć do Łomży między godziną 12 a 13-tą. Godzina 11:30 deszcz przybiera na sile. Zapada decyzja - nie jedziemy na Stary Rynek (ja i ojciec). Godzina 11:40 deszcz słabnie, więc w błyskawicznym tempie bieg na przystanek MPK. Przez szyby autobusu widzimy, że następna fala deszczu może pokrzyżować nam plany, ale przecież z jadącego pojazdu nie wyskoczymy
Punkt 12 - docieramy do holu ratusza. Czas na uzyskanie konkretnych informacji. Dwie młode i sympatyczne panie z punktu informacyjnego na moje pytanie o godzinę przyjazdu dyliżansów robią wielkie oczy. Pierwszy raz słyszą o tym, że historycznym szlakiem pędzą do naszego grodu jakieś dyliżanse pocztowe. Dziwne, bo w Internecie o tym już od dawna się trąbi, a i włodarze tuż pod bokiem. Miłe urzędniczki informacyjne kierują mnie do sekretariatu. Dowiaduję się, że dyliżanse są już w Stawiskach i dotrą pod ratusz około godziny 13-ej.
Zgadza się, media nie kłamały. Na schodach ratusza robi się tłumnie. Wszyscy czekają, żeby powitać dawną konną pocztę… sękaczem. Czekamy, czekamy, czekamy. Przybywa coraz więcej aparatów fotograficznych i kamer. I nic! Co chwila ktoś biegnie na róg Rządowej i Radzieckiej sprawdzić czy nie słychać odgłosów końskich kopyt i nie widać rozwianych grzyw koni rasy żmudzkiej. Czekamy wszyscy, a deszcz raz leje jak z cebra, a raz tylko mży. Tylko jednemu zapitemu na chwiejno menelowi pogoda nie przeszkadza. Klnie jak szewc do kwadratu, rozdaje gesty Kozakiewicza, ubliża wszystkim, którzy stają na jego drodze. W nosie ma zwiększone ilościowo Straże Miejskie i przejeżdżającą policję. On tu rządzi, on tu pan! Stojąca obok nas drobniutka pani nieopatrznie cicho jęknęła; O Boże, że też nikt go stąd nie pogoni! No, i poleciały w jej stronę takie wiązanki, że wszystkich zamurowało. Jedno muszę menelowi przyznać - słuch ma idealny.
Mijają minuty. Już dawno minęła godzina 13-ta. Zaczynam się denerwować, bo kończy się mój wolny od obowiązków czas. Ojciec wdał się w pogwarki z innymi oczekującymi, w tym i z małą dziewczynką. Dyskutują o dawnym przesyłaniu listów i paczek. Dziecko słucha z otwartą buzią i nie rozumie, dlaczego ludzie nie mogli przesyłać wtedy maili, tylko rozwozili korespondencję końmi. Nie może wyobrazić sobie świata bez Internetu!
Za 7 minut godzina druga i okrzyk: Jadą! Na schodach poruszenie wśród notabli i zaproszonych gości.
Z ulicy Rządowej z fasonem wynurza się pierwszy pocztowy XIX-wieczny dyliżans i …czekam na zapowiedziane kolejne.
Na śmierć zapomniałam, że jednak media kłamią, nawet te łomżyńskie.Nie rozumiem tylko, dlaczego i urzędniczka UM poinformowała mnie o dyliżansach, a nie dyliżansie.Różnica między liczbą mnogą, a pojedynczą jest przecież bardzo duża.
Nie powiem, trochę się wzruszyłam widząc dawny sposób rozwożenia wieści, ale i tak byłam mocno rozczarowana.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?