Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzisiejsza biurokracja też bywa zabawna

Ferdynand Głodzik
Ferdynand Głodzik
Fred
Fred Ferdynand Głodzik
Wywiad z Ferdynandem Głodzikiem - Wiceprezesem RSTK - w ramach cyklu w związku z XXX Leciem istnienia tej organizacji.

Prawnik – z dorobkiem książek i artykułów z zakresu prawa finansowego, pisarz, poeta, wiceprezes RSTK, mąż, ojciec; dużo tych ról. W której z nich czujesz się najlepiej?
Nigdy nie powiem o sobie poeta, ale będę czynił wszystko, by być tak odbieranym. Zresztą poetą się tylko bywa. W czasie pisania wiersza. Z ról które wymieniłaś najbardziej chyba lubię „bywać" owym poetą, czy może częściej satyrykiem. Gdy wiersz się napisze radość z pisania właściwie się kończy. Do następnego wiersza. Oprócz radości z pisania, nie ukrywam wcale, że mam radość z osobistego prezentowania wierszy publiczności. Programy autorskie, wieczory, czy nawet lekcje w szkole. Wtedy czuję na sobie presję odbiorcy i czuję też radość z rozmowy. jeśli na twarzach odbiorców pojawia się, uśmiech, wzruszenie, zamyślenie. Gdy coś gdzieś tam wydrukuję nie mam żadnej gwarancji, że ktokolwiek to przeczyta. Chociaż, owszem, bywają czasem reakcje – przeważnie mailowe - na moje publikacje drukowane. Również w takiej sytuacji mam odczucie, ze prowadzę z czytelnikiem dialog.
Mężem i ojcem zostałem, bo nie chciałem być starym kawalerem.
Wiceprezesem zostałem, żeby nie być jubilatem, który może nic nie robić, byle robił to długo. Jestem w RSTK od 2004 roku, jak na jubilata, to stanowczo za krótko, a czy coś robię, niechaj inni powiedzą.
Zanim Cię poznałam, czytałam Twoje utwory satyryczne, kupiłam nawet tomik „winien i ma". Trochę wyśmiewasz się z urzędników i polityków. Ładnie to tak?
Urzędnikiem jestem przez prawie cale życie zawodowe z małymi przerwami na bezrobocie. Przez ponad 30 lat miałem sporo czasu na poznanie tzw. mentalności urzędniczej, realiów biurokracji itd. W tym nieco hermetycznym świecie sporo jest okazji do powstania sytuacji zabawnych, osobliwych. Jest to też świat na tyle szeroki, że dotyka swoim zasięgiem prawie każdego z nas, zatem chyba wart opisywania. Nie mogę powiedzieć, że tępię urzędników, bo poniekąd sam nim jestem. Urzędnik musi często działać w realiach prawnych, które zostały mu narzucone przez obowiązujące nieżyciowe prawo. „Najsprawiedliwszy na świecie i słusznie miniony ustrój" do dziś jest dla wielu satyryków i publicystów kopalnią pomysłów na satyry i kpiny. Dzisiejsze realia prawno ustrojowe i obyczajowe też mają swój specyficzny język, swoja śmieszną stronę. Dzisiejsza biurokracja też bywa zabawna. Jest to też świat według mojej oceny całkiem dobrze mi znany, a przecież powinno się pisać o tym, co się wie, czego się osobiście doświadczyło. Jest to wiarygodniejsze niż sięganie po tematy abstrakcyjne, egzotyczne i dalekie od rzeczywistości. Co do świata polityki, nie brak w tym gronie ludzi dbających przede wszystkim o własny interes, załapanie się na kolejną kadencję, a lekceważących misję społeczną jaką powierzyli im wyborcy. Jako obywatel, jako patriota, mam prawo ich krytykować, obśmiewać, nawet piętnować. Oni się bawią naszym kosztem, naszymi zabawkami, marnują nasz czas. Nie chodzi tu o konkretną partię, chodzi o postawy w tej kategorii społecznej. Na agitację i zachwalanie nie pozwolę sobie nigdy, ale przeciwko temu co mi się nie podoba, mam prawo protestować. To mój obowiązek, to poniekąd moja misja.
Jesteś, moim zdaniem, mistrzem rytmu, choć ponoć z muzyką nie miałeś do czynienia. Nie piszesz „modnych" wierszy, które bez rymów są prawie prozą. Nie chcesz przypodobać się krytykom literackim czy jurorom w konkursach? A może nie bierzesz w nich udziału? Nic nie wiem o tym, chciałbyś pochwalić się jakimiś swoimi osiągnięciami czy nagrodami?
Muzyka to takie moje trochę odtrącone dziecko. W młodzieńczym wieku zabrakło jakoś czasu i okazji na solidną naukę gry na instrumencie. Miałem krótkotrwały epizod w chórze, a nawet w kapeli podwórkowej. Było to jednak dawno. Wychowałem się na wierszach rymowanych, regularnych i takiej konwencji w zasadzie pozostaję wierny. Wiersze wolne jakoś mi się nie śpiewają, nie płyną, to nie moja konkurencja. Nie dam też sobie wmówić, że konwencja wierszy regularnych wyczerpała się. Taką tezę lansują często ci, którym nie chce się zgłębiać bogactwa tradycyjnej poezji rymowanej, bo jest to w istocie warsztat trudny. Dużo łatwiej być tak zwanym nowoczesnym i awangardowym. Udawać, że się zaczyna coś zupełnie od początku, bez zagłębiania się w historię, w to co już było. Szanse na wynalezienie czegoś zupełnie nowego w taki sposób są mniej więcej takie, jak wykopanie skarbu w przypadkowym miejscu na głębokości powiedzmy pół metra. Ja trzymam się w większości wypadków frazy tradycyjnej. Wbrew temu co sądzą niektórzy, wiele jeszcze można napisać wierszy rymowanych pozostając oryginalnym. Adam Zagajewski w wywiadzie dla „Polityki" powiedział, że każdy następny wiersz wyrasta z poczucia niedoskonałości tego, co się napisało do tej pory. Tak chyba jest rzeczywiście. W przeciwnym wypadku wewnętrzny „przymus pisania" nie miałby racji bytu i powinien zaniknąć. Pisze się tak długo, jak długo ma się poczucie niedosytu, niezupełnego spełnienia, niezaspokojenia głodu wyrażenia siebie. Co do nagród, czy uznania, to za swój sukces uważam regularne publikowanie wierszy w Przekroju przez kilka lat, a także nagrodę ZAKRu za piosenkę napisaną wspólnie z Lucjanem Wesołowskim (on muzykę, ja tekst) w konkursie „Malwy 2010".
RSTK ma w swojej nazwie słowo „robotnicze", kojarzące się z klasą społeczną z epoki PRL-u. Czy nie czas zmienić już nazwę tego stowarzyszenia? Czy ma zostać, pomimo że robotników w nim nie uświadczysz?
Zarówno ja, jak i paru moich kolegów z RSTK miewało w swoim życiorysie zawodowym okresy bezrobocia. Padła propozycja, aby zmienić nazwę stowarzyszenia na „Bezrobotne Stowarzyszenie Twórców Kultury", ale był to oczywiście żart. Mówiąc zaś serio, rzeczywiście nie ma dziś robotników w rozumieniu tego słowa z lat osiemdziesiątych. Nie ma jednak potrzeby ani sensu odcinania się od tradycji. Trwamy przy nazwie początkowej, bo chcemy zachować ciągłość tego, co rozpoczęło się w Gorzowie 30 lat temu. Znałem osobiście Marię Przybylak i byłem z nią na warsztatach. Szkoda, że tylko raz jeden. Wnosiła do naszego grona radość, ciepło, wyrozumiałość. Mam wrażenie, że wraz z jej śmiercią odeszło coś bezpowrotnie. Maria nie żyje niestety, ale chyba nikt, kto ją znał nie chciałby się odżegnywać od tego, co pozostawiła po sobie i co powinno pozostać w pamięci na zawsze. Niechaj to będzie nadal to samo stowarzyszenie które ona założyła z grupą przyjaciół.
Czego chciałbyś życzyć gorzowskiemu RSTK na najbliższe lata?
Zapewne korzystniejszych możliwości ekonomicznych, bo one sprzyjają realizacji przedsięwzięć artystycznych; warsztatów, programów, wydawnictw itd., ale nie to jest najważniejsze. Życzę naszemu stowarzyszeniu przychylnej atmosfery społecznej do działań twórczych, abyśmy byli zauważani i doceniani, życzę nowych ambitnych i utalentowanych ludzi, którzy zechcą się włączyć nie tylko do do pracy twórczej, ale też pracy społecznej i organizacyjnej. Aby byli tolerancyjni i pełni życzliwości, wolni od zazdrości i niezdrowej rywalizacji. Abyśmy byli nie tylko grupą dyskutującą o konwencjach, koncepcjach czy tendencjach, ale byśmy byli prawdziwym gronem przyjaciół, których łączy wspólna pasja.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Dana Gołąbekstrona oficjalna RSTK: www.rstk-gorzow.pl

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto