Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Puław: Dorożki dla letników i kupców

redakcja
redakcja
Fot. ze zbiorów Mikołaja Spóza
Fot. ze zbiorów Mikołaja Spóza redakcja
Dziś kolejna odsłona historii Puław. O dorożkarzach opowiada puławski regionalista Mikołaj Spóz.

W nieco sennych, przedwojennych Puławach, do których zjeżdżali letnicy na wakacje, powietrze było czyste, las sosnowy pachnący i złota plaża nad Wisłą.
Świtem, kiedy przyjeżdżał pierwszy pociąg z Warszawy, wysypywali się z niego letnicy z dziećmi, tobołkami, pieskami, czasem z panną służącą i szli ku postojowi dorożek. Po drodze policjant wręczał tzw. markę i pasażer szedł do takiej dorożki, której numer widniał na marce.
Przystanek Puławy
– Dworzec kolejowy był tam, gdzie towarowy – wspomina Mikołaj Spóz. – Było ciepło, bo palono w piecach. Później, przed wojną dzięki Władysławowi Szczypie, posłowi, który tragicznie zginął w Katyniu, uruchomiono przystanek Puławy miasto.
Była to zwyczajna, mała budka, gdzie można było kupić bilet przez okienko, moknąc na deszczu. Ten nowy przystanek był potrzebny głównie dla młodzieży, która dojeżdżała do puławskich szkół. Ale też młodzi z dworca do miasta nie wybierali się dorożką. To był środek lokomocji dla tych, których było na to stać – dla letników, kupców, urzędników.
Prawo jazdy
– Uzyskać pozwolenie na dorożkę było wtedy równie trudno, jak dziś uzyskać prawo jazdy – śmieje się Mikołaj Spóz. – Mam tu przepisy wydane przez magistrat miasta Puławy z 1 lutego 1927 roku. Nie zostały one odwołane ani zmienione, a więc do dzisiaj obowiązują. Gdyby jakiś dorożkarz zjawił się na ulicach Puław, pewnie można by wlepić mu mandat, bo wątpię, czy któryś dokładnie by się zastosował do wymagań.
W Puławach tamtych lat było co najmniej 22 dorożkarzy narodowości polskiej i co najmniej kilku, a może kilkunastu żydowskiej.
– Dorożkarzami byli m.in. Antoni Adamski, Antoni Bielawski, Wydra Tadeusz, Wacław Czuchryta, którego znali moi rodzice, a ja go pamiętam, bo nas woził – wspomina Spóz. – On właśnie z doktor Olgą Pakowską jeździł do leśnych partyzantów, gdzie opatrywała im rany i organizowała punkty sanitarne. Czuchryta był naszym sąsiadem. Kiedyś zobaczyłem orszak ślubny jadący dorożkami – okazało się, że to ślub jego córki i zrobiłem zdjęcie.
Dorożkarzami byli też Żydzi, m.in. Srul Bejczman, Hersz Zwajberger, Mordka Wejnsztok. Fach często przechodził z ojca na syna. Ale nic nie działo się automatycznie. Przepisy obowiązywały wszystkich i każdy musiał się zarejestrować.
Bitwa o pasażera
Magistrat miasta Puławy wydał przepisy, które też znalazły się w specjalnej książeczce rejestracyjnej. Punktów w niej było wiele. W książeczce Antoniego Bielawskiego, która miała numer 10 czytamy m.in.:
Punkt 2: „Zarówno dorożki jak i sanki musza być 4 razy do roku przedstawione do obejrzenia przez komisję, a zdatne do użytku otrzymują pieczątkę rejestracyjną i znak cechowy, a pojazdy, które nie będą uznane za zdatne, pozbawiają się tym samym prawa jazdy".
Punkt 4: „Powożący powinien być ubrany w przepisową liberię koloru ciemnogranatowego i kaszkiet przepisanego wzoru".
Punkt 5: „Każda dorożka kursująca po mieście winna być opatrzona w numer osobisty na plecach powożącego oraz numer i markę dla okazania policji przed dworcem kolejowym, świadectwo na prawo jazdy i taksę na miejscu widocznym dla jadącego pasażera".
– Dorożkarze nie byli spokojnego charakteru – śmieje się Spóz. – Szczególnie przed dworcem zdarzały się bitwy o pasażerów z dorożkarzami przybyłymi z Kazimierza. Dlatego, dla porządku wprowadzono tzw. marki, które odbierał od nich posterunkowy, a później wręczał pasażerom, żeby zabierali ich w kolejności, w określonym porządku.
Oznakowana dorożka
Na tym katalog obowiązków dorożkarzy wcale się nie kończy. Cały pojazd musiał być widocznie oznakowany, w skrzyni pod kozłem mieli posiadać klucz do przykręcania, szczotkę i miotełkę do sprzątania dorożki, wiadro płócienne na wodę dla konia. Sanki powinny mieć ten sam numer co dorożka, musiały mieć fartuch ochronny dla pasażera i dzwonek.
– Czytam jeszcze, że dorożkarz nie mógł mieć liberii rozpiętej i nie wolno mu było palić w czasie jazdy – dodaje Spóz.
Postoje dorożek były przy kilku ulicach – m.in. przy Piaskowej, Kołłątaja, Ogrodowej, Książąt Czartoryskich. Oczywiście stali przy hotelu Bristol i przy restauracjach. Krążenie po mieście w poszukiwaniu chętnych do jazdy było zabronione, ale i to się przecież zdarzało.
Niezłe zarobki
– Trzeba przyznać, że dorożkarze dbali o klienta – mówi Mikołaj Spóz. – Zawsze byli uprzejmi, brali walizkę czy pakunek, pomagali przy wysiadaniu. Pojazdy były zadbane.
Taksa była ustalona. Jednokonna dorożka z dworca do śródmieścia w dzień kosztowała 1zł, w nocy 1,20 zł. Z dworca na przedmieście – 1,50 zł, do Góry Puławskiej – 2 zł, w obrębie miasta 50–80 gr. Nocne kursy zawsze były o 20 proc. droższe. Zakładając, że dorożkarz robił około 10 kursów dziennie, to miał dobry zarobek.
– Wraz z rozwojem motoryzacji fach dorożkarski zanikał. Dziś dorożki są już tylko atrakcją turystyczną – ubolewa regionalista.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto