MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jabłko? A może jogurt? Dzieciaki wolą żelki!

redakcja
redakcja
- Namawiam na jabłko czy jogurt, ale oni wolą żelki - mówi pani Magda prowadząca sklepik w Szkole Podstawowej nr 17 przy ul. Warszawskiej
- Namawiam na jabłko czy jogurt, ale oni wolą żelki - mówi pani Magda prowadząca sklepik w Szkole Podstawowej nr 17 przy ul. Warszawskiej redakcja
Amelka, czwartoklasistka, pomiędzy lekcjami sięga po kubek waty cukrowej, czarnego lizaka i długą żelkę o smaku coli. Kolorowe proszki, ogromne ilości lizaków i chipsów - to jedzą uczniowie.

Być może wejdzie w życie ustawa zakazująca sprzedaży „śmieciowego jedzenia" w szkołach. Według dyrektorów gorzowskich szkół nie rozwiąże to jednak problemu, bo dzieci będą kupować „przysmaki" poza szkołą. Amelka, czwartoklasistka z Szkoły Podstawowej 17 przy ul. Warszawskiej podczas jednej z przerw zjada kubek waty cukrowej, czarnego lizaka i długą żelkę o smaku coli. Jej koleżanka Marianna na drugie śniadanie ma lizaka w kształcie smoczka i chrupki paprykowe. Tomek z piątej klasy paraduje po korytarzu z długą zieloną żelką posypaną cukrem. Maurycy natomiast zajada kwaśny żel ze „świecącej rakiety", niezwykle popularny wśród uczniów szkoły. Wcześniej zjadł też chipsy. W ich sklepiku furorę robią też kwaśne proszki oraz gumy z kolorowym płynem w środku. - Namawiam na jabłko czy jogurt, ale oni wolą żelki - mówi pani Magda prowadząca sklepik.W SP 1 przy ul. Dąbrowskiego w sklepiku cała półka zastawiona długimi żelkami w najróżniejszych barwach, niektóre posypane kwaśnym proszkiem, inne słodkim. Do tego lizaki w kształcie smoczków i szminki z jadalnego pudru, pizzerki, kolorowe napoje. - Jeśli zrezygnowałbym z tych rzeczy, musiałbym zamknąć interes. Dzieci nie chcą owoców czy orzeszków - mówi Damian Wójcikowski, właściciel sklepiku.W SP 21 na Piaskach cały regał pełen jest chrupek w różnych smakach. Żelki w kształcie hamburgerów, zapiekanki, hot-dogi, mnóstwo ciastek i batonów. Jogurty właściciel wypija sam, a jabłko schodzi dziennie zwykle jedno, czasami dwa. W sklepiku w ZS nr 6 przy ul. Gwiaździstej w krótką chwilę sprzedane są: dwie mamby, kostka czekolady, pizzerka, chrupki cheetosy i chrupki maczugi, lizak żółto-niebieski, zielona guma w kształcie arbuza, guma z tatuażem, czarny lizak. Mandarynki i banany leżą nieruszone.W każdej z tych szkół obok niezdrowych przekąsek, można też dostać jabłka, robione na miejscu kanapki, jogurty czy zbożowe ciasteczka. Ale nikt tego nie kupuje. Według raportów wydawanych przez Światową Organizację Zdrowia dotyczących problemów otyłości, w Polsce nigdy nie było tak źle, jak dziś: aż 29 proc. polskich jedenastolatków ma nadwagę. Coraz więcej nastolatków nie uprawia sportu, wręcz masowo unikają wuefu. Mają za to coraz więcej złych nawyków żywieniowych, a szkoła wcale w tym nie pomaga. To właśnie tam na każdej przerwie uczniowie kupują ogromne ilości „śmieciowego" jedzenia. Jesienią do Sejmu trafił projekt ustawy, która miałaby zakazać sprzedaży niezdrowych produktów w szkolnych sklepikach. Ich właściciele twierdzą, że wtedy sklepiki zbankrutują. Gdy w SP 17 raz wprowadzono pomidorki koktajlowe, małe marcheweczki, suszone owoce, warzywne chipsy, nie schodziły wcale. - Jeśli ja nie będę miał chrupek czy żelek, pobiegną po to do sklepu obok szkoły - twierdzi pan Bogdan prowadzący sklepik w SP 21. - Nie będą u mnie kupować zdrowej żywności, jabłek czy warzyw, interes trzeba będzie zamknąć. W szkole dzieci dostają owoce. Potem śmietniki są pełne jabłek - mówi.- Często sami rodzice, odprowadzając dzieci do szkoły, kupują im te wszystkie gumy i żelki - mówi Teresa Wilk prowadząca sklepik w „szóstce". Tam od nowego roku dyrekcja wycofuje wszystkie niepotrzebne słodycze, będą tylko drożdżówki, owoce, kanapki, zbożowe ciastka, czekolady, soki.Rodzice chwalą pomysł zakazu sprzedaży niezdrowych rzeczy w szkole. - Teraz kupują tam słodycze czy chipsy, a jeśli tego nie będzie, kupią jabłko. Bo nie będzie wyboru - mówi Sylwia Olbromska, mama uczennicy z SP 10 na Zawarciu. Jednak zdaniem wielu dyrektorów zakaz sprzedaży niezdrowych rzeczy w szkołach nie jest idealnym rozwiązaniem. - Jeśli wtedy sklepiki zbankrutują, będzie problem. Sporo dzieci kupuje tam bułkę na drugie śniadanie, gdy rodzice nie zdążą im zrobić - mówi Iwona Buchmiet, dyrektor SP 1. Według Krystyny Kołodziej, dyrektor SP 17, dzieci będą po prostu kupować niezdrowe przekąski w sklepach, po drodze do szkoły. - Nikt nie jest w stanie tego kontrolować - mówi dyr. Kołodziej. Zakaz sprzedaży niezdrowej żywności w swojej szkole wprowadził już pięć lat temu dyrektor SP nr 4 na Zakanalu. - Miały być tylko zdrowe kanapki czy owoce. Właściciel wprowadził na przykład jabłka. I po miesiącu przyniósł mi je wszystkie, zepsute - mówi dyr. Piotr Talaska. Sklepik zlikwidowano. - I nikomu go nie brakuje, nie jest tu potrzebny. Bo co schodzi w sklepikach? Świństwa - dodaje. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto