Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kijów 2014 i Gdynia 1970. Natrętna pamięć

Redakcja
Wówczas w Gdyni, teraz w Kijowie giną ludzie. Powód ten sam - walka o ludzką godność.

Siedzę sobie wygodnie przed telewizorem i wślepiam się w ekran. TVN 24 pracuje na okrągło – bez przerwy lecą informacje i zdjęcia z Kijowa.
A mnie przed oczami przesuwa się mój własny film, który widziałem na własne oczy w grudniu 1970 r.
Nie, nie, nie byłem w środku wydarzeń. Do Gdyni wróciliśmy z Labradoru chyba w poniedziałek – 14 grudnia. Wopiści i celnicy byli jacyś poddenerwowani. Później nerwy udzieliły się i nam, gdy zebrali nas w jadalni i oświadczyli, że w Gdańsku i Gdyni zaczęły się rozruchy i wstrzymują nam zejście na ląd. Jak dołożyli, że być może dostaniemy polecenie opuścić port i wypłynąć na redę, to nas wszystkich mało szlag nie trafił.
Siedzieliśmy jak gwoździe na statku. Później – następna niespodzianka. Przyjechała w obstawie kasjerka i zaczęli nam wypłacać zaliczkowo pieniądze – naprawdę już nie pamiętam, po ile tego było. Ale rozwiązywało problem braku gotówki.
Umówiłem się z Kruszynką, że przyjedzie do Gdyni na wejście statku. Była, ale tylko przed bramą „Dalmoru”. Dalej już nikogo nie wpuszczano, ale przynajmniej dowiedziała się, że już jesteśmy w Gdyni. Ponieważ nie miała szansy wrócić ze mną do domu, poszła na dworzec SKM. Gdy była na peronie, przez głośniki dworcowe usłyszała komunikat o wprowadzeniu godziny milicyjnej. Wróciła do Pucka i czekała na jakąś wiadomość ode mnie.
Wczesnym wieczorem dowiedzieliśmy się, że na statku zostają ci, którzy mieszkają w Gdyni. Reszta może jechać do domu. Zapoznali nas z grafikiem wacht w porcie. Mnie przypadła wachta w czwartek – 17 grudnia. Miałem być na burcie o godz. 08.00. Dostaliśmy jeszcze na wszelki wypadek zaświadczenia, że zeszliśmy ze statku i udajemy się do miejsca zamieszkania.
Do Pucka przyjechałem przed północą pociągiem. W domu Kruszynka – z mokrą poduszką pod głową. Jaka była szczęśliwa, że mnie zobaczyła...
W radiu i od ludzi dochodziły wiadomości o zamieszkach w Trójmieście. Ja cieszyłem się, że jestem w domu i że na wachtę mam jechać dopiero we czwartek.
Tego dnia wstałem około 05.00, bo o 06.15 odchodził pociąg do Gdyni. Sporo ludzi dojeżdżało tym pociągiem do Gdyni do pracy. Dojechaliśmy do Redy, a tam informacja: „Pociąg dalej nie jedzie! Gdynia jest zablokowana. Wstrzymana cała komunikacja. Wracać do domów”. Na dworcu patrol milicjantów. Mówię im, że mam dziś wachtę na statku – odesłali mnie z kwitkiem nic nie tłumacząc. DO DOMU!!!!
Wróciliśmy tym samym pociągiem. Gdy tylko pojawiła się informacja, że już do Gdyni można jechać, z rana pojechałem. Oczy bolały od resztek gazu. Ulice opustoszałe. Pełno uzbrojonych patroli milicyjnych. Na dachach budynków rządowych (ja pamiętam sąd i ZUS) snajperzy. Nim przeszedłem z dworca do portu, kilka razy byłem legitymowany i wypytywany, po jaką cholerę przyjechałem do Gdyni.
Gdy w końcu dotarłem na statek, okazało się, że jestem członkiem pierwszej zmiany wachty. Wtedy, w poniedziałek, po naszym zejściu na ląd, zlitowali się nad innymi i też ich puścili. Została wachta – do czwartku rana. Dobrze, że mieli ciepło i mieli co jeść.
Na statku dopiero dowiedziałem się, co naprawdę działo się w Gdyni.
Teraz, patrząc na zdjęcia z Kijowa i czytając informacje o zabitych i rannych, pamiętam tą prawie grobową ciszę w Gdyni.
I cieszę się, że mieliśmy tyle szczęścia, że po 10 latach dogadano się przy Okrągłym Stole.
 
Manro

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto