Konar drzewa leży na drodze, a straż pożarna umywa ręce

Dzisiejszego ranka, podczas wyjazdu na grzyby, zauważyłem wielki konar drzewa, który w nocy spadł na drogę dojazdową do posesji przy ulicy Sołeckiej 78, 76/1 i 76/2.

Jedn z sąsiadów ma zniszczone ogrodzenie, na które spadł owy konar.
 Niestety, autem nie dało się  ominąć tej przeszkody w żaden sposób i na grzyby pojechałem ze szwagrem, który na szczęście mieszka niedaleko. O godz. 6:21  zadzwoniłem na straż pożarną, by powiadomić o zaistniałej sytuacji, że mieszkańcy nie mają możliwości dojazdu do pracy i do centrum miasta, że zostaliśmy odcięci od reszty miasta przez wielki konar.
Oficer dyżurny, jak mniemam, oświadczył mi, że to nie ich problem, że mam powiadomić PGK, bo to oni zajmują się takimi rzeczami. W PGK powiadomiono nas, że to sprawa straży pożarnej, więc ponownie dzwonimy do strażaków (jest 6:31). Tam ten sam oficer dyżurny oznajmia nam, że mamy skontaktować się z ZDM (Zarząd Dróg Miejskich), więc dzwonimy. W słuchawce cisza. Jest sobota, a w sobotę ZDM nie pracuje i prawdopodobnie nie mają dyżurów w razie jakichkolwiek awarii. O godzinie 11:58 ponownie kontaktuję się ze strażą pożarną w celu otrzymania informacji co z tym fantem zrobić. Totalna ignorancja. Poprosiłem oficera dyżurnego (bo nie chciał mi ten pan podać swoich danych personalnych) o nazwisko rzecznika Straży Pożarnej w Koszalinie, by w poniedziałek wyjaśnić całą sytuację. Obecnie jest godz. 12:30. Konar, jak leżał, tak leży. Szybka mobilizacja właścicieli posesji odciętych od "świata" i przeszkoda zostanie usunięta. Jeden sąsiad załatwił piłę, drugi jakąś przyczepkę i konar zostanie usunięty.
W poniedziałek postaramy skontaktować się ze wszystkimi służbami, z którymi próbowaliśmy coś załatwić, by wyjaśnione zostało nam, kto jest odpowiedzialny za usuwanie połamanych drzew. Mamy nadzieję, że mieszkańcy posesji przy ulicy Sołeckiej nie będą musieli korzystać z usług w/w instytucji.