Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Królowa neo-soulu wystąpiła w Warszawie. Przeczytaj relację z koncertu Erykah Badu

Konrad Zalewski, Klaudia Wąsowska
Przypadkowy obserwator sobotniego koncertu Królowej Neo-Soulu w stołecznym Parku Sowińskiego mógłby odnieść wcale nie do końca mylne wrażenie, że oto widzi spotkanie mistycznego kultu z bardzo zaangażowanymi wyznawcami i nie mniej charyzmatycznym liderem. Po tym jak Badu pojawiła się na scenie, tłum przeżył zbiorową ekstazę i pozostał w tym stanie przez kolejne półtorej godziny.

Zanim jednak nastąpił właściwy koncert, w roli supportu na scenie pojawiła się Natu ze skromnym, czteroosobowym zespołem. Wykonała zarówno utwory z pierwszej solowej płyty Maupka Comes Home, jak i z drugiej Gram Duszy. Słuchaczy Natalii z pewnością zaskoczyły nowe, dość pokrętne, ale bardzo wyraziste aranżacje “Lion Girl” i “Ciszy”. Piosenkarka niewątpliwie rozgrzała całą publiczność przed występem Badu, w pełni demonstrując swoje możliwości wokalne. Na scenie wspomogli ją producent Envee, oraz w jednym utworze (“Motion Picture”), siostra Paulina.

Czytaj także: XVII Przystanek Woodstock oczami warszawianki (ZDJĘCIA)

Każdy z koncertów Eryki to przedstawienie, nawet pomimo tego, że nie ma tam przebieranek czy rekwizytów, a aktorka jest tylko jedna. Nie inaczej było i tym razem. Zaczęło się od przeszło 20-minutowego, (w przeważającej większości) instrumentalnego wstępu, który można potraktować jako krótką, acz treściwą lekcję muzyki w ogóle, w całym swoim majestacie. Za sprawą 13-osobowego zespołu zrobiło niezwykle progresywnie - przejściom, wtrąceniom i przeplatankom stylów nie było końca - dwóch bębniarzy czarowało rytmami, czteroosobowy chórek wyśpiewywał charakterystyczne “Badu, Badu” (znane z introdukcji jedynej niestudyjnej płyty artystki - Baduizm Live), całość podszyta została subtelnymi dźwiękami rozmaitych fletów (choć flecista był tylko jeden), nie zabrakło też efektownych gitarowych solówek. I tak w wielkim skrócie pozostało już do samego końca widowiska, z tą jedynie różnicą, że gdy na scenę wyszła Badu, cała reszta stała się już tylko tłem.

“I can’t believe that I’m in Warsaw” - zaczęła, wywołując bardziej niż entuzjastyczną reakcję publiczności, w rytm “Drama” ze swojego debiutanckiego krążka. Do mikrofonu podeszła z kamienną twarzą, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, gdy tylko spojrzała na kilkutysięczny tłum, co momentalnie wywołało nawet większą burzę krzyków i oklasków. Nie zabrakło niespodzianek - Badu zapytała tłum czy może z zespołem wykonać specjalnie przygotowaną dla nas piosenkę (jak się okazało co bardziej nadgorliwi mogli ją usłyszeć już przed koncertem, na próbie) - “Happy to see you again, happy you are my friends” - pląsała Erykah w rytm radosnych, co najmniej doo-wopowych brzmień, a wraz z nią i my.

Czytaj także: Przegląd gwiazd polskiego kina w Iluzjonie

Prawdziwe szaleństwo miało jednak dopiero nastąpić. Piosenkarka sama dała się ponieść, wijąc się zmysłowo przy mikrofonie w swojej indiańskiej tunice i kilkunastocentrumetrowych szpilkach, do hymnu Nowej Ameryki - “The Healer”. “Hip Hop is bigger than religion” - skandował wraz z artystką tłum. Piosenki przenikały się ze sobą i łączyły w szalony cykl. Wywrócone do góry nogami “Other Side of the Game” zdawało się nie mieć końca, inkorporując fragmenty coraz to innych piosenek artystki, a ona sama oddawała się (co najmniej) sztukom magicznym, pełnym teatralnych gestów i niesamowitych zwrotów akcji.

Nawet pomimo tego, że następne w kolejności “On & On” zwinnie zmieniło się w “… & On” (z drugiego krążka Mama’s Gun), do samego końca występu, pozostaliśmy w klimacie debiutanckiego Baduizmu, który zupełnie niespodziewanie zdominował setlistę koncertu. I chociaż Erykah na każdej kolejnej płycie odkrywa się słuchaczom na nowo i przedstawia świeżą, niebanalną wizję, odnoszę nieodparte wrażenie, że koncerty traktuje w sposób co najmniej odwrotny.

Czytaj także: Plenerowe kino na Słodowcu w każdy piątek sierpnia

Trzeba jej oddać, że ma niezwykły talent do czarowania publiki, ale za każdym razem wykorzystuje do tego dokładnie te same środki - stałym punktem programu jest magiczny stoliczek, na którym odgrywa “a capella” przypadkowe beaty (choć czyni to z dużą zręcznością). Nie sposób nie zwrócić uwagi na setki symboli i gestów, którymi Badu okala się na scenie i o ile jest to nieodłączny element jej wizerunku, w tak dużym nagromadzeniu, wymusza u odbiorcy pytanie: czy tylko ja tego nie rozumiem czy może faktycznie nie ma to żadnego głębszego sensu? Ale egzorcyzmy rządzą się własnymi prawami, a i sama Królowa Soulu może liczyć na specjalne przywileje przy ich odprawianiu.

Wśród innych, artystycznie poszatkowanych, wykonań nie zabrakło: “Apple Tree”, “Certainly”, “Kiss Me on My Neck” czy wykonywanego jedynie na koncertach funkowego “Annie Don’t Wear No Panties”. Pojawił się też, wyczekiwany (i jak się okazało) samotny rozbitek z Worldwide Underground - singlowe “Love of My Life (An Ode to Hip Hop)”, przy okazji którego Badu pokazała zgromadzonym co tak naprawdę znaczy Hip Hop oraz zadała publice do zaśpiewania kilka karkołomnych wersów, którym ta, ku konsternacji piosenkarki, podołała jedynie połowicznie. Pod względem repertuaru koncert był bardziej podróżą o dekadę wstecz, aniżeli promocją ostatniej płyty piosenkarki, z której to podczas półtoragodzinnego show, nie pojawiło się ani jedno nagranie.

Czytaj także: Frugo Party! Wygraj wejściówkę (KONKURS)

Było niesamowicie różnorodnie - zespół piosenkarki zręcznie manewrował między soulem, rockiem, hip hopem, jazzem a czymś, co moglibyśmy określić jako voodoo ambient (niesamowite połączenie afrykańskiej muzyki etnicznej i klimatycznych instrumentalnych interludiów). Wszystko oczywiście bardzo ekspresyjne i choć sprawiało wrażenie spontanicznego - zapięte co do nuty na ostatni guzik. Bisów nie było, ale tłum dzielnie oklaskiwał piosenkarkę, jeszcze długo po tym, gdy ekipa techniczna zaczęła rozmontowywać sprzęt.

Erykah na warszawskim koncercie, po raz kolejny potwierdziła swoją klasę i dała wyraz specjalnego uznania w stronę swojej nadwiślańskiej publiczności. Jednocześnie, w gruncie rzeczy niespodziewany, przebieg koncertu postawił kropkę pod rysującym się od pewnego czasu znakiem zapytania odnośnie nadchodzących muzycznych projektów piosenkarki. Jedno jest pewne - wszystko jest możliwe.

Tekst został opublikowany w serwisie Soulbowl

Codziennie najświeższe informacje z Warszawy na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto