"Ksiuty w olejandrach", prostytutki i przekręty. Ciemna strona przedwojennej Warszawy we wspomnieniach taksówkarza
Wałki cierpiarzy
Marian Sękowski był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej. Dlatego też ubolewał nad niskim poziomem zaangażowania politycznego swoich kolegów po fachu. „Byli oni przeważnie groszorobami. Przezywano ich 'cierpiarzami', bo zawsze stękali na niedobór w swoich zarobkach” - pisał. Ten „wieczny niedostatek” taksówkarze próbowali sobie odbić na wszelkie możliwe sposoby. Mieli szereg różnych sposobów oszukiwanie klientów. Najłatwiej wychodziło im z pijanymi. Gdy taki delikwent zasypiał w wozie, to mógł być pewien, że zostanie odwieziony do domu „okrężną drogą”, byle mocniej nabić taksometr. Ale były też bardziej wysublimowane techniki śrubowania zarobków. Stosowano je przy okazji weekendowych dłuższych kursów taksówek poza miasto. Oddajmy głos Sękowskiemu: „Podmiejskich dancingów wokół Warszawy było kilka. Za Belwederem był „Egipt” przemianowany na „Alhambrę”, w parku „Promenada”. Za nim „Leśniczówka” Zakrzewskiego, a jeszcze dalej „Sielanka” - Gamblera. W Konstancinie „Kasino”. Na Bielanach i w Łomiankach znajdowały się restauracje Bochenka. […] Chętnie tam woziło się pasażerów – raz, że duża odległość, a więc i więcej złotówek, a podrugie – restauratorzy za przywiezienie gości dawali kierowcy kolację z 'angielką' wódki. Posilna była to kolacja, bo porcja schaboszczaka była duża, a i kapusty z kartoflami kucharz nie żałował. Można było się najeść do syta. Najczęściej z po dowiezieniu do takiego lokalu nocnego poza miastem kierowcy mieli polecenie oczekiwania na swych gości, by ich rano odwieźć do miasta. Sprytniejsi kierowcy nie tracili bezużytecznie czasu, gdy ich goście się bawili. Wyjeżdżali swymi taksówkami w ciemny kącik parku otaczającego budynek dancingowy. Tam podnosili przednie koło, na którym umocowana była spiralna obręcz zwana 'forgielegą', nadająca ruch lince taksometru. Rozkręcali to koło na szybkie obroty, przez co taksometr wybijał dalej złotówki bez użycia materiałów pędnych i robienia pustych kilometrów. Takim sposobem przysparzali sobie zarobku, nabijając w butelkę pasażerów. Nikt się ty mnie gorszył. Takie cwaniactwo uchodziło za umiejętność dawania sobie w życiu rady.” (Na zdjęciu: Dwaj warszawscy taksówkarz podczas rozmowy)