Na sąsiadkę nie ma mocnych

Koszmar Anny Kokot zaczął się cztery lata temu. Wtedy do mieszkania naprzeciwko w budynku przy ul. Nysy Łużyckiej w Opolu wprowadziła się Jolanta K.- Z początku myślałam, że to spokojna matka wychowująca samotnie dziecko. Poczułam, że może się między nami nawiązać nić porozumienia, bo łączą nas takie same problemy. Dlatego kiedy zaczęła przychodzić, żeby pożyczać drobne kwoty, nigdy nie odmawiałam. Wiem, jak trudno jest samotnej matce - opowiada pani Anna.Z czasem wyszło jednak na jaw, że pożyczone pieniądze sąsiadka wydaje nie na chleb, ale na alkohol. - Postanowiłam więcej nie dawać jej żadnych pieniędzy. I wtedy zaczęła się moja gehenna. Sąsiadka zaczęła mi walić w drzwi bez względu na porę dnia i nocy, niszczyć judasza, zaczepiać dzieci, zakłócać spokój na klatce schodowej, gdzie zresztą czasem też śpi - relacjonuje pani Anna. - Wiem, że ona mieszka teraz sama, bo dzieci się od niej wyprowadziły. Córka nie mogła znieść wiecznych krzyków i awantur. Większość sąsiadów nie reaguje. Boją się, bo ta kobieta jest nieobliczalna. Kilka razy dzwoniłam na policję z interwencją, ale nic to nie dało. Gdy ona wpadnie w alkoholowy ciąg nie ma na nią mocnych.Podinspektor Jarosław Dryszcz z KWP w Opolu potwierdza, że policja kilka razy interweniowała pod wskazanym adresem przy ul. Nysy Łużyckiej. - Znamy tę sytuację. Dzielnicowy będzie tam częściej zaglądał. Skierowaliśmy też sprawę tej pani do Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Czekamy na odpowiedź - mówi podinsp. Dryszcz.Mirosława Kwolek-Pawełczak ze Stowarzyszenia na rzecz Ludzi Uzależnionych „To Człowiek" radzi, by sąsiedzi się skrzyknęli. - I podali tę panią do sądu za zakłócanie spokoju. Radzę też zredagować pismo o eksmisję tej kobiety i skierować je do ratusza.