Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnie śliwki tego roku

Łuka
Łuka
O tej porze roku właśnie dojrzały ostatnie śliwki. Odeszły w przeszłość moje gorzowskie wzgórzowe ogrody. Wyrosły tam domy...

Bardzo lubiłam późne jesienne  śliwki. A to głównie z powodu zdziwienia, które wywoływał ich smak. Słodycz narastała z  wiekiem, a najwyborniej smakowały, gdy były już brzydkie i bardzo pomarszczone..
 
Łączyła nas tajemnica wspólnej jesiennej pory urodzenia, delikatny koloryt tych owoców utrwalony na akwareli namalowanej przez ojca jeszcze w czasach wileńskich, ale najbardziej ogrody.
Po tylu latach stale widzę te dawno nieistniejące gorzowskie ogrody. Szliśmy tam pieszo
i nagle z krętych malowniczych uliczek, otwierała się zachwycająca wysoka i zielona przestrzeń. Zawsze witała fragmentem nagiego, piaszczystego zbocza jawiącego się jak wielka biała piaskownica, łagodnym wąskim łukiem spływająca w dół swojego wzgórza.
Dalej były już tylko ogrody. Jesienią, tak jak latem, siadywaliśmy w cieniu   bardzo dorodnych drzew. I czasem na nasze kolana spadały jeszcze cierpko pachnące, ale najpyszniejsze, bo już bardzo pomarszczone, śliwki.
 
Kiedy usłyszałam, że te ogrody odeszły w przeszłość i na wzgórzach  wybudowano  ogromne domy, nie chciałam wracać. No cóż, myślałam pocieszając się, nieustannie topnieją zegary Salvadore Dali.
 
    Odważyłam się po bardzo wielu latach. Poszłam o świcie by widzieć, jak  budzi się dzień a przede wszystkim zobaczyć mieszkańców mojego dawnego śliwkowego raju. Czy pamiętają "o  ogrodach z których wyszli", może są nadzwyczajni .
Stałam nieruchomo na skraju wzgórza.
I pojawiali się, już dobrze oświetleni dobrym światłem dnia. Panowie z pieskami, niektórzy  zanurzeni w  dymie chyba pierwszego porannego papierosa. Inni wdrapywali się po schodach zbocza,  trzymając w dłoni torebki foliowe wypełnione  bułkami. Jakaś pani karmiła kota.
 
Po niewielkiej pauzie, z domów wybiegali  młodzi do szkół spiesząc i ci ,którzy mogli się spóźnić do pracy. Jeszcze tylko odgłosy zatrzaskiwanych drzwi samochodów. I zapanowała przedpołudniowa cisza.
 
Wtedy właśnie usłyszałam skrzypienie otwieranego okna. Wreszcie spojrzałam  na te domy, których nigdy i nigdzie nie lubię oglądać. W otwartym oknie któregoś z górnych pięter stała smukła kobieta. W wielkim już słońcu, na chwilę zamigotały szklane tafle okna, potem rozbłysły złote refleksy na jej siwych włosach. Stała długo, patrząc gdzieś w przestrzeń. Co widziała? Tego nigdy się nie dowiem. Drzwi wejściowe do bloku były  zamknięte, a domofon? Domofon przecież  nie był dla mnie. Zadzwonię i  co odpowiem na pytanie, do kogo przyszłam. Nikt by nie uwierzył, że tylko chcę popatrzeć w dal .
 
Tak więc w wyobraźni tworzyłam obraz. I widziałam moje miasto, leżące w dolinie wiernej rzeki  jak  duży,  odpoczywający  człowiek   z uniesionym prawym łokciem i  z ręką opartą o   własne, wtedy bardzo zielone, a teraz może płonące kolorami wzgórza...
 
Pomyślałam, że taki widok z jakiegoś, może jedynego, okna wielkiego domu  zajmującego przestrzeń moich działek, może być ważniejszy niż smakowanie późnych jesiennych śliwek...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto