Tak się złożyło, że wyjeżdżamy z żoną w najbliższy weekend na drugi koniec Polski, głównie po to, żeby zobaczyć się z mieszkającymi tam krewnymi. Rodzina, jak to rodzina – przygarnie pod swój dach, nakarmi, oprowadzi po okolicy. Nie wypada więc jechać z gołymi rękoma, tylko uczynić zadość dobrej staropolskiej tradycji i przywieźć ze sobą jakiś podarek.
Zawsze najsympatyczniej jest wziąć ze sobą coś regionalnego, miejscowy specjał – dobry, ale niedostępny w innych częściach kraju w swej oryginalnej postaci. Na przykład, gdybym mieszkał na Podhalu, zapewne w podróż zabrałbym kilka świeżych i pachnących oscypków, a gdyby było to Podlasie, to wziąłbym kawał przepysznego sękacza.
Jakoś tak się utarło, że Gorzów i jego okolice nie mają żadnego rozpoznawalnego w Polsce produktu „eksportowego", który mógłby służyć za sympatyczny, regionalny podarunek. I ja sam kilka dni temu zacząłem się poważnie zastanawiać – co by tu ze sobą zabrać?
Olśnienie pierwsze – miód! Jak można byłoby o nim zapomnieć? Wszak nasza Kotlina Gorzowska to prawdziwa kraina miodem płynąca. Wiadomo, w całej Polsce są pasieki i świeży miód należy raczej do produktów łatwo dostępnych. Ale chyba tak dobrego jak nasz nadnotecki to nie ma nigdzie indziej. Sławę zyskał szczególnie wyrób z Gralewa, z gospodarstwa Wiesława Dudka. A jaka nazwa! – „Miód leśny wielokwiatowy z lasów lubuskich". Nie ma co się zastanawiać: wpaść, kupić i zabrać, innego wyjścia nie ma.
Myśl druga – piwo. Tradycje browarnicze w naszym mieście sięgają hen-hen w przeszłość, a trunek warzony przez Browar Kochlstocka był znany i popularny nie tylko w regionie. Niestety, aktualnie na terenie samego Gorzowa nie działa żaden browar. Ale jest przecież BOSS Browar Witnica S.A. i jego najnowsza oferta: piwa „Gorzowiak" – jasne i ciemne oraz klasyczne już „Lubuskie". Wszystko to w poręcznym, tekturowym koszyczku piwnym można kupić w wielu sklepach. Chociaż więc piwo to alkohol raczej plebejski, to jednak wszystko razem wygląda całkiem gustownie i mocno regionalnie. Smak natomiast broni się sam.
Była też myśl trzecia, znaczy reneta landsberska. Jednak pomysł przepadł, gdy nie udało się jej absolutnie nigdzie kupić. A szkoda, bo chociaż jabłka same w sobie są średnio atrakcyjnym prezentem, to jednak dla kogoś, kto lubi piec – w szczególności szarlotkę – byłyby zapewnie nie lada rarytasem.
Zamiast więc renety landsberskiej kupiliśmy do tercetu sporą bombonierkę, nie regionalną, ale przynajmniej polską. Można więc spokojnie ruszać w podróż.
Nie jest więc z naszym Gorzowem tak źle. Klęski obfitości - jeżeli chodzi o ciekawe produkty regionalne - to z pewnością nie mamy, ale nie jest to też taka pustynia, jakby się nam mogło wydawać.
A co Wy sądzicie na ten temat? Czy może o czymś zapomniałem? Co jeszcze można byłoby zabrać w taką podróż na drugi koniec Polski? Warto się nad tym zastanowić, ot, chociażby na przyszłość, do kolejnej wyprawy!
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Jak kupić dobry miód? 7 kroków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?