Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sesja zdjęciowa pary prezydenckiej dla "Gali"

Lucjan Strzyga
Myli się ten, dla kogo Bronisław Komorowski to szorstki, wąsaty Sarmata biegający po lesie z myśliwską fuzją. To raczej polityk sprytnie korzystający ze wszystkich dobrodziejstw medialnego lansu.

Jaka jest największa słabość polityków? Potrzeba lansu. Nie ma co się łudzić, ulegają jej wszyscy, a dowodem niech będzie najświeższa sesja zdjęciowa pary prezydenckiej w miesięczniku "Gala". W ramach ocieplania swojego wizerunku wśród rodaków Anna i Bronisław Komorowscy postanowili poddać się fotograficznym upiększeniom i opowiedzieć o swoich wigilijnych zwyczajach.

Celebryckie umizgi głowy państwa zawsze skłaniają do pytań o intencje. Czy prezydent powinien robić z siebie medialne widowisko? Dlaczego pojawia się akurat w tej, a nie innej gazecie? Problem dotyczy zresztą nawet polityków pomniejszego sortu. Gdy na łamach tej samej "Gali" pojawił się w listopadzie niedoszły prezydent Warszawy Czesław Bielecki ze swoją nową wybranką Iloną Łepkowską, wśród obserwatorów sceny politycznej również pojawiły się pytania o marketingowe kulisy sesji. Oczywiście zawsze znajdą się chętni, by posłuchać plotkujących o swoich intymnościach przedstawicieli towarzyskich elit, ale są i tacy, dla których lansowanie się w kolorowej prasie to przekraczanie pewnej granicy, niewskazane zwłaszcza dla polityków.

Wróćmy jednak do prezydenta. Fotoreportaż daje nam wyjątkowo lukrowany obraz życia w Belwederze. Anna Komorowska podczytuje sobie oto Horacego w oryginale i poprawia mężowski akcent (rzuciła filologię klasyczną dla opieki nad rodziną), Bronisław Komorowski gładzi wąsy i wykwitnie nalewa małżonce herbatę z porcelanowego imbryczka. Oboje w eleganckiej odzieży, na tle wymuskanych wnętrz, w których w tym roku wieczerzać będzie w Wigilię 20 osób.

W przekazie dostajemy tez obraz prezydenta tradycjonalisty. Kultywuje zwyczaje, przebierając się za św. Mikołaja, obdarowując bliskich prezentami (coraz droższymi, choć był taki rok, gdy podarował żonie wyszczerbiony kubek), wyśpiewuje kolędy pod wigilijnym drzewkiem, zagryza śledzikiem barszczyk i wcale nie ucieka przed pianinem, które w tym roku specjalnie dowiezione będzie do Belwederu. Słowem - sielski obrazek dowodzący, że na szczytach polskiej polityki panuje spokój, szemrzą kolędy i byt rodaków jest zabezpieczony.

I może właśnie ów spokój stał się powodem natychmiastowej krytyki tych, dla których Bronisław Komorowski wcale nie jest wymarzonym ojcem narodu. Głowie państwa natychmiast dostało się za wykorzystywanie mediów do podreperowania własnego wizerunku, przykrycia rodzinnym lukrem własnego nieróbstwa i - co najważniejsze - karykaturowanie pamięci Lecha Kaczyńskiego, który rok temu w tej samej "Gali" zafundował sobie dokładnie taki sam medialny show.

Najwięcej krytyków pojawiło się oczywiście w internecie. Gdyby spece od wizerunku obecnego prezydenta wzięli na poważnie to, co rzesze złośliwców wypisują w sieci, mieli by nad czym myśleć do końca kadencji. Pomijając skatologię, najwięcej uwag internautów wzbudził wyjątkowo odmłodzony wizerunek pierwszej damy. W tym przypadku można powiedzieć, że medialny lans rozbił się o zbytnią gorliwość speca od Photoshopu z "Gali". Dowody na odmłodzenie Anny Komorowskiej są mocne, a jednym z nich jest fotografia, która obiegła nadwiślańską prasę podczas wizyty w Polsce prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Przedstawia ona Swietłanę Miedwiediewą i Annę Komorowską w czasie pogaduszki w Pałacu Prezydenckim. - Popatrzcie - triumfują krytycy - jeszcze tydzień temu prezydentowa wyglądała jak reklama gastronomicznej sytości, a dziś jawi się niczym wyznawczyni diety makrobiotycznej. Wniosek? Obecny prezydent RP oszukuje rodaków nawet w kwestii wizerunku własnej żony.

Można sobie pochichotać, ale przecież w przypadkach podobnych sesji nic nie jest naturalne. Jak wynika z pisanych drobnym maczkiem podpisów pod fotkami, porcelanę na tę okoliczność użyczyła firma Moneti.com.pl, dekoracje dostarczyła Home-you.com, a całość przedsięwzięcia wystylizowała Anna Poniewierska. Znacznie dłuższa jest lista firm odzieżowych. Prezydentowa odziana została w bluzkę Ulli Popken i spódnicę od Marksa i Spencera, zaś prezydent wystąpił w krawacie Da Vinci, swetrze Olsena i butach z butiku MO52. I znaleźli się już tacy, którzy modniarskie trendy głowy państwa zauważyli i wbijają w nią szpileczki złośliwości. Wystarczy zerknąć na stronę portalu w Polityce.pl, której redaktorzy do gustów prezydenta czują wyraźny dystans.

Czytaj także:
* Spotkanie Bronisława Komorowskiego z kombatantami
* Podsumowanie wizyty prezydenta Rosji w Warszawie
* Prezydent podjął decyzję o przeprowadzce do Belwederu

Pamiętają jeszcze pewnie zeszłoroczną Wigilię, kiedy to jej medialnymi bohaterami byli Maria i Lech Kaczyńscy. Także patrzyli sobie głęboko w oczy, obejmowali się przed obiektywem aparatu, a prezydent delikatnie całował włosy swej połowicy. Też było sielsko, wigilijne i tkliwie. Lech Kaczyński kokieteryjnie zwierzał się nawet reporterom, że jego córka Marta bała się w dzieciństwie bajek opowiadanych - tu ciekawostka dla psychologów - przez Jarosława Kaczyńskiego.

Jednak obecni krytycy przedwigilijnych póz Anny i Bronisława Komorowskich mylą się, twierdząc, że tradycja wizyt "Gali" w siedliskach najwyższych polityków w państwie powinna być zakończona na rodzinie Kaczyńskich. Lech Kaczyński wcale nie był bowiem pierwszy w tej materii, lecz akurat Donald Tusk. Już kilka tygodni przed zeszłorocznymi świętami rodzina premiera tylko po to zasiadła do wieczerzy, by dać się unieśmiertelnić fotografom "Gali". Przypomnijmy, że także Tuskom dostała się wówczas stosowna porcja drwin od politycznych nieprzyjaciół. Głównie za sprawą słów szefa rządu, które wymsknęły mu się nieopatrznie klika dni wcześnie na antenie Tok FM: "Nie daj Bóg, żeby ktoś coś kombinował przy Wigilii". - Pan premier chce chronić Wigilię, a sam przesuwa jej termin o dwa tygodnie - wyzłośliwiali się w kuluarach politycy, zaś plotkarskie portale kpiły, że na opublikowanych wtedy rodzinnych zdjęciach Kasia Tusk wygląda jak Shakira, kolumbijska gwiazdka popu.

Pęd do lansu jest - jak widać - nie do przezwyciężenia. Przekonał się o tym doskonale każdy, kto obserwował medialny pojedynek prezesa Jarosława Kaczyńskiego i marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego tuż przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Rzecz odbywała się na stronicach niezastąpionej "Gali", a obaj kandydaci prezentowali swoją przedwyborczą artylerię. Szef PiS koncentrował się na pamięci zmarłego brata ("biliśmy się w dzieciństwie, kłóciliśmy się czasami przez pół dnia") i prezentował się jako dobry wujek w otoczeniu dzieci. Wyznał też, dlaczego nie założył własnej familii: "Mówię to raz i nie chcę do tego wracać. Byłem w młodości zaangażowany emocjonalnie. To się skończyło rozstaniem (...) Mogę tylko powiedzieć, że jestem z tą osobą w rzadkich, ale ciepłych kontaktach po dziś dzień".

Z kolei marszałek Sejmu kusił czytelników swoim wizerunkiem polityka twardego i odpowiedzialnego, który powołanie do spraw tego świata odkrył już jako pacholę: "Biegłem wśród łanów zbóż, rozchlapując kałuże, i potwornie się bałem. Ale w pewnym momencie - pamiętam to jak dziś - w tej burzy, wśród piorunów, poczułem, że odszedł lęk. (...) To był moment, kiedy poczułem, że świat należy do mnie, a ja do pięknego świata". Romantyzm, rozwaga i umiar nie opuściły Bronisława Komorowskiego do dziś. Zacytujmy fragment wigilijnej rozmowy z "Galą". Pytany o to, czy wyobrażał sobie święta Bożego Narodzenia w Belwederze, odpowiada: "Nie wolno mieć w sobie takiej pychy i arogancji, żeby życzyć sobie wielkich zaszczytów czy ważnych funkcji. Co nie znaczy, że trzeba być człowiekiem lękliwym. To trochę jak z żołnierzem - każdy szeregowiec powinien wierzyć, że nosi buławę marszałkowską w plecaku".

Prawda, że ładnie powiedziane? Właśnie tak, by pokazać społeczeństwu to, co ma się najlepszego w zanadrzu. Istne lanserskie mistrzostwo świata - jak mogliby to skomentować fani Pudelka czy Kozaczka. Bowiem - czy to się komuś podoba, czy nie - polityka i media nie mogą bez siebie egzystować. I pewnie jeszcze niejednokrotnie, oczywiście wraz "Galą", gościć będziemy na prezydenckich, przedwigilijnych parkietach stylowo opromienionych blaskiem żyrandoli (pamiętacie słynne: "Żyrandol nie jest celem moich starań o prezydenturę"?). W końcu nie każdy Europejczyk ma prezydenta, który nakłada na Wigilię portki od Marksa i Spencera. My mamy.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sesja zdjęciowa pary prezydenckiej dla "Gali" - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto