Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siedziba SLD przy Rozbrat zostanie sprzedana

Joanna Miziołek, Barbara Dziedzic
Młodzi politycy chcą odciąć się od symboliki postkomunistycznej lewicy
Młodzi politycy chcą odciąć się od symboliki postkomunistycznej lewicy Fot. Bartek Ryży/Polskapresse
Symbol polskiej lewicy, siedziba przy Rozbracie, do końca roku ma zostać sprzedana. Ofert kupna jest pięć, a jedna opiewa nawet na sumę 40 mln zł. Uspokajamy czytelników, że żadnej z nich nie złożył Janusz Palikot. - Złe moce! - stwierdził poseł z Biłgoraja, gdy zapytaliśmy go, czy kryje się pod jedną z osób, która chce kupić Rozbrat. I nie tylko on tak twierdzi, bo politycy SLD mówią, że sprzedając siedzibę, Grzegorz Napieralski chce się odciąć od historycznej symboliki Rozbratu, która mu ciąży.

Ale jest i inny powód, dla którego szef Sojuszu zamierza pozbyć się tego budynku. A mianowicie SLD przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi szuka oszczędności dosłownie wszędzie. Bo kampania prezydencka dotkliwie opróżniła część partyjnej kasy. A utrzymanie historycznej siedziby kosztuje z każdym rokiem coraz więcej, bo budynki z lat 60. wymagają gruntownego remontu i tylko generują koszty. Teraz zaś przyszedł czas na nowoczesny budynek, a dokładniej, jak zdradza nam ważny polityk SLD, na jedno pięterko w wieżowcu, bo partia nie potrzebuje dużej przestrzeni, na której tak jak kiedyś politycy lewicy tworzyli nieformalne stowarzyszenia i uczestniczyli w suto zakrapianych imprezach.

- Dzisiaj SLD już nie ma swojej siedziby przy Rozbracie, bo ona przeniosła się na Facebook - deklaruje Tomasz Kalita, rzecznik prasowy Sojuszu. Leszek Miller zaś w rozmowie z "Polską" mówi, że kiedy SLD był partią rządzącą, to utrzymywanie budynku partii miało sens, bo wtedy pomieszczenie przyciągało do siebie ludzi. - Dzisiaj już się nikt nie dobija do naszych drzwi - mówi Miller. Inny polityk SLD twierdzi, że za czasów wspomnianego premiera siedziba przy Rozbracie przeżywała czasy swojej świetności. - Przyjeżdżało do nas mnóstwo wycieczek z zagranicy. Wszyscy chcieli przenocować w hotelu polskiej lewicy. Kiedyś nawet przyjechali buddyści. I spotkaliśmy ich rano pod pokojem przewodniczącego, podczas medytacji - śmieje się nasz informator. I dodaje, że do tej pory do biura prasowego Sojuszu z pytaniami o nocleg zwracają się przyjezdni, bo dla nich siedziba przy Rozbracie jest zabytkiem po polskiej partii komunistycznej. Dla starszego pokolenia polityków lewicy sprawa sprzedaży budynku jest drażliwa i wzbudza emocje. Krzysztof Janik, były przewodniczący SLD, mówił, że dla niego siedziba Sojuszu jest symbolem rozwoju polskiej lewicy po 1989 r. - Ale to, co jest symbolem dla ludzi mojego pokolenia, nie musi być nim dla młodych. Teraz w siedzibie SLD wiszą portrety wszystkich przewodniczących partii. Nie wiadomo, czy zawisną w nowej, bo widać Napieralski robi swoje porządki - mówi wyraźnie rozżalony Janik. I wspomina początki urzędowania przy Rozbracie, gdzie od roku 1990 była siedziba SdRP. Później zaś, w 1999 r., stała się ona budynkiem należącym do SLD.

- To była szara, obskurna buda, były ośrodek szkoleniowy kadr związanych z PZPR. Zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz były mdłe odcienie. Wkraczając tam, nadaliśmy Rozbratowi kolorytu - mówi Janik. I dodaje, że w budynku w czasach świetności Sojuszu było mnóstwo ludzi. - Budynek budził się o 9 rano, kiedy starszyzna zabierała się do pracy, i zasypiał o 3 nad ranem. Bo wieczorem przejmowała go młodzież, trwoniąc czas na zabawę - mówi.

Politycy SLD mówią, że strategicznym miejscem przy ulicy Rozbrat był nie sam pokój przewodniczącego o numerze 103, ale ukryte za nim zaplecze. Bo to tam późnym wieczorem zbierali się decydenci i podejmowali najważniejsze decyzje dla partii. Tajemne miejsca były też w partyjnym hotelu, bo tam oprócz miejsc noclegowych za dźwiękoszczelnymi drzwiami były trzy sale konferencyjne. - O ich istnieniu wiedziało tylko najściślejsze kierownictwo partii. Więc czasem, gdy ktoś z nas chciał przenocować w hotelu, był mocno zaskoczony, gdy po przekręceniu klamki widział obradujących przy stole Kwaśniewskiego czy Millera - mówi polityk Sojuszu. Nieraz z gronem zaufanych współpracowników biesiadował tam też Krzysztof Janik. W siedzibie przy Rozbracie miały miejsce wszystkie przełomowe zdarzenia dla Sojuszu. To tutaj był świętowane było zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach w 1995 r. i wygrana w wyborach parlamentarnych koalicji SLD-UP w 2001 r.

- Do dzisiaj pamiętam, jak w 2004 r., pierwszy raz od czasu wyboru na prezydenta, do siedziby przy Rozbracie przyjechał Aleksander Kwaśniewski, by przekonywać do powołania rządu Marka Belki. Wszedł do pokoju przewodniczącego, a tam siedział Krzysztof Janik, który układał pasjansa, i Edward Kuczera, skarbnik SLD, i powiedział, że jak Kuczera jest, to nic się nie zmieniło - śmieje się polityk lewicy. Z siedzibą Sojuszu związana jest również słynna historia szorstkiej przyjaźni Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Bo to właśnie przy Rozbracie były prezydent i były premier z powodu nieukrywanej do siebie niechęci mieli pokoje w dwóch przeciwnych skrzydłach budynku.

Podobna sytuacja miała miejsce też kilka lat później między Wojciechem Olejniczakiem, który był wtedy szefem klubu, i Grzegorzem Napieralskim, w tym czasie już przewodniczącym, którzy przy Rozbracie stacjonowali w takiej samej konfiguracji jak Miller i Kwaśniewski. - Ich niechęć była wynikiem złego rozmieszenia pokoi przy ul. Rozbrat. Siedzieli od siebie tak daleko, że nie było pomiędzy nimi komunikacji i stąd między innymi spory - mówi polityk SLD. I twierdzi, że młodzi politycy nie mają przyjemnych wspomnień z siedzibą. - Dzieci Rozbratu chcą odciąć pępowinę - mówi.
Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, mówi, że sprzedaż tej siedziby może być sporą szkodą dla wizerunku partii. Słowo "Rozbrat" od zawsze kojarzyło się z SLD. - Myślę, że sprzedawanie siedziby partii, która staje się symbolem, to tak, jakby Warszawa sprzedała Chińczykom Pałac Kultury. Wizerunkowo budujemy swój profil w oparciu o szereg elementów. Jednym z nich jest siedziba partii. Jeśli budynek przechodzi do powszechnej świadomości i staje się symbolem, to trzeba go przy sobie zatrzymać - mówi Jabłoński.

I twierdzi, że odcinanie się od tego budynku w momencie, gdy partia jest pogrążona w kryzysie, zbyt dobrze jej nie służy. - To tak, jakby człowiek, poprawiając swój wizerunek, obciął sobie środkowy palec u lewej ręki. Nie wyglądałby lepiej, a dodatkowo nie mógłby tym palcem komunikować wielu innych rzeczy różnym ludziom. Jest to coś w rodzaju wizerunkowej amputacji - kwituje.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto