Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skatowanego kota nie dało się uratować

redakcja
redakcja
Sławomir Mielnik
Przez ponad godzinę mieszkańcy Opola szukali wczoraj wieczorem pomocy dla konającego w męczarniach zwierzęcia.

Kociak  leżał na rogu ulic Oświęcimskiej i  Złotej (rejon Metalchemu). Miał ucięte przednie łapy, złamany ogon i pokiereszowane tylne łapy.- Nie sądzę, aby wpadł pod samochód - podkreśla Shirley Zawada. - Te łapy były ucięte jak gilotyną. Podobnie ogon. Z ran wystawały kości. Obawiam się, że ktoś się po prostu nad nim bestialsko znęcał, a potem zostawił go przy życiu, aby stworzenie w mękach dogorywało.Kot czołgał się i piszczał, ludzie nie mogli na to spokojnie patrzeć, zaczęli więc telefonować po pomoc. - Ale mama nie potrafiła się nigdzie dodzwonić, więc poprosiła mnie o pomoc - mówi Iwona Zawada z Opola. - Udało mi się dodzwonić do sztabu zarządzania kryzysowego. Myślałam, że przyjmą interwencję i przekażą sprawę komu trzeba. Myliłam się, kazali dzwonić na straż miejską albo do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami...Pani Iwona zatelefonowała więc do TOnZ, ale  tu odezwała się przepełniona skrzynka pocztowa, nie było nawet jak nagrać informacji.W grupce ludzi wokół konającego kota stał też Tomasz Majewski, któremu w końcu udało się dodzwonić do straży miejskiej - to w jej zakresie obowiązków jest interweniowanie w takich sprawach. Dodzwonić się nie było łatwo, bo wprawdzie SM w Opolu ma bezpłatny numer interwencyjny, ale… nie można się z nim połączyć z telefonów komórkowych -  Ostatecznie, jak się dodzwoniłem, dyżurny straży miejskiej najpierw powiedział, że przyjmie interwencję i kogoś wyśle, ale jutro - opowiada pan Tomasz. - Tłumaczyłem, że to błąd...Po paru minutach pojawił się pracownik Remondisu. I stwierdził, że to nie jest robota dla niego. - Ja jestem od sprzątania truchła, a ten kot wciąż żyje - wyjaśnił.- Poczułam się bezradna - mówi pani Iwona. - Kot wciąż  konał, a nam chodziło tylko o to, aby ktoś go w sposób humanitarny uśpił i zabrał go z widoku przechodniów...I z bezradności zadzwoniła do nto, a my do dyżurnego straży miejskiej. - Zrozumiałem, że ludzie dzwonią w sprawie nieżywego kota, byli dość wstrząśnięci, stąd nieporozumienie - wyjaśniał nam dyżurny SM. - W tej chwili wysłałem tam patrol strażników, jesteśmy też w kontakcie z lekarzem weterynarii, który współpracuje z urzędem miasta. Strażnicy odwieźli kota do lecznicy opolskiego weterynarza, Marka Tymowicza. Ten stwierdził, że zwierzęcia nie da się uratować i je uśpił.   

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto