Tercet z Rzeszowa wkrótce zobaczymy w "Mam Talent"

- Skąd pomysł, żeby zgłosić się do programu „Mam talent"?
- Wszystkie mieszkamy teraz w różnych miejscach w Polsce, Sabina jest w Gdańsku, Sara w Kielcach, a ja w Warszawie. Stwierdziłyśmy, że trzeba znów połączyć swoje siły i coś zrobić. Wiedziałyśmy, że jak nie teraz, to nigdy. Od Debiutów w Opolu minął już rok, więc czas najwyższy, żeby o sobie przypomnieć i się pokazać.
Nie bałyście się surowych ocen jury?
- Nie, bo wiedziałyśmy, że nie usłyszymy, że nie potrafimy śpiewać, albo, że źle wyglądamy. Za nami lata ćwiczeń w Rzeszowie, których nie zmarnowałyśmy. Zgłosiłyśmy się do programy, żeby się pokazać i przypomnieć, bo po Debiutach niewiele się działo. Każda zajęła się własnymi planami. Co prawda spotykałyśmy się i śpiewałyśmy, ale nie tak często, jak podczas prób w Rzeszowie. Ale zaczęły się problemy, bo gdy jedna miała wolny czas, to druga była w pracy albo na egzaminach.
Ale w końcu się udało?
- Tak. Najpierw trafiłyśmy na precastingi przed reżyserami i producentami programu, bez Kuby Wojewódziego, Małgorzaty Foremniak i Agnieszki Chylińskiej. Dwudniowy casting w Zabrzu miał zacząć się 10 kwietnia. W pierwszy dzień miałyśmy się spotkać i przećwiczyć kilka piosenek, ale okazało się, że Sara nie może przyjechać, bo musi być na premierze musicalu. Rano, 10 kwietnia, dowiedziałyśmy się o tragedii w Smoleńsku. Pomyślałyśmy, że casting odwołano, a jednak nie. Dopiero w toalecie ćwiczyłyśmy piosenkę „One night only" z musicalu „Dreamgirls", którą zaśpiewałyśmy. Jury zaczęło prosić o inne kawałki polskie, wolne, szybkie, anglojęzyczne i te własnego autorstwa... Później zaczęło się przepytywanie...
Czym jurorzy byli najbardziej zainteresowani?
- Oczywiście koncertem w Opolu. Chcieli z nas jak najwięcej wyciągnąć, bo przecież festiwal co roku organizuje konkurencyjna telewizja. Poza tym szukali naszych filmików zamieszczonych w internecie, pytali o komentarze internautów i o nasze odczucia, co do nich. Po przesłuchaniu nakręcili z nami krótki materiał w parku w Zabrzu. Było strasznie zimno, ale opłacało się, bo dostałyśmy się na casting telewizyjny. Byłyśmy bardzo zadowolone i już 6 lipca znalazłyśmy się na castingu w Warszawie.
Konkurencja była duża?
- Tak. Było 40 grup i każda miała dwie minuty na prezentację. Na występ czekałyśmy prawie 10 godzin. Postanowiłyśmy zaśpiewać piosenkę „Survivor". Destiny's Child. Atmosfera była świetna, więc nie miałyśmy okazji się denerwować. Zresztą Marcin Prokop i Szymon Hołownia nie pozwolili nam na stres.
Jak wspominasz spotkanie z jurorami?
- Gdy tylko wyszłyśmy na scenę, nasi znajomi na widowni zaczęli szaleć. Agnieszka Chylińska musiała ich uspokajać i powiedziała „Dziewczyny, zróbcie to dobrze, błagam was". Po występie dostałyśmy duże brawa. Agnieszka stwierdziła, że pierwszy raz od początku tej edycji z czystym sumieniem może powiedzieć, że ktoś dobrze śpiewa. Gosia Foremniak potwierdziła i powiedziała, że fajne z nas babeczki.
A Kuba Wojewódzki?
- Popatrzył na nas z poważną miną i ocenił „Niektórzy powinni wychodzić na spacer, nie na scenę" i dodał, „ale wy do tej grupy nie należycie. Są trzy powody, dla których powinniście przejść dalej. Ty, ty i ty" powiedział pokazując na nas. Dostałyśmy 3 razy „tak".
Dzięki temu dostałyście się do półfinału...
- Nie do końca. Na drugi dzień czekał nas kolejny werdykt. 7 lipca do Warszawy przyjechali wszyscy uczestnicy z całej Polski. Było nas wszystkich 180 grup, a ostatecznie miało zostać 40. Nam się udało i jesteśmy w półfinale. Jury oceniło, że we wrześniu TVN wyemituje chyba najmocniejszą edycją „Mam talent", którą zdominowali wokaliści.
Anna Ryznar