Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Udany pierwszy weekend Jazz Jantar 2009

Tomasz Rozwadowski
Fot. materiały prasowe
Miniony piątek i sobota były pierwszymi dniami dorocznego festiwalu Jazz Jantar w klubie Żak w Gdańsku. W tej edycji koncerty odbywają się w każdy weekend listopada. Pierwszy z nich można uznać za jednoznaczny sukces. Największą gwiazdą tych dni był wybitny amerykański saksofonista Steve Coleman, ale kto ograniczył się jedynie do jego koncertu, stracił wiele.

W tym roku organizatorzy odeszli od ścisłego podziału festiwalu na część bardziej tradycyjną i awangardową. I wyszło to imprezie na zdrowie. Tamto rozgraniczenie porządkowało co prawda program, ale też krępowało ręce organizatorom i samym muzykom, a do tego nadmiernie sugerowało słuchaczom, z czym mogą mieć do czynienia, znikał więc jakże ważny element niespodzianki, odkrycia, zaskoczenia. Według starych kryteriów piątek można by raczej przypisać do awangardy, sobotę zaś do głównego nurtu, lecz w praktyce ta sama publiczność odbierała muzykę równie uważnie i ciepło w oba wieczory.

Bohaterowie piątku - niemiecki gitarzysta Olaf Rupp, polski duet Marcin Oleś i Bartłomiej Brat Oleś oraz amerykańskie Trio m - reprezentowali różne odmiany muzyki improwizowanej, znajdujące się w różnym stopniu oddalenia - lub bliskości, jak kto woli - od konwencjonalnie pojmowanego jazzu. Rupp zaprezentował półgodzinny recital na gitarze klasycznej, w rzadko stosowanym pionowym ustawieniu, mocno wpływającym na zmianę techniki gry i samego brzmienia. W przypadku tego artysty niezwykła technika tworzyła nową jakość artystyczną. Bracia Olesiowie, którzy zostali przed dziesięcioma laty odkryci przez trębacza Andrzeja Przybielskiego, a wkrótce potem stworzyli znakomite trio z Mikołajem Trzaską, tym razem pokazali się w Gdańsku już w charakterze międzynarodowych gwiazd muzyki improwizowanej, i to spotkanie po latach było niezwykle udane. Mogłoby się wydawać, że nie ma lepszego sposobu na zanudzenie publiczności od duetu kontrabasu i perkusji, ale bliźniacy ominęli wszelkie mielizny i dali świetny, przystępny w odbiorze transowy koncert.

Publiczność była już w siódmym niebie, gdy na scenę weszli Amerykanie. To nie była wisienka na torcie, raczej wielka uczta z trójką fenomenalnych, świetnie czujących się ze sobą improwizatorów. Pianistka Myra Melford, kontrabasista Mark Dresser i perkusista Matt Wilson należą do czołówki muzyków nowojorskich średniego pokolenia, a ich muzyka, pozostająca na pograniczu jazzu, klasyki i awangardowego rocka obezwładniała świeżością i wirtuozerią.

Największa gwiazda soboty Steve Colman również obezwładniał, ale w jego przypadku środkami ofensywnymi była potęga brzmienia i konsekwencja w realizowaniu artystycznej wizji. Saksofonista z towarzyszeniem kwintetu The Five Element stworzył dwugodzinny monolit na bazie funkowych rytmów i free-jazzowych instrumentów dętych. Monolit imponujący, ale cokolwiek nieprzystępny. Dużo więcej duszy miało w sobie trio alcisty Macieja Obary. Poznański saksofonista w kilka lat po debiucie już przebija się na estradach europejskich. Rozwijając się w takim tempie, w następnej pięciolatce będzie miał szansę stać się gwiazdą światowego formatu. Zasługuje na to w pełni. Dodatkiem do zawodowców był studencki zespół No Quartet, który nie posiadał się ze szczęścia, debiutując na Jazz Jantar.
Najbliższy weekend w Żaku to aż trzy dni z jazzem z Trójmiasta - młodym i już dojrzałym. Pora poznać potęgę środowiska!

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto