MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

AHE otwiera kolejne ośrodki zamiejscowe i nie chce wypuścić studentów

Maciej Stańczyk, Agnieszka Jasińska
Wybrali akademię, bo wierzyli, że w jej progach zdobędą upragnione wykształcenie, które otworzy im drzwi do poważnych pracodawców. Niestety, uczelniany gigant okazał się kolosem zbudowanym na mocno niepewnych fundamentach. Wielotysięczna armia studentów łódzkiej Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej szuka teraz rozpaczliwie "wyjścia awaryjnego". Uczelnia wciąż jednak trzyma ich mocną, choć słabnącą ręką.

Robert van Elk wychował się w Holandii. Jego matka jest Polką, dlatego chłopak, szukając dla siebie uczelni, zaczął spoglądać w stronę Polski. Chciał spróbować czegoś innego niż holenderscy rówieśnicy, więc wybrał Łódź, a dokładnie - Wyższą Szkołę Humanistyczno-Ekonomiczną. Uczelnia sprawiała dobre wrażenie: katalog atrakcyjnych kierunków, rozbudowana sieć ośrodków zamiejscowych oraz kilkudziesięciotysięczna rzesza absolwentów i studentów dawały jej tytuł największej niepublicznej wyższej szkoły w Polsce. To wrażenie dopełniała gustowna siedziba, rozlokowana w starych pofabrycznych murach Łodzi. Słowem, Robert dał się nabrać na ładne opakowanie.

Przekonał się o tym dopiero teraz, gdy do zakończenia szkoły został mu zaledwie jeden semestr.

- Wróciłem właśnie z wakacji w Holandii i przeżyłem szok. Okazało się, że mojego kierunku już właściwie nie ma, bo szkoła robiła jakieś przekręty i ministerstwo nakazało zamknąć kierunek. Wpakowałem w naukę w Polsce mnóstwo pieniędzy, a teraz zostałem na lodzie. Nie wiem, co mam zrobić, gdzie dokończyć naukę. Na uczelni nie można się już niczego dowiedzieć. Wszyscy umywają ręce - narzeka Robert.

Nie chcą wydać dokumentów

Van Elk studiuje informatykę. To flagowy kierunek łódzkiej uczelni. Szkoła miała na nim uprawnienia do nadawania tytułu doktora - m.in. dzięki temu w marcu osiągnęła status akademii. Radość trwała jednak krótko: Państwowa Komisja Akredytacyjna oceniła m.in., że uczelnia nie posiada odpowiedniej kadry do tego, by kształcić studentów informatyki. Dołożyły się inne grzechy akademii, m.in. nielegalne kształcenie studentów w fikcyjnych filiach uczelni rozsianych po całej Polsce i w kilku krajach Europy. Minister Barbara Kudrycka uderzyła pięścią w stół i na początku września zamknęła informatykę na cztery spusty. Akademia nie może prowadzić naboru na ten kierunek, a studenci, jak Robert, którzy nie obronili swoich dyplomów, mają dokończyć naukę już w innej szkole. Szkopuł w tym, że dotychczasowa szkoła wcale im tego nie ułatwia. A do rozpoczęcia roku akademickiego zostały już tylko tygodnie...

- Akademia nie chce mi wydać dokumentów. Dowiedziałem się, że dostanę dokumenty tylko wtedy, jak podpiszę papier, że to ja sam rezygnuję z nauki. A przecież to ministerstwo zamknęło kierunek, to nie mój wymysł - aż kipi ze złości Marcin Krzemiński, student drugiego roku zaocznej informatyki.

Oliwy do ognia dolewa jeszcze to, że akademia wciąż każe płacić studentom czesne, mimo iż ich los jest już przesądzony.

Studenci mają prawo się oburzać na postępowanie akademii. Prawo o szkolnictwie wyższym mówi wyraźnie, że w przypadku zamknięcia kierunku bądź całej szkoły, likwidowana uczelnia powinna zapewnić miejsca swoim słuchaczom w innych szkołach. Rzecz jasna, konkurencja już wyciąga ręce po studentów akademii i ich czesne. Chęć przejęcia słuchaczy AHE zadeklarowało jak dotąd siedemnaście uczelni wyższych z całej Polski - m.in. Politechnika Łódzka, Politechnika Koszalińska, Uniwersytet Łódzki, Politechnika Radomska, stołeczna Wyższa Szkoła Ekonomiczno-Informatyczna...

- Współczujemy wszystkim studentom AHE, ale u nas mogą kontynuować naukę. Wyższa Szkoła Ekonomiczno-Informatyczna posiada 13 lat doświadczenia. Nasi przyszli informatycy mają stały dostęp do najnowocześniejszego sprzętu oraz do wysoko kwalifikowanej kadry - kusi profesor Paweł Bożyk, rektor warszawskiej uczelni.

Co z funtami czesnego?

Takie deklaracje władze akademii interpretują jednoznacznie: jako skakanie na pochyłe drzewo. Profesor Andrzej Nowakowski, rektor AHE, oskarża środowisko o próbę pogrzebania łódzkiej uczelni. Nowakowski jak mantrę powtarza, że od kilku miesięcy trwa bezpardonowa wojna przeciw akademii, która ma na celu pozbawić tysiące studentów możliwości studiowania w wybranej przez nich szkole. Na pytanie, dlaczego uczelnia utrudnia przenosiny studentów do innych szkół, odpowiadając profesor wije się jak piskorz. Raz mówi, że do uczelni nie dotarła jeszcze poczta z ministerstwa z prawomocną decyzją o zamknięciu informatyki, innym razem, że akademia negocjuje z kilkoma szkołami warunki przenosin studentów.

Konkretów jednak rektor nie podaje. A studenci mają coraz większy mętlik w głowie.

- Jak wybuchła ta afera, w dziekanacie uspokajali nas, że wszystko będzie dobrze, bo uczelnia zaczęła realizować program naprawczy według wytycznych ministerstwa. Teraz okazuje się, że jednak kierunek znika. Dokumenty ledwo wyszarpałam z dziekanatu, ale i tak nie wiem, co mam z nimi zrobić, bo moja specjalizacja jest dopiero w Bydgoszczy. Jakby tego było mało, dowiaduję się, że dokumenty są niekompletne i mogą zostać odrzucone przez nową szkołę. Nie wiem, co mam robić, komu wierzyć - pytała dramatycznie na spotkaniu z rektorem jedna ze studentek informatyki.

Jeszcze mniej wiedzą emigranci, którzy zaufali akademii i rozpoczęli naukę w jej przyczółkach w Londynie, Edynburgu, Dublinie i Paryżu. Podpisywali umowy raz z uczelnią, a raz z brytyjskim odpowiednikiem Instytutu Postępowania Twórczego, tworem wymyślonym przez Makarego Stasiaka, założyciela akademii. Płacili za naukę gigantyczne czesne - 120 funtów wpisowego i 180 funtów miesięcznego czesnego. Nie wiedzieli, że studiują w filiach, które w ogóle nie figurują w ministerialnych rejestrach. Teraz nie wiedzą, na czym stoją, choć uczelnia zapewnia, że ich dyplomy są ważne i dalej w najlepsze prowadzi rekrutację.

- Obawiam się, że wyrzuciłem pieniądze w błoto. Kiedy rozpoczynałem studia zapewniono mnie, że wszystkie zajęcia i egzaminy będą odbywać się w Londynie i w ogóle nie muszę jeździć do Łodzi. Teraz mówią już co innego, ale ja nie wiem, czy będę miał czas i pieniądze, by co chwila wracać do Polski. Nie wiadomo zresztą, czy będzie do czego wracać, bo uczelnia może przecież zostać zamknięta - mówi Maciej, student londyńskiej odnogi AHE.

Studenci w roli marionetek

Niepewność studentów wykorzystuje... akademia. Najpierw wystawiła do wiatru tysiące ludzi, oferując im studia na dziwnych zasadach, a teraz gorączkowo próbuje odzyskać twarz. Telekonferencje ze słuchaczami wątpliwych filii czy spędy studentów na dziedziniec uczelni, by przed telewizyjnymi kamerami użalali się nad losem akademii, służą jednemu - odwróceniu uwagi od nieuczciwych praktyk stosowanych przez uczelnię. Notabene firmowanych przez wykładowców, profesorów i doktorów...

Pomoc zapowiedział już rzecznik praw studenta. Studenci likwidowanego kierunku mogą zgłaszać się do niego po poradę, by przenosiny do nowych szkół odbyły się możliwie bezboleśnie.

"Ze względu na złożoność materii, porady będą udzielane bezpośrednio każdemu zainteresowanemu i po rozpoznaniu każdej sprawy indywidualnie. W każdym przypadku istotne dla sprawy będą dokumenty, np. skany umów z uczelnią, wystąpienia kierowane do organów uczelni i otrzymane odpowiedzi" - napisał w oświadczeniu Robert Pawłowski, rzecznik praw studentów.

Sami studenci bombardują też pytaniami Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ale urzędnicy podlegli minister Barbarze Kudryckiej to w oczach szefów akademii zaciekli wrogowie uczelni, działający na jej szkodę. Za wszelką cenę próbują nastawić żaków przeciw resortowi. Podsuwają im do podpisu pisma, z których wynika, że to ministerstwo złamało prawo, wszczynając postępowanie w sprawie cofnięcia pozwolenia na działalność uczelni. W świetle tych pism AHE jest czysta jak łza.

- To próba wciągnięcia ministerstwa w medialną pyskówkę, a nie rzetelnego rozwiązania problemu - komentują urzędnicy resortu nauki. I robią swoje.

Uczelnia również. W piątek pochwaliła się otwarciem kolejnych ośrodków zamiejscowych. Karuzela ze studentami w roli marionetek trwa w najlepsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Katastrofa śmigłowca z prezydentem Iranu. Co dalej z tym krajem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto