Doba nabrała zupełnie innego znaczenia. 24 godziny powinniśmy od dziś kojarzyć wyłącznie z nazwiskiem tego podróżnika. Wigoru, energii i poczucia humoru oraz kondycji powinien mu zazdrościć niejeden nastolatek. I nie chodzi tylko o zazdrość, Olek udowodnił, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, a jeśli opracujemy plan i będziemy do niego dążyć - mamy szansę na realizację wszystkiego. Dosłownie.
Bo przecież czym jest pokonanie w prostej linii około 9 tys. km. Oceanu Atlantyckiego kajakiem? Olek wyruszył z Lizbony a swoją podróż zakończył na Florydzie. Podróżował od 5 października 2013 do 19 kwietnia 2014. Po drodze napotykał na przeszkody - miał problem ze sterem i urwały mu się, jak mówi: "pałąki", służące do stabilizacji kajaka.
Olo z Polic, bo tak woli o sobie mówić, spotkał się z fanami w Warszawie, w klubokawiarni Plażowej 27 sierpnia i opowiadał o swojej wyprawie.
To człowiek pełen charyzmy, pozytywnej energii i nieprzeciętnego poczucia humoru. W zasadzie Olek spokojnie mógłby prowadzić podróżniczy stand-up, bo to w jaki sposób opowiadał o swoich dokonaniach, powodowało że publiczność śmiała się do łez.
Olo jest pełen dystansu do otaczającej rzeczywistości, nie widzi żadnych barier w realizacji swoich marzeń, no może poza sceptycznym podejściem żony i możliwościami finansowymi. Ale jak sam opowiada - i z tym da się uporać. Bo właśnie na pytanie, czego najbardziej bał się podczas całej wyprawy - odpowiedział: "Kiedy już miałem wszystko w jednym paluszku. Całe przygotowania, opracowany plan, pomysł, to wtedy przyszedł ten strach. Że muszę o wszystkim powiedzieć swojej żonie".
Małżonka była także na spotkaniu. Siedziała wśród publiczności, spokojnie i cierpliwie wysłuchując jego historii. Później, pomagała Olkowi w sprzedaży książki (jak mówi autor: "pierwszej i być może ostatniej"). Każdy mógł po spotkaniu uzyskać egzemplarz wraz z dedykacją Aleksandra.
"A jak był Pan zabezpieczony na ewentualność choroby?" - padło pytanie od publiczności. - Przed wyjazdem byłem u dentysty. Zrobił mi półgodzinne przeszkolenie, co mam sobie zrobić, jak zrobić zastrzyk, żeby lepiej się poczuć. Po tej wizycie mogę spokojnie być licencjonowanym dentystą (śmiech) - powiedział Olek i dodał: pojawiały się owszem, problemy najgorsze - z wysypką. Moje ciało podczas wyprawy było wysycone solą, dlatego - szczególnie tam, gdzie nie miałem dostępu powietrza, czyli na udach i w pachwinach, miałem ogromnie drażniącą wysypkę. Ale jakoś przetrwałem - puentuje Olek.
W trakcie wyprawy przez Atlanyk Olo stracił łączność na 47 dób. Na szczęście nic się mu nie stało. Z uśmiechem wspomina też sytuację, kiedy jego GPS nadał fałszywy sygnał alarmowy. W okolicach wybrzeża Europy.
- Zobaczyłem, że zbliża się do mnie wielki statek. Stwierdziłem, że na spotkanie z gośćmi muszę się ubrać [Olek podróżował półnagi ze względu na panującą temperaturę - przyp. red.]. Niestety finanse nie pozwoliły mi na zakupienie radioodbiornika, dlatego z ogromnym tankowcem postanowiłem kontaktować się najstarszym językiem świata - na 'migi'. Machałem pokazując, że wszystko ze mną i kajakiem jest ok, a oni mogą spokojnie wracać. Trwało to sporo czasu, aż się dogadaliśmy. W końcu, ze zdenerwowania nie wytrzymałem i postanowiłem postawić na najsatrsze słowo świata. "Spier..."- krzynąłem. Reakcja była niesamowita - odpłynęli od razu - wspomina Olek.
Historie, jakie opowiadał Olo, wystarczyłyby na napisanie kilku tomów rewelacyjnej powieści. Dlatego warto po prostu odesłać do lektury samego mistrza - "Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean" wydawnictwa Bezdroża. Godne zainteresowania.
- Dziękuję administratorowi tej strony Andrzejowi Armińskiemu za tak ciekawie prowadzoną stronę wyprawy. Ja dopiero na lądzie mogłem tu zajrzeć. Emocje rejsu nawet po czasie w wygodnym fotelu przed komuterem powracają. Dziękuję Tobie Andrzeju za czuwanie strategiczne nad całością wyprawy, przesyłane informacje pogodowe a szczególnie za ponowne użyczenie kajaka na wyprawę. Andrzeju, bez Twojego wsparcia moich marzeń i planów obie Transatlantyckie Wyprawy Kajakowe pozostałyby marzeniami. Świętujemy teraz nasz wspólny sukces po bezpiecznym zakończeniu wyprawy. Dziękuję za wszystko, Olek - tak napisał na stronie swojej wyprawy w Google +. Możecie ją znaleźć TUTAJ
Oby jego przygody dalej mogły trwać, bo dla innych to spotkanie z Olkiem jest ogromną przygodą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?