Gangsterzy okupowanej Warszawy. Strzelaniny, przemyty i kradzieże. Tak wyglądała wojenna rzeczywistość
Tajemnice targowiska
Właśnie te podróże najbardziej wyniszczały nerwy szmuglerów. Kontrole żandarmerii w pociągach nie należały do rzadkości. W razie wpadki można było, w najlepszym razie, stracić cały drogocenny towar. W najgorszym - trafić do obozu koncentracyjnego albo pod ścianę. Wobec tego imano się różnych sposobów, by ukryć wiktuały. Wszywano sobie haki pod płaszcze, by powiesić na nich wędliny. Przywiązywano pakunki z jedzeniem bandażami do ciała. Chowano je w lokomotywie pod węglem lub w schowkach pod siedzeniami. Gdy towar bezpiecznie dojechał do Warszawy, szmuglerzy sprzedawali go najczęściej do sklepów lub właścicielom kramów na wielkich targowiskach, takich jak Wielopole (przy Halach Mirowskich), „Wołówka” (na placu Broni) czy słynny wolski Kercelak. Tam kupowali go warszawiacy. Ale nie wszyscy w równym stopniu. Z powodu wysokich cen z pełnej oferty dostępnych na nich dóbr, szczególnie produktów mięsnych, mogli korzystać tylko wojenni dorobkiewicze i spekulanci. Większość klienteli bazarów stać było jedynie na dokupienie sobie dodatkowych racji chleba, ziemniaków i cukru. Dalsza część artykułu na kolejnej stronie ->>