- Najpierw jedzie ich kilka z rzędu, a później trzeba czekać kilkanaście minut - Barbara Wojciechowska z Dolinek opisuje nam swoje spostrzeżenia dotyczące rozkładu jazdy spod przychodni GLS. Widzi to często, bo sama mieszka w wieżowcu obok pobliskiego marketu. Rozkładu jazdy doświadcza też w praktyce, gdy musi pojechać autobusem do miasta. - Stadami autobusy jeżdżą w porannych i popołudniowych godzinach szczytu. Jest tak i w stronę centrum oraz gdy spod łaźni jedzie się pod górę. I często dotyczy - mówi gorzowianka.Jej spostrzeżenia przeanalizowaliśmy na rozkładach. Pod lupę wzięliśmy linie jadące w kierunku os. Staszica: 113,124 i 126 po 8.00. Z rozkładów wynika, że linie 113 i 124 odjeżdżają spod przychodni o: 8.12 i 8.27, a linia 126 odjeżdża sześć minut przed nimi. „Stada autobusów” wyraźniej widać w trasie powrotnej. Jeśli w popołudniowych godzinach szczytu pasażer chce wjechać na górną część ul. Walczaka, to: o 15.42 jedzie stamtąd 113, o 15.43 - linia 125, a o 15.44 - autobus linii 124. Jeśli ktoś się na któryś z nich spóźni, następny autobus ma o 15.53. - Efektem takiego rozkładu jazdy jest, że w pierwszym autobusie ludzie się cisną, a w ostatnim ze „stada” jest luźno - mówi Czytelniczka. Co na to Miejski Zakład Komunikacji? - Jeśli chodzi o „stada” autobusów, to zdajemy sobie sprawę, że takie sytuacje występują, ale dotyczą one linii, które obsługują różne rejony - mówi Marcin Pejski, rzecznik przewoźnika. Daje do zrozumienia, że nie ma szans na korektę w rozkładzie: - Pasażerowie, którzy czekają na autobus na konkretnej linii, nie są zainteresowani, aby zmieniać rozkład ich linii po to, aby ich autobus nie jechał wraz z innym autobusem. Do rozkładu jazdy zastrzeżenia mają też mieszkańcy gminy Deszczno. - Czym niedługo będziemy dojeżdżać do Borka? Dziennie autobusów jest tyle, co kot napłakał, czyli siedem, a za przejazdówkę płacimy prawie 200 zł - napisała nam Czytelniczka Czaaarna. Czy jest szansa na zmiany? - Cały czas walczymy, by Gorzów skomercjalizował linie do naszej gminy, których mamy dziesięć. Na razie miasto robi biznes dla własnej spółki MZK, bo na linie, którymi jeździ u nas po kilka osób, puszcza duże autobusy, które dużo palą, a my za to musimy płacić. Rocznie dopłacamy 700 tys. zł. Po przetargu cena biletu byłaby niższa - mówi wójt Deszczna. Przypomnijmy: niższe ceny biletów są na trasie do gminy Kłodawa. - Nie widzimy przeszkód w zorganizowaniu przetargu, a umowa miasta z MZK nie przewiduje zysku - odpowiada szef wydziału transportu Tadeusz Tomasik.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody