Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krawat

Redakcja
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie...

To była niedzielne przedpołudnie. Wróciliśmy do komendy z włamania na terenie Krokowej. Szef naszej grupy dochodzeniowo – śledczej dyktował telefonogram dla Komendy Wojewódzkiej. My siedzieliśmy na dyżurce i piliśmy kawę, czekając, aż skończy i wreszcie pójdziemy do domu. W pewnym momencie otworzyły się drzwi wejściowe i do okienka dyżurnego podszedł nastolatek. W otwór w szybie wcisnął prawie nowe damskie szpilki i poinformował, że znalazł je na skraju pola, przy skrzyżowaniu drogi Reda – Puck z drogą na Żelistrzewo. Dyżurny zanotował jego dane i po napisaniu notatki już chciał buciki odłożyć do szafy, gdy nam uruchomiło się myślenie.
To 6 km od Pucka. W szpilkach? Coś nie tak. Rozwinęła się rozmowa, gdy drzwi komendy otworzyły się ponownie. Zaaferowany starszy pan chciał rozmawiać z kimś z kryminalnego. Zaprosiliśmy go do środka i zaczęliśmy go słuchać. Mówił, że zaginęła jego dorosła córka. Wyszła z domu w piątek i do chwili obecnej nie wróciła. W pewnym momencie zerwał się, podszedł do biurka dyżurnego, gdzie stały przyniesione szpilki i prawie krzykiem zadał pytanie: „Skąd je macie? To jej buty!" - i pokazał nam skazę skóry przy pięcie jednego z pantofelków.
Tak właśnie rozpoczęła się dla mnie pierwsza i jedyna sprawa, której „bohater" zarobił „krawat".
Zamiast iść do domów, wsiedliśmy w samochód i podjechaliśmy w miejsce, gdzie znaleziono buty. Zaczęliśmy przeszukiwać teren. W krótkim czasie znaleźliśmy torebkę z dokumentami. Zaczęliśmy podejrzewać zabójstwo. Powiadomiliśmy prokuratora i Komendę Wojewódzką. My zabezpieczaliśmy wszelkie znalezione ślady i zaczęliśmy przesłuchiwać pierwszych świadków.
Dziewczyna pracowała w jednym z ośrodków wczasowych koło Władysławowa. Wieczorem mieliśmy już wykaz wszystkich jej koleżanek z pracy. Zaczęliśmy sprawdzać jej ostatni dzień w pracy. I tu natknęliśmy się na pierwszy trop – dziewczynę do pracy podwiózł samochodem „fajny" facet. Mówiła koleżankom, że umówiła się z nim na wieczór.
Ciało znaleźliśmy chyba w środę – w zbożu między Puckiem a Żelistrzewem, około 1 km od miejsca znalezienia butów i torebki.
Następne dni poświęciliśmy na zbieranie danych o „facecie" i jego samochodzie. Pomału, ale zbliżaliśmy się do ustalenia jego wyglądu (portret pamięciowy). Jednak ustalenie jego tożsamości udało się dzięki informacjom o samochodzie. Dotarliśmy do człowieka, który dobrze ten samochód zapamiętał. Czerwony duży Fiat na próbnych warszawskich numerach. Gdańsk nawiązał łączność z Warszawą. Kilka dni potrwało, ale wynik był! Z Warszawy zniknął czerwonym Fiatem z próbnych numerach młody człowiek. Dostaliśmy personalia i zdjęcie. Dalej – to tutyna. Okazanie zdjęcia świadkom, potwierdzenie, że to ten „facet" i ... list gończy. Po kilku dniach został zatrzymany przy próbie przekroczenia granicy z Czechosłowacją.
W trakcie przesłuchania przyznał się do morderstwa (zabił na łąkach pobagiennych w okolicy Karwieńskich Błot, ciało przewiózł w bagażniku pod Żelistrzewo (przejechał przez prawie cały powiat). Motyw? Brak gotówki, a ona zawsze nosiła sporo biżuterii na sobie. Ten jego „łup" odzyskaliśmy prawie w całości.
A on? Został pochowany z konopnym krawatem...
Manro 

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto