Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legenda „O lwowskim orle, który wagmo-stawową rybą stał się"

Szambelan Lubuski
Szambelan Lubuski
jeśli syrena może być rybo-kobieta to nasz wagmostawowy "dziw" to rybi orzeł
jeśli syrena może być rybo-kobieta to nasz wagmostawowy "dziw" to rybi orzeł PanPiotrowski
Chcecie słuchać/czytać? Za górami, za lasami, za wieloma polskimi rzekami było miasto piękne i bogate, a ludność w nim zamieszkała szczyciła się wspaniałą przeszłością i prawdziwą miłością bliźniego. Miasto dumę swą prezentowało postacią lwa, zwierzęcia najbardziej odważnego.

Dumą miasta Lwowa był cmentarz polskich wojowników o zachowanie polskości miasta, będącego przecież obok Poznania, Krakowa, Gdańska, Wilna, Warszawy symbolem POLSKI jako państwa i Polskości jako Narodu.
Na najwyższym drzewie uwił swoje gniazdo Orzeł „Przedni", którego wizerunek był godłem Państwa Polskiego. Krążąc nad polskim cmentarzem miał z góry baczenie na porządek. Potrafił wystraszyć młodych urwisów przechodzących przez ogrodzenie...Baczył czy stare kobiety pielęgnują groby, czy może podkradają doniczki z kwiatami albo wiatrem zdmuchnięte świece.
Przedni, choć orzeł, okazał się psem na lumpów, którzy na cmentarz przychodzili aby w spokoju rozpić butelkę płynu gorzelniczego. Przedni, który nie znosił gorzelnianego zapachu przysiadł na niedalekiej ścieżce i czaił się aby gwałtownym skokiem wyrwać z rąk balowników kawałek kiełbasy przyniesionej jako zakąska do napoju procentowego. Ktokolwiek raz doznał ataku orlego, ten oglądał się dookoła czy miał chwycić kawałek wędliny.
Na co dzień orzeł Przedni żywił się dzikimi królikami zamieszkującymi teren cmentarny.
Dnia pewnego, czerwcowego codzienny lot patrolowy nad lwowskim cmentarzem zakłóciły samoloty z emblematem czarnego krzyża. Zaczęła się wojna dwu europejskich potęg militarnych. Uciekali z miasta Polacy, Ukraincy, Żydzi, Rosjanie...
Okupowane miasto oznaczone było flagami z czarnymi, załamanymi krzyżami zwanymi swastykami. Przedni został i ciągle patrolował teren. Wyprowadzone z gniazda rodzinnego nowe pokolenia pouczał o obowiązkach roztaczania pieczy nad grobami polskich bohaterów.
I doczekał się polski orzeł Przedni, że czarno-krzyski najeźdzca, w odwrocie będąc niszczył i grabił. W oknach miasta pojawiły się najpierw flagi białe jako symbole poddania, potem biało-czerwone jako symbole narodowe, ale rychło zostały zastąpione przez flagi czerwone, symbolizujące państwową przynależność miasta. I tak zostało przez jakiś czas bo wojna trwała.
Niebawem podstawiono wagony kolejowe, do których doprowadzano polskie rodziny aby z drobną częścią dobytku jechały na ziemie nieznane, szukać nowego domu dla siebie i swoich dzieci.
Orzeł Przedni zdecydował się też porzucić swoją ojcowiznę i przysiadł na ostatnim wagonie aby poznać przyobiecane przez światowych polityków Ziemie Odzyskane dla Państwa Polskiego w nowych granicach..
Transport jechał i jechał. Przesiedlani Lwowiacy z zaciekawieniem oglądali mijane wioski i miasta. Ludzie odmawiali poranne pacierze. Wieczorem, po modlitwie śpiewali patriotyczne pieśni.Przedniemu było przyjemnie gdy Lwowiacy śpiewali o sokołach, które omijały góry, lasy, doły...
Pociąg minął dużą polską rzekę Wisłę i jechał dalej, na Zachód, bo nadążał za słońcem codziennie zachodzącym coraz dalej od rodzinnego Lwowa.
Coraz częściej pociąg stawał i podchodziła kolejna delegacja urzędników. Aż zadecydowano, że jeszcze przejadą przez rzekę Odrę i znajdą swoje przyszłe domy.I dojechali do miasteczka zielonego, a na dworcowych budynkach widniały jeszcze po niemiecku pisane „Grünberg"
Ktoś ważny z nadzoru kazał rozgłosić, że miasto to po polsku nazywa się Zielona Góra. Pociąg ustawiono przy rampie umożliwiającej podjazd wozów konnych i ciężarówek. Ogłoszono, że miejscowi urzędnicy Urzędu Repatriacyjnego będą przydzielali mieszkania w centrum miasta, a także na przedmieściach, gdzie są opuszczone gospodarstwa rolne.Wezwano ojców rodzin, pytano o umiejętności fachowe aby przydzielać mieszkania blisko przyszłych miejsc pracy.
W tym czasie rozdzielano zupę, a także gotowany makaron polany gęstym sosem. Każda rodzina dostała tyle kawałków pieczonego mięsa aby starczyło dla każdego. Dla dzieci było przegotowane mleko.Po trzech kwadransach rozdzielania kwater każdy ojciec rodziny przyszedł do swego wagonu z dokumentem wskazującym przydzielony adres.
Orzeł Przedni uświadomił sobie, że tutaj już Lwowiacy zostaną. Podfrunął w górę i zataczając coraz większe kręgi rozglądał się po okolicy dworca. Podobały mu się liczne wieże. Najwyższa była wieża ratuszowa, na której przysiadł na chwilę. Raptem zaczął bić dzwon zegarowy. Ładne tony jednak nie spodobały się lwowskiemu orłu.Wychowany w okolicach cichego cmentarza wolał zmienić otoczenie. Pofrunął i zatoczył  następne duże koło. Zobaczył w dole podłużny staw. Zniżył swój lot i swoim orlim wzrokiem wypatrzył ryby. Lotem ślizgowym uderzył dziobem w powierzchnię akwenu i złapał rybę. Smakowała mu. Spróbował jeszcze jedną.Teraz rozejrzał się za jakimś wysokim drzewem nadającym się na orle gniazdo.
Tymczasem rodziny z transportu przesiedleńczego, po kolei dostawały platformę konną albo wojskową ciężarówkę i dwóch ludzi do pomocy. Wyładowali swój dobytek, i zawieziono ich na ulicę posiadającą jeszcze niemieckie adresy. Ważny urzędnik zrywał papierową plombę z wyznaczonego mieszkania i dawał klucze. Robotnicy transportowi pomagali wnieść meble i toboły do mieszkań.
Przedni cieszył się, że Lwowiakom podoba się miasteczko i są zadowoleni z przydzielonych mieszkań. Wzlatując na kolejne wieże przyglądał się jak nowi osadnicy chodzą o zapadającym zmierzchu po nowym mieście i oglądają je.Najczęściej nowoprzybyli podchodzili do kościoła aby modlitwą podziękować Bogu za szczęśliwą podróż, hen ze wschodniego kraja aż na skraj zachodni. Kościół był otwarty do późna, a kapłan był do dyspozycji nowych parafian.
Orzeł Przedni nie chcąc pobłądzić nocną porą, zdecydował się doczekać świtu na otwartym strychu wysokiej kamienicy, w niewielkim oddaleniu od dzwonów wieży ratuszowej.
Przy porannym locie patrolowym nasz Przedni upolował nieostrożnego kota. Był średnio tłusty i zalatywał myszami więc Przedni zdecydował się na obiad wyłowić sobie jakąś tłustą rybę ze swego akwenu, za linią kolejową.
Minęły jeszcze dwa dni. Orzeł Przedni dokarmiał się gołębiami nie zagospodarowanymi z poniemieckich gołębników.Po dwu dniach Przedni usłyszał znajomą lwowską melodię. Właśnie przez przejazd kolejowy szła grupka Lwowiaków. Akordeonista ciągnął wesołą melodię aby grupie raźniej się szło. Szli ku akwenowi, na którym już zagospodarzył się nasz lwowski orzeł Przedni.
Grupa dotarła do stawku i mężczyźni czym rychlej zdejmowali odzienia aby wykąpać się. Grajka usadzono w drewnianej muszli koncertowej. Mistrz akordeonu poczuł się jak artysta. Grał różne melodie, wojskowe i lwowskie, patriotyczne i filmowe. Ucieszył się właściciel miejscowej restauracji. Kazał nakryć białymi obrusami kilka stołów ustawionych na werandzie, nad brzegiem stawu.
Grzeczne, acz zalotne, kelnerki przynosiły flaszki z piwem. Właściciel głośno zareklamował tutejsze wino, z tutejszych winnic, przejęte z poniemieckich winiarni.
Dochodziły ciągle nowe grupy. Rozśpiewali się. Grupka osadników ze spalonej Warszawy zaśpiewała swoją wesołą piosenkę. Będący w przewadze ludnościowej Wielkopolanie śpiewnie użalili się, że „boli ich noga w biodrze i nie mogą tańcować dobrze".
Śpiewano i integrowano się aż ktoś głośno zawołał, że widzi prawdziwego orła, takiego srebrnego jak w narodowym godle. To tak jak w Gnieźnie, gdzie powstało miasto założone przez księcia Lecha, tego z trojga braci Lecha, Rusa i Czecha.
Przybyli z różnych dzielnic osadnicy uznali, że tutaj jest prawdziwa Polska, jeśli nad miastem czuwa prawdziwy biały orzeł Przedni.
I bawiono się wesoło i integrowano, a zadomowionym poznaniankom podobali się nowo przybyli , zaciągający po lwowsku, ale nadzwyczaj weseli chłopcy.
Nastąpiła swawolna jesień z tutejszymi obchodami święta winobrania. Zimę spędził lwowski orzeł polując na ciągle bezpańskie gołębie.
Wiosną przypomniał sobie orzeł o nakazach natury. Penetrował okoliczne lasy w poszukiwaniu partnerki. Znalazł orlicę, gdzieś w okolicy piastowskiego zamku pod Krosnem. Dokonał swych naturalnych obowiązków podtrzymania gatunku ale po wykluciu się małych orlików i podchowaniu do samodzielności żywieniowej lwowski, a właściwie zielonogórski, orzeł zechciał powrócić na swój ulubiony staw, nad którym co tydzień gromadzą się lwowiacy i warszawiacy, łodzianie i wielkopolanie...
Pozostawił młodą orlicę aby pilnowała gniazda na piastowskim zamku w Krośnie, a nasz Przedni, z jednym synem powrócił na swoje.
I żyli tak obok siebie, a nawet razem ze sobą. Lwowiacy przeniesieni z Kresów na Ziemie Odzyskane. Ich lwowski orzeł ze swoim synem cieszył jakby był pracowitym bocianem przynoszącym nowym rodzinom ciągle nowych zielonogórzan.
Orli syn też znalazł sobie partnerkę i założyli gniazdo koło zamku w Sulechowie.
W miarę upływu czasu zmieniały się poglądy władzy na system własności. Prywatną restaurację nad stawem upaństwowiono i przekazano na ośrodek rozrywkowy dla załogi fabryki która kontynuowała poniemiecką specjalizację budowy wagonów i odbudowy mostów. Fabryka zwana WAG-MO nazwała swój ośrodek jako WAGMO-staw. Fabryczna orkiestra miała gdzie koncertować, a sala balowa świetnie sprawdzała się w roli sali teatralnej dla amatorskiego ruchu kulturalnego.
Było tak dobrze, że aż miasto awansowało w kategorii administracyjnej. I stało się miastem wojewódzkim.Wszyscy się cieszyli, ale poczciwy orzeł Przedni wyczuwał dziwny smutek. Najpierw zdecydowano o odebranie fabryce jej sali widowiskowo-balowej. Brak bufetu zniwelował frekwencję nad akwenem. Staw ział pustką i zaniedbaniem.
Żal się zrobiło lwowskiemu orłowi, że umiera jego WAGMO-staw. Mając swoje lata i przejęte tradycją obyczaje zdecydował, że nie będzie ponownie szukał następnego miejsca dla siebie. Postanowił pozostać tu na zawsze. Wypróbowanym lotem orła polującego na rybę, lwowsko-zielonogórski orzeł wbił się w wodną czeluść swego jeziora i... utopił się.
Od czasu do czasuy, osadnicy spod Lwowa prowadzący swoje dzieci i wnuków nad WAGMO-staw wspominali przybyłego z Lwowa orła, który przez lata zawiadywał przestrzenią powietrzną nad tym urokliwym akwenem.
* * *
Pozostała legenda, przekazywana sobie z ust do ust, dla podtrzymania tradycji powojennej emigracji Polaków ze Wschodu na Zachód.
I stało się, że władze samorządowe postanowiły reaktywować akwen z jego wodnymi uciechami.Do oczyszczonego stawu zarzucono linkę, a na nią złapał się dziwny stwór - wielkość dużej ryby o dziwnym wyglądzie głowy, zakończonej orlim dziobem.
Wielu się dziwuje i nie wierzy co oczy widzą a ja, oczytany o dziwnych przemianach stworów ze starych legend wierzę, że oto stwór wyciągnięty z akwenu to reinkarnacja lwowskiego orła Przedniego, przeistoczonego w wodnego drapieżnika, o wiele ładniejszego niźli jakiekolwiek szczupaki.
Czy wizerunek „orlej ryby" przyjmie się jako nowy herb nowoczesnego Wagmo-stawu?
Przy projektowaniu proponuję poważnie ustosunkować się do artystycznych wizji pracowników Domu Harcerza.
* * *
Nie wiem dlaczego ale, serce mi podpowiada aby legendę dedykować Pani Magdzie z Redakcji MM. 

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto