Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lekarze odmawiają jej rehabilitacji, bo to i tak już nie pomoże

Redakcja MM
Redakcja MM
Płacę składki i robię wszystko, by pomóc żonie. A tu nawet szpital odsyła mnie z kwitkiem (fot.: GL)
Płacę składki i robię wszystko, by pomóc żonie. A tu nawet szpital odsyła mnie z kwitkiem (fot.: GL) Ilustracja Redakcji MM
- Przychodzę z żoną na oddział, a lekarz mówi, że mam wracać. Bo jej nie przyjmie - mówi Józef Łężak z Zielonej Góry. - Nie mamy podstaw do leczenia w szpitalu - tłumaczy dyrektor lecznicy.

Pan Józef Łężak z Zielonej Góry od sześciu lat opiekuje się sparaliżowaną po udarze żoną. Dlatego z nadzieją czekał na ubiegłotygodniową wizytę w poliklinice.
No właśnie. Kiedy w poniedziałek rano Łężakowie stawili się w szpitalu, lekarz na korytarzu obejrzał kartę pani Władysławy i... po prostu odesłał ją do domu. Bez badania! Jej mąż prosił i błagał, by przyjęli schorowaną kobietę. Nie pomogło. W końcu bezradny zostawił ją w szpitalnej poczekalni i przyszedł do nas, zanosząc się płaczem. - Ratujcie! Jak może tak być, że czekamy pół roku i nagle się okazuje, że na darmo. Że w kilka chwil niszczy się naszą nadzieję! - mówił zdenerwowany.
Pani Władysława po udarze ma niedowład, ledwo chodzi, nie mówi. Dlatego notarialnie upoważniła męża, by w jej imieniu załatwiał wiele spraw. Także i tę ze szpitalną rehabilitacją. Pół roku temu pan Józef ją zarejestrował, tydzień temu osobiście potwierdził.- Wstaliśmy już o 5.00, żeby zdążyć, bo z żoną zajmuje to dużo czasu. Specjalnie pożyczyłem auto, inaczej nie dalibyśmy rady - opowiada ocierając łzy.
Razem z Czytelnikiem poszliśmy do zielonogórskiej polikliniki. Jego żona ledwo siedziała na oddziale. - Lekarze odmawiają jej rehabilitacji, bo to i tak już nie pomoże. Ja wiem coś innego. Dzięki ćwiczeniom w domu ma silniejszą rękę! - mówił patrząc z troską na żonę pan Józef.
Lekarzem, który nie przyjął pani Władysławy jest dyrektor zielonogórskiej polikliniki Dariusz Suchorski. - Nie mogę - mówi i pokazuje nam pismo z NFZ informujące, że "pacjenci, którzy ze względu na stan zdrowia potrzebują rehabilitacji, ale nie wymagają całodobowego nadzoru medycznego, powinni korzystać ze świadczeń w warunkach ambulatoryjnych." - To zasady, które obowiązują zarówno nas, jak i pacjentów. Sama potrzeba rehabilitacji nie jest jeszcze wskazówką do jej udzielenia w ramach hospitalizacji. - mówi. Lekarz dodaje, że poliklinika informuje wszystkich chorych o zasadach przyjęcia na oddział wręczając im ulotki określające te zasady. A wśród nich i taką, że ostateczna decyzja o hospitalizacji zapada po zbadaniu chorego w dniu przyjęcia.
Pan Józef mówi, że jak zapisywał żonę, takiej kartki nie dostał. Dlatego do szpitala wziął wszystkie rzeczy, spakował piżamę i kosmetyki.
Sęk jeszcze w tym, że... lekarz nawet nie badał wczoraj pani Władysławy! Jak więc ma się zapis o "podejmowaniu decyzji po zbadaniu chorego"? - Nie badałem, bo nie było takiej potrzeby - tłumaczy. - W czasie rozmowy z opiekunem ustaliłem, że stan kobiety to wynik incydentu sprzed kilku lat. Potwierdziłem te informacje w poradni neurologicznej opiekującej się chorą. Ponieważ od czasu poprzedniego pobytu w naszym oddziale w jej stanie zdrowia nic nowego nie zaszło, chora ta nie spełnia kryteriów określonych przez NFZ i nie może być aktualnie leczona w warunkach szpitalnych.
Czyli  zapis o badaniu chorego przed przyjęciem do szpitala nie odnosi się wprost do sytuacji naszych Czytelników. Lekarz tłumaczy, że ta informacja jest wiążąca w sytuacji, gdy chory spełnia wszystkie wymagania NFZ, a lekarz kwalifikuje taką osobę do leczenia w oddziale w oparciu o możliwe przeciwskazania. - Wtedy ważna jest decyzja medyczna. W tym przypadku było inaczej. - Badanie nie było konieczne, bo chora nie spełniała już warunków administracyjnych określonych przez NFZ. Fundusz nie finansuje takich hospitalizacji - mówi krótko.
Pan Józef na te tłumaczenia kiwa z niedowierzaniem głową. - Tak się traktuje chorego człowieka? Sam jestem po wypadku, miałem złamany kręgosłup. Wtedy moja żona się mną opiekowała. Teraz ja opiekuję się  nią i boli mnie, kiedy nie mogę jej pomóc. Chciałbym, żeby żona jeszcze kiedyś ugotowała mi obiad. Żeby była zdrowa...
Pani Władysława ma zapewnioną rehabilitację ambulatoryjną w poliklinice. Codziennie przyjeżdża z mężem na refundowane przez NFZ zabiegi. D. Suchorski tłumaczy, że ta forma rehabilitacji różni się od tej szpitalnej tylko pobytem całodobowym. - Realizuje te zabiegi ten sam zakład rehabilitacji, jest ten sam zakres ćwiczeń, więc chora nie ma tylko całodobowej opieki ze strony szpitala, której ta pani niepotrzebuje - tłumaczy.
- Proszę spojrzeć na moją żonę. Nie potrzebuje opieki? Ona się nie poskarży, bo nawet nie mówi... - denerwuje się pan Józef powolutku prowadząc schorowaną kobietę z powrotem do samochodu.
Autorka artykułu: Natalia Kondracka

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto