Sprawa dotyczy przetargu na wykonanie instalacji centralnego ogrzewania i remontu pomieszczeń w Przychodni Rejonowej nr 5 w Dębicy. Przetarg został ogłoszony przez dyrektora dębickiego szpitala. Najniższa, złożona w nim, oferta należała do firmy Mariusza Oparowskiego i opiewała na blisko 80 tys. zł. Przetarg wygrał jednak wykonawca, który zaproponował swoje usługi za prawie 95 tys. zł.
Zabrakło dokumentu
– Jak to możliwe, że wybrano droższą ofertę, skoro w tym przetargu najważniejsze kryterium wyboru stanowiła cena? – dopytywał w lipcu ub. roku ówczesny radny powiatowy Stanisław Skawiński. Zwracał uwagę, że do przetargu przystąpiło osiem firm. Siedem zostało wykluczonych, bo nie przedłożyły wszystkich wymaganych dokumentów. Wśród nich znalazł się najtańszy oferent, czyli przedsiębiorstwo Oparowskiego, które nie dostarczyło tzw. przedłużenia terminu związania ofertą. - Ale ja wiem, że nie zostało poinformowane o konieczności dołączenia go do oferty. A ZOZ powinien to zrobić – przekonywał Skawiński.
Izba karze płacić
Mariusz Oparowski również uznał, że szpital rzeczywiście popełnił błąd. Odrzucony wykonawca poskarżył się, więc w Krajowej Izbie Odwoławczej. Ta w sierpniu orzekła, że „Zamawiający ma obowiązek (...) zwrócić się do wykonawców o przedłużenie terminu związania ofertą", więc ZOZ musi powtórzyć przetarg i zapłacić właścicielowi firmy 10 tys. zł kosztów postępowania odwoławczego. – Nie zgadzam się z takim rozstrzygnięciem – ocenił wtedy Jarosław Posłuszny, radca prawny ZOZ w Dębicy. – Przepis, na który powołuje się KIO, wyraźnie stwierdza, że zamawiający może, ale nie musi zwrócić się do wykonawców o przedłużenie terminu związania ofertą. Wykonawcy mogą to zrobić sami bez żadnego wniosku od zamawiającego.
Zwrot kosztów dla oferenta
W tej sytuacji ZOZ złożył skargę na decyzję KIO do Sądu Okręgowego w Rzeszowie i ogłosił kolejny przetarg na remont przychodni. W czasie, gdy SO zastanawiał się nad podjęciem decyzji, przetarg rozstrzygnięto i prace w przychodni zostały wykonane. – Na tej podstawie sąd umorzył sprawę, bo nie ma się już o co bić, jest po remoncie. Ale przyznał mi 10 tys. zł za moje odwołanie do KIO i 2 717 zł zwrotu poniesionych przeze mnie kosztów postępowania przed SO. Szpital już mi przekazał te pieniądze – nie kryje satysfakcji Mariusz Oparowski. Dodaje, że ZOZ stracił też 4,5 tys. zł zapłacone z tyt. wniesienia skargi na decyzję KIO. Żałuje, że te koszty są pokrywane z pieniędzy podatników.
Trzeba walczyć o swoje
- Podatnicy nic nie stracili. Pieniądze, które trafiły na konto wykluczonego z przetargu oferenta, zostały mu tylko zwrócone. Bo wcześniej musiał je wpłacić do kas SO i KIO. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, w tym wypadku skorzystał budżet państwa – odpowiada radca Posłuszny. Jego zdaniem nie ma wygranych ani przegranych, bo co do meritum sprawa nie została rozstrzygnięta. – Owszem szpital, musiał wydać kilkanaście tysięcy zł, ale w stosunku do rozmiarów naszej działalności, gdzie roczny budżet szpitala wynosi 80 mln zł, ta sytuacja ma charakter incydentalny i trzeciorzędny – przekonuje Jarosław Posłuszny. – Dla mnie najważniejsze jest, że otwarłem drogę wszystkim przedsiębiorcom, którzy uważają, że zostali niesprawiedliwie potraktowani przez szpital. Trzeba walczyć o swoje – komentuje Mariusz Oparowski.
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?