MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Minister Grad: Były szef CBA kłamał o stoczniach

Redakcja
FOT. BARTłOMIEJ RYżY
Z Aleksandrem Gradem, ministrem skarbu rozmawia Paweł Rożyński.

Szef CBA Mariusz Kamiński ogłosił, że wbrew temu, co mówił premier, nikt go nie prosił o otoczenie sprzedaży stoczni tarczą antykorupcyjną.
- Kamiński odnosił się do wielu kwestii odnośnie sprzedaży stoczni i kilkukrotnie skłamał. Jeszcze w 2008 roku odbyło się spotkanie premiera m.in. ze mną i szefami służb, na którym zostali zobowiązani do osłaniania przed korupcją procesów prywatyzacyjnych.

Rozumiem, że na spotkaniu nie było Kamińskiego, skoro nic o tym nie wie?
- Był! Wziął udział w posiedzeniu, nawet zabierał głos. Po tym spotkaniu przesłałem mu pismo z wykazem 79 projektów prywatyzacyjnych, które moim zdaniem wymagają osłony. Odpisał, że oczekuje szczegółowych danych odnośnie tych projektów, m.in. stoczniowego. Na jakim jest etapie, kto nam doradza, itd. Wszystko dostał, i jeszcze co kwartał wysyłaliśmy mu informacje uzupełniające.

Kamiński twierdzi, że sprawa stoczniowa nie była przez nich badana i wypłynęła dopiero przy okazji innej sprawy z podsłuchów.
- Kolejne kłamstwo. Podsłuchy z okresu maj, czerwiec, przesłuchali dopiero we wrześniu. I w oparciu o jakieś strzępy z podsłuchów, a nie rzetelną analizę, pisze się w pospiechu raport z tak twardymi tezami. Już w sierpniu było wiadomo, że inwestor się wycofał, a oni dopiero w połowie września się tym zajęli. Jak to świadczy o szefie CBA? Na miły Bóg!

Były szef CBA twierdzi, że już w maju rząd miał jasność, że "katarski inwestor nie istnieje".
- W oparciu o co tak twierdzi? Zawiesiłem na stronach internetowych katalog wszystkich spotkań z zainteresowanymi. Zaczynają się jesienią 2008 roku. Tam jest wszystko wyszczególnione, kto przyjeżdżał, kiedy, jakie miał zamiary wobec stoczni.

Ale Kamiński nie kwestionuje, że Katarczycy przyjeżdżali. Sądzi, że w rzeczywistości nikt za nimi nie stał. I statków produkować nie zamierzał.
- To dlaczego zamyka oczy na to, że ten inwestor, którego rzekomo nie było, wpłacił 40 mln zł wadium, założył w Polsce spółkę Polskie Stocznie, zatrudnił ekspertów, stworzył dla każdej stoczni programy produkcyjne. Jego przedstawiciele spotykali się z zarządami, związkowcami. To naprawdę wyglądało wiarygodnie. Nie sprawiali wrażenia, że chcą kogoś oszukać. Gdyby tak chcieli zrobić, to nie wystartowaliby w przetargu.

Kolejny zarzut: faworyzowaliście jeden podmiot.
- Najpierw słyszę, że się jednego inwestora faworyzowałem, potem, że go nie było. Niech się może zdecydują. Nie można faworyzować kogoś, kogo nie ma. To wszystko pokazuje brak profesjonalizmu szefa CBA. Powinien wiedzieć, że np. na stocznię Gdynia było 31 przetargów, a nie jeden. Na każdy kawałek majątek stoczni był oddzielny przetarg. Na kluczowe aktywa był chętny tylko jeden inwestor. Przyjąłbym krytykę, gdybyśmy mieli np. trzech chętnych na to samo aktywo. Dwóch wyrzucamy, a CBA ma dowody. Proszę bardzo, przestępstwo.

Godzi to w Pana. Jeśli Kamiński kłamie, a Pan ma na to dowody, to rozumiem, że pójdzie Pan do sądu?
- Nie. Bo po pierwsze, cała sprawa jest w prokuraturze. Po drugie, Kamiński nie oskarżał konkretnych osób. Mówi w taki sposób, że nie wiadomo, kto miałby to przestępstwo popełnić. Niech sprecyzują kto, wtedy pomówiony pójdzie do sądu.

Niech Pan powie szczerze: nie niepokoiło Pana, że stoi za tym wszystkim handlarz bronią Abdul Rahman el Assir? Nie ma najlepszej reputacji...
- Oczywiście miałem wątpliwości. Jednak działa on na naszym rynku od lat, założył spółkę z Bumarem, leci z ministrem prezydenckim tym samym samolotem do Gruzji. Są pewne rzeczy, które go legitymizują.

A Pan sprzymierzyłby się z samym diabłem, byle tylko osiągnąć sukces w sprawie stoczni?
- Za mocno powiedziane. Natomiast prawdą jest, że była ogromna presja społeczna, by znaleźć inwestora dla tych stoczni. Jak już był, to na niego chuchaliśmy i dmuchaliśmy.

Czy warto było upierać się przy inwestorze, który by produkował statki? Nie można tam postawić osiedli czy wytwarzać telewizorów?
- Jak Pan sobie wyobraża, że wychodzi minister skarbu i mówi: zgadzam się na likwidację stoczni i niech deweloperzy coś tam sobie budują? Co by się działo? Dlatego podjęliśmy próbę utrzymania produkcji stoczniowej, choć wcale nie był to warunek zapisany w przetargu. Poszukiwaliśmy inwestorów, którzy mogliby produkować statki.

Co by Pan zrobił inaczej?
- Ogłosiłbym upadłość stoczni pierwszego dnia, gdy zostałem ministrem skarbu. Byłoby to usprawiedliwione, bo skala zadłużenia jest ogromna. To PiS miałby wówczas problem, bo to wszystko dziedzictwo po ich rządach. I oni musieliby się tłumaczyć. Największy błąd mój i premiera, że zdecydowaliśmy się ratować te stocznie.

W listopadzie kolejna aukcja w stoczniach. Co trzeba zrobić, by historia się nie powtórzyła?
- Powiem z przekąsem, że należałoby zaprzestać spotkań i zachęcania inwestorów. Bo z tego wzięły się zarzuty. Oczywiście nie ulegamy tej psychozie, bo to byłoby szaleństwo. W procedurze wprowadziliśmy zapis, by między zakończeniem licytacji, a podpisaniem umowy, nie można się było ot tak wycofać.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto