MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Miroslav Radović: Urban z niego szydził, Skorża dał mu szansę

Hubert Zdankiewicz
Radović był bohaterem wygranego 4:1 meczu z Koroną
Radović był bohaterem wygranego 4:1 meczu z Koroną Fot. Wojciech Barczyński/Polskapresse
Gdyby ktoś powiedział pół roku temu, że jednym z najlepszych piłkarzy Legii w rundzie jesiennej będzie Miroslav Radović, wywołałby w najlepszym razie uśmiech politowania. Serbskiego skrzydłowego w ogóle mogło nie być już w Warszawie. Jego kontrakt wygasa w czerwcu 2012 r., ale po zakończeniu ubiegłego sezonu dostał od władz klubu zielone światło w szukaniu sobie nowego pracodawcy. Nie pierwszy zresztą raz, ubiegłej zimy był bliski powrotu do Partizanu Belgrad.

Gdyby odszedł, nikt by dziś za nim nie tęsknił, bo mało widzieliśmy ostatnio przy Łazienkowskiej piłkarzy, którzy tak irytowali kibiców. Nie, żeby "Rado" nie umiał grać w piłkę. Przeciwnie - wszyscy wiedzieli, że ma do tego smykałkę. Może nie aż taką, jak jego były kolega z serbskiej młodzieżówki Mirko Vučinić, dziś gwiazda AS Roma, ale wystarczającą, by brylować w Polsce. Problem w tym, że poza pierwszym sezonem w Legii (2006/2007), pokazywał to średnio dwa razy do roku. Mało jak na piłkarza za 800 tys. euro.

W ubiegłym sezonie strzelił tylko dwa gole. Fakt, że jeden był na wagę zwycięstwa w arcyważnym meczu z Wisłą Kraków, niczego nie zmienia w ocenie zawodnika, do którego cierpliwość stracili w końcu również poprzednicy trenera Macieja Skorży. Zwłaszcza Jan Urban, u którego Radović stał się w pewnym momencie dyżurnym, obok Piotra Gizy, chłopcem do bicia. Nie było treningu, na którym Serb nie słyszałby kpin i docinków.

Oficjalnie się nimi nie przejmował. - Walczyć trenować! Jana Urbana szanować! - mruczał pod nosem na treningach i na pozór był taki jak dawniej - uśmiechał się, żartował. W wywiadach wspominał czasem o odejściu, ale podkreślał również, że świetnie czuje się w Warszawie.

W prywatnych rozmowach mówił zupełnie co innego. Nie ukrywał, że jest zdołowany takim traktowaniem. Że czuje się niechciany i wypalony.

Sytuacji nie poprawiła zmiana szkoleniowca. - U mnie znów zaczął grać w podstawowym składzie [stracił w nim miejsce wiosną 2009 r. - red.] i rozegrał kilka niezłych meczów. Widać było jednak, że jest przygaszony, nieobecny myślami - wspomina następca Urbana Stefan Białas.

Po przyjściu Manu wydawało się, że prędko nie wstanie z ławki rezerwowych. Zbieg okoliczności (fatalna gra, kontuzje i kary dla kolegów) sprawiły jednak, że dostał szansę. Najpierw na lewym skrzydle, a później na pozycji cofniętego napastnika. I na razie ją wykorzystuje.

- Chyba dojrzał wreszcie do tego, by dać drużynie to, co ma najlepszego. Poza boiskiem również się zmienił. Nie siedzi już cicho, wspiera młodszych kolegów. Przeszedł mentalną przemianę - chwali piłkarza Skorża.

A wszyscy zastanawiają się, jak do niej doszło. - Pomogło mu przyjście Ivicy Vrdoljaka i Srdy Kneževicia. Zwłaszcza pierwszego, bo teraz jest kumplem kapitana. Wcześniej czuł się w stolicy trochę osamotniony. Zwłaszcza po odejściu Aleksandara Vukovicia, który wprowadzał go do zespołu, uczył języka. Teraz to "Rado" wprowadza do Legii tych dwóch, pokazuje miasto, pomaga w kontaktach z mediami - mówi nam jego dobry znajomy. - Procentuje również fakt, że uwierzył w niego trener, bo on bardzo potrzebował takiego wsparcia. Zaczął dobrze grać, bo poczuł się potrzebny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto