Gdyby odszedł, nikt by dziś za nim nie tęsknił, bo mało widzieliśmy ostatnio przy Łazienkowskiej piłkarzy, którzy tak irytowali kibiców. Nie, żeby "Rado" nie umiał grać w piłkę. Przeciwnie - wszyscy wiedzieli, że ma do tego smykałkę. Może nie aż taką, jak jego były kolega z serbskiej młodzieżówki Mirko Vučinić, dziś gwiazda AS Roma, ale wystarczającą, by brylować w Polsce. Problem w tym, że poza pierwszym sezonem w Legii (2006/2007), pokazywał to średnio dwa razy do roku. Mało jak na piłkarza za 800 tys. euro.
W ubiegłym sezonie strzelił tylko dwa gole. Fakt, że jeden był na wagę zwycięstwa w arcyważnym meczu z Wisłą Kraków, niczego nie zmienia w ocenie zawodnika, do którego cierpliwość stracili w końcu również poprzednicy trenera Macieja Skorży. Zwłaszcza Jan Urban, u którego Radović stał się w pewnym momencie dyżurnym, obok Piotra Gizy, chłopcem do bicia. Nie było treningu, na którym Serb nie słyszałby kpin i docinków.
Oficjalnie się nimi nie przejmował. - Walczyć trenować! Jana Urbana szanować! - mruczał pod nosem na treningach i na pozór był taki jak dawniej - uśmiechał się, żartował. W wywiadach wspominał czasem o odejściu, ale podkreślał również, że świetnie czuje się w Warszawie.
W prywatnych rozmowach mówił zupełnie co innego. Nie ukrywał, że jest zdołowany takim traktowaniem. Że czuje się niechciany i wypalony.
Sytuacji nie poprawiła zmiana szkoleniowca. - U mnie znów zaczął grać w podstawowym składzie [stracił w nim miejsce wiosną 2009 r. - red.] i rozegrał kilka niezłych meczów. Widać było jednak, że jest przygaszony, nieobecny myślami - wspomina następca Urbana Stefan Białas.
Po przyjściu Manu wydawało się, że prędko nie wstanie z ławki rezerwowych. Zbieg okoliczności (fatalna gra, kontuzje i kary dla kolegów) sprawiły jednak, że dostał szansę. Najpierw na lewym skrzydle, a później na pozycji cofniętego napastnika. I na razie ją wykorzystuje.
- Chyba dojrzał wreszcie do tego, by dać drużynie to, co ma najlepszego. Poza boiskiem również się zmienił. Nie siedzi już cicho, wspiera młodszych kolegów. Przeszedł mentalną przemianę - chwali piłkarza Skorża.
A wszyscy zastanawiają się, jak do niej doszło. - Pomogło mu przyjście Ivicy Vrdoljaka i Srdy Kneževicia. Zwłaszcza pierwszego, bo teraz jest kumplem kapitana. Wcześniej czuł się w stolicy trochę osamotniony. Zwłaszcza po odejściu Aleksandara Vukovicia, który wprowadzał go do zespołu, uczył języka. Teraz to "Rado" wprowadza do Legii tych dwóch, pokazuje miasto, pomaga w kontaktach z mediami - mówi nam jego dobry znajomy. - Procentuje również fakt, że uwierzył w niego trener, bo on bardzo potrzebował takiego wsparcia. Zaczął dobrze grać, bo poczuł się potrzebny.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?