Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

- Nie jesteśmy przychodnią - mówi szef pogotowia

Redakcja
Kazimierz Ligocki
- Niedawno moją trzyletnią córeczkę w ambulatorium przyjął stomatolog, a w niedzielę lekarz na badanie mego syna miał dwie minuty! - poskarżyła się nam Anna Bartol. Młodzieniec ostatecznie wylądował w szpitalu.

Gorzowianka mieszka na os. Sady. Ma czwórkę dzieci. Jak wszystkie, czasami chorują. Gdy stanie się to wieczorem lub w weekend, po pomoc trzeba jechać do ambulatorium, które przy ul. Piłsudskiego prowadzi pogotowie ratunkowe. A. Bartol nie kryje żalu i uwag do usług tej placówki. - W niedzielę po 16.00 byłam tam z synem, ponieważ wymiotował, gorączka nie spadała, narzekał na ostry ból brzucha. Nie został dokładnie zbadany. Od naszego wejścia do wyjścia minęły dwie minuty, lekarz ledwie przyłożył stetoskop do ciała syna i tyle! Nawet do gardła nie zajrzał, tylko szybko wypisał lek na wirus. W korytarzu ciągle czekał tłum ludzi - mówiła nam gorzowianka. Opowiedziała też o swoich poprzednich ,,przygodach" w ambulatorium; w styczniu przyjmował tam dentysta (rozpoznała go po nazwisku), a na początku lutego inny z lekarzy odmówił wypisania recept na dłuższą kurację.Andrzej Szmit, który kieruje pogotowiem, spokojnie wysłuchał przekazanych przez nas zarzutów gorzowianki. I na każdy miał odpowiedź. Okazuje się, że stomatolog faktycznie pełni dyżury, ale jest nie tylko stomatologiem (ma też ,,zwykłą'' specjalizację lekarską). I jak najbardziej może udzielać pomocy w ambulatorium. Co do planowania leczenia i wypisywania recept na dłużej: dyr. Szmit podkreśla, że nie od tego jest pomoc doraźna. - My nie planujemy leczenia. Mamy pomóc tu i teraz, do czasu, aż chory będzie mógł dostać pomoc od lekarza rodzinnego. Proszę to w końcu zrozumieć. A czas? Tak, faktycznie mamy go mało, bo ludzie zgłaszają się do nas dosłownie ze wszystkim, utrudniając dostęp do lekarza naprawdę potrzebującym - podkreślał w rozmowie z nami Andrzej Szmit.To nie są jedyne problemy. Okazuje się, że niektórzy lekarze rodzinni, nie mają czasu na planowe przyjęcia swoich pacjentów i „podpowiadają" im wizytę w ambulatorium. To dlatego w czynnej od 18.00 placówce już po 17.00 czeka kolejka chorych! Stąd nerwowe sytuacje, przekleństwa, czasami nawet kłótnie oczekujących.W efekcie miesięcznie ambulatorium obsługuje nawet po 1,8 tys. pacjentów miesięcznie. A bywają miesiące - jak w grudniu, gdy liczba przeziębień osiągnęła apogeum - że w ciągu miesiąca zjawia się tu 2,4 tys. pacjentów! I - trzeba podkreślić - mowa tu wyłącznie o tych, którzy przychodzą nocą i w weekend do lekarza. Doliczyć trzeba jeszcze tych przychodzących do pielęgniarki - 1,2 tys. miesięcznie - oraz wyjazdy ambulatoryjnego lekarza i pielęgniarki do chorych - około 250 miesięcznie. W sumie w 2012 r. pomoc dostało niemal 40 tys. osób.Gdy zajęliśmy się tą sprawą w styczniu, A. Szmit dostał telefon z zielonogórskiego oddziału Narodowego Fundusz Zdrowia. - Usłyszałem, że robię nadwykonania i przyjmuję wszystkich jak leci. Mam więc odsyłać z kwitkiem wszystkich, których schorzenie nie ma charakteru nagłego albo nie jest poważne. Nie wyobrażam sobie takiej selekcji. To by oznaczało kolejne skargi pacjentów, a my naprawdę chcemy pomóc każdemu. Prosimy więc o zdrowy rozsądek: kto może, niech poczeka do wizyty u lekarza rodzinnego - mówił dyr. Szmit.A co z synkiem pani Anny? Po niedzielnej wizycie w ambulatorium nie odpuściła. Zawiozła synka do szpitala. Został przyjęty na oddział z zapaleniem oskrzeli. 

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto