Nowe zwłoki dla studentów

Brzmi strasznie? Nic podobnego. Od dawna bowiem studenci Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, podobnie jak ich koledzy z innych akademii, borykali się z problemem związanym z nauką anatomii. Przez wiele lat poznawali budowę ciała ludzkiego na podstawie przeprowadzania sekcji zwłok pochodzących sprzed ponad 60 lat.

- Studenci nie nauczą się anatomii inaczej niż na zwłokach. Najcudowniejszy atlas czy film wideo nie zastąpią dotknięcia nerwu. Student musi zobaczyć, jak daleko jest on od kości, wziąć serce do ręki. Atlas nie pokaże mu zastawek czy ujścia tętnic wieńcowych – twierdzi prof. Jerzy Kielecki, członek Polskiego Towarzystwa Anatomicznego w wywiadzie udzielonym Annie Stańczyk w Wysokich Obcasach. - Zwłoki są też potrzebne lekarzom, którzy przygotowują się do zabiegu o dużym stopniu ryzyka i muszą przećwiczyć pewne dostępy do struktur, np. przy guzach mózgu. Bo jeśli skalpel zastępuje wysokoobrotowa wiertarka, to łatwo wyrwać nerw albo uszkodzić naczynie, jeśli się nie wie, że ono tam jest. Lekarze muszą też ćwiczyć nowe techniki.

Nowy pomysł ministerstwa zdrowia ma być lekarstwem dla wielu medycznych placówek oświatowych, które cierpią na brak zwłok odpowiednich do nauki anatomii.

Według rozporządzenia, do badań akademickich mają być wykorzystywane ciała osób o nieustalonej tożsamości, bezdomnych oraz zmarłych bez rodziny.

Dotychczas uczelnie wyższe, pozyskiwały nowe ciała poprzez tzw. przekazanie zwłok do celów akademickich od osób, które za życia wydały specjalne oświadczenie, w którym wyraźnie zaznaczyły, że przekazują swój organizm do badań medycznych.

Projekt ministerstwa budzi protest m.in. wśród etyków. Obawiają się oni, że część społeczeństwa może zaprotestować przeciwko zatwierdzeniu ustawy. Wynika to bowiem z lęku, że ciało mogłoby zostać zbezczeszczone.