Krótki, bo tylko 170 stronicowy zapis z jego wyprawy to opowieść o wyzwaniu, wierze i niezwykłej motywacji, by nieść pokój światu. Piotr Kuryło zaczął biegać dziesięć lat temu, dziś jest spełnionym czterdziestolatkiem, ojcem dwóch córek. W 2011 roku ukończył roczną samotną podróż dookoła świata. Ziemię przemierzył na własnych nogach i bez żadnego wspierającego zaplecza.
Czytaj także: Krzysztof Varga śmieje się z warszawiaków. Recenzja książki "Trociny" [ZDJĘCIA]
Bieg dla pokoju rozpoczyna się 7 sierpnia 2010 roku w Augustowie i kończy 6 sierpnia następnego roku. Maratończyk przebiegł 20 tysięcy kilometrów, odwiedził trzy kontynenty i spotkał na drodze setki osób, którzy mu pomogły. Biegacz dużo zawdzięcza też własnej wierze, która dodawała mu sił w trudnych chwilach.
Gdyby oceniać tą książkę tylko, jako wyczyn recenzję należałoby na tym zakończyć. Jednak bogato ilustrowana pozycja to także treść, która miejscami nie dostarcza tylu ciekawych wrażeń, czego spodziewamy się po opisie na okładce i skali dokonania.
To, co przeszkadza w lekturze książki to z pewnością monotonia. Autor nie do końca potrafi udowodnić, dlaczego właściwie zdecydował się na start. Tłumaczy, że ma dość biegania i… wyrusza w najdłuższy bieg w życiu.
Zapewnia też, że biegnie dla pokoju, a odwiedzając Rosję chwali prezydenta federacji Władimira Putina za to, że nie zdecydował się na wprowadzenie wojsk do Afganistanu. Zapomina jednocześnie, że Rosja za Putina mało ma wspólnego z demokracją i że prowadziła działania zbrojne choćby w Gruzji, a polityka prezydenta Rosji doprowadziła do katastrofy humanitarnej w Czeczeni. Dodatkowo opisy tego, co zdarzyło się na trasie są dość podobne.
Męczące jest również ciągłe wymienianie modlitw, które zmawia po drodze biegacz. Czytelnik, także ten uprawiający sport zapewne wolałby przeczytać, jak Piotr Kuryło radził sobie na trasie i skąd czerpał motywację niżeli nazwy modlitw, które poza wypełnieniem stron nie wiele wnoszą. W księgarni sięgnęliśmy przecież po relację z wyprawy życia, opis przygody a nie modlitewnik.
W opowieści maratończyka niestety, co chwila pojawiają się też banalne przemyślenia, z których nic nie wynika. – Myślę, że przemysł filmowy faktycznie narobił wiele złego. Wojna zbyt często jest przedstawiana nie, jako dramat zwykłych ludzi, lecz jako przygoda (w filmach akcji) czy nawet zabawa (w komediach)... – pisze autor.
Zobacz koniecznie: Handlowałem Kobietami - Antonio Salas [RECENZJA KSIĄŻKI]
Podobne banialuki trafiają się, co kilka stron. – Im więcej ludzi przybywało nad jezioro, tym więcej – mówiąc w przenośni – pękało butelek. Zastanawiam się, ilu z rodziców wie, co ich dzieci robią na wakacjach. Telewizja nadaje wiele reklam piwa, nie jest to przecież zabronione. Ten, zdawałoby się niegroźny napój, zwiera jednak alkohol, który szybko uzależnia – pisze na jednej z ostatnich stron książki.
Codziennie najświeższe informacje z Warszawy na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?