Podpatrzone na ulicach

Damską część pociągało obejrzenie wystawy malarstwa, projektów i realizacji ubiorów Moniki Baczewskiej oraz pokaz mody :) Panowie naciskali na koncert zespołu „Browar Łomża", chyba przez sentyment do samej nazwy :) Całą grupą zatrzymaliśmy się przy kiermaszu książki na Długiej. Opłacało się. Za kilka złotówek kupiliśmy kilka ciekawych książek. Potem jeszcze zwiedzanie katakumb w katedrze i u Kapucynków.
Głód i obolałe nogi zmusiły nas do powrotu do domu. Zrobiłam trochę fotek komórką, ale wszystkie do skasowania (: Może ktoś z MM-owiczów był ze sprawniejszym aparatem?
To tak w skrócie. Tłumów nie było (: Chcę opisać trzy scenki, które rozbawiły moich przyjezdnych gości, a mnie podniosły adrenalinę.
Przy "siusiadłach" na Długiej, grupa rozchichotanych osób robiła sobie zdjęcia. Szkoda, że ich komentarzy nie usłyszał projektant tej "fontanny" Jak do krytykantów dołączyli moi goście, nie wytrzymałam i pociągnęłam ferajnę jak najdalej od obiektu drwin.
Na Giełczyńskiej usłyszeliśmy następną rozmowę, która ponownie podniosła mi adrenalinę. Chyba to byli przyjezdni. Czworo dorosłych i dwoje dzieci. Jeden z panów na całą ulicę oznajmiał, że zaraz się zsiusia, a i Jasiowi też się chce. Zapytali się nas, gdzie znajdą szalet. Pytanie za milion złotych. Jedna z kobiet podpowiedziała, żeby weszli do jakiejś bramy i opróżnili pęcherze. Chyba tak zrobili (:
Byliśmy coraz bardziej głodni, ale tylko pomarzyć o jakimś szybkim napełnieniu żołądków. Na Farnej otwarte, ale pełno ludzi, inne punkty żywieniowe zamknięte! Na głodnego trudno o dobry humor i siły do zwiedzania. Jak usłyszałam jeszcze z ust przechodzącej grupy - co za pipidówa, nawet zjeść nie ma gdzie, to szybko zabrałam swoich do domu! W następnym roku to wezmę ze sobą kosz piknikowy, a dla wielbicieli łomżyńskiego browaru założę pampersy, bo po co mają obsikiwać bramy.