Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pół wieku w naszym szpitalu

Redakcja
Jakub Pikulik
- Nigdy w życiu nie myślałam o pieniądzach. W każdym razie nie tak, że to są rzeczy najistotniejsze. Zresztą wtedy nie było takich pieniędzy jak dzisiaj. Dopiero teraz, pod koniec pracy, zaczęłam dobrze zarabiać – mówi doktor Zofia Zadrożna.

- Po 40 latach pracy w szpitalu chyba niełatwo przyzwyczaić się do życia emerytki?- To prawda, tak mi się wydaje, że jestem ciągle na urlopie. Ale od razu muszę sprostować: po 50 latach! Pracowałam od 1962 r. Pierwszy etat miałam w przychodni w Zakładach Mechanicznych Ursus. Ale to był etat łączony. Wprawdzie nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek mi cokolwiek dawał na piśmie, że jestem oddelegowana do szpitala na oddział chorób wewnętrznych, ale ciągle na tym oddziale przez kilka godzin pracowałam. W międzyczasie musiałam się zdeklarować. Opuściłam Ursus - chociaż z żalem - i już w pełnym wymiarze godzin pracowałam w szpitalu. Stąd różne daty w informacjach, ale to moje pół wieku w oddziale chorób wewnętrznych. Początkowo pracowałam jako młodszy asystent, potem starszy asystent i od 1978 r. już jako ordynator. Kawał czasu...- I kawał historii gorzowskiego szpitala. Jaki był, kiedy zaczynała pani pracę?- To był szpital przy Warszawskiej. Po dzisiejszy dzień bardzo żałuję, że tak się stało, jak się stało, że ten szpital właściwie popadł w ruinę. Gdyby został i stał się szpitalem miejskim, dla pacjentów byłoby wspaniale. To był doskonały szpital i dokładnie pamiętam pierwsze dni mojej pracy. Zaczynałam w lutym, a już w lipcu szef powiedział, że mam samodzielne dyżury. Szefem był wówczas doktor Ryszard Braun, doskonały specjalista, doskonały internista, wykształcił wielu specjalistów... Mój pierwszy dyżur był straszny. Zmarły mi cztery osoby. Do końca życia będę to pamiętała: świadomość, że tak strasznie szybko można umrzeć, że nie da się nikogo przywrócić do życia, że jesteśmy śmiertelni...- Niedawno rozmawiałam z wykładowcami z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Mówili mi, że dziś młodzi ludzie wybierają medycynę, bo daje pewność zatrudnienia, pieniądze, prestiż. Pani też o tym myślała?- Nigdy w życiu nie myślałam o pieniądzach. W każdym razie nie tak, że to są rzeczy najistotniejsze. Zresztą wtedy nie było takich pieniędzy jak dzisiaj. Dopiero teraz, pod koniec pracy, zaczęłam dobrze zarabiać. Kiedyś pracowało się, dlatego, że się chciało pomagać ludziom, że się widziało wdzięczność w ich oczach. To było najważniejsze, a nie pieniądze. Pieniądze były dla mnie ważne wtedy, gdy intensywnie zaczęłam remontować oddział chorób wewnętrznych na Warszawskiej. Pomagał nam, kto tylko mógł. Myślę, że w 50 proc. oddział został wyremontowany za pieniądze sponsorów. A kiedy przyjechał do nas konsultant krajowy, powiedział, że to najpiękniejszy oddział w kraju! Byłam bardzo dumna i walczyłam o ten oddział do końca. Ale się nie udało. Polityka była zupełnie inna.- Polityka chyba często wpływała na pani pracę? Choćby wtedy, gdy szpital przy Warszawskiej został zlikwidowany.- Dla mnie to był najtrudniejszy okres w pracy zawodowej. Próbowałam przekonać, kogo mogłam z Urzędu Marszałkowskiego, z samorządu miasta, że to wielki błąd. Po czasie wszyscy mi przyznali, że łączenie szpitali to najgorsze, co mogło spotkać Gorzów. To było bardzo nie po gospodarsku. My przenieśliśmy się do budynków na Walczaka. Znowu trzeba było robić remont. Na szczęście znowu znaleźli się ludzie dobrej woli. Troszkę też pomógł Urząd Marszałkowski, a dzięki moim specjalizacjom, a zwłaszcza z hipertensjologii, czyli z nadciśnienia tętniczego, miałam możliwość załatwienia wysokiej klasy sprzętu przyznanego decyzją Ministerstwa Zdrowia.- Skoro mowa o specjalizacjach: trudno było się kształcić, mieszkając w małym Gorzowie?- Na pewno. Trudno się dojeżdżało na uczelnię i jeszcze tak, żeby nikt nie widział, bo przecież zawistnych nie brakowało. To nie była komfortowa sytuacja. Ale to już nie o mnie chodzi. Ogromnie się cieszę, że tym wszystkim zaraziłam moich specjalistów. Oni są znakomicie wykształceni. W tej chwili interna nazywa się: oddział chorób wewnętrznych, nadciśnienia tętniczego, endokrynologii i gastroenterologii. Mamy po kilku wykształconych specjalistów z każdej z tych dziedzin. Takie oddziały w Polsce są rzadkością. Jestem dumna z tego, co zostawiam. Gdyby jeszcze udało się stworzyć warunki, jakie powinny być. Gdyby oddział miał choć trochę więcej miejsc, to praca byłaby jeszcze lepsza. Nie byłoby takich trudności z dostaniem się do szpitala. Teraz są i ja o tym doskonale wiem. Dlaczego? Bo brakuje np. oddziału dla przewlekle chorych. Brakuje oddziału zakaźnego, który został zlikwidowany. Brakuje dermatologii. Był oddział psychosomatyczny na Walczaka na psychiatrii. Też został zlikwidowany, więc pacjenci lgną do naszego oddziału.- Cały czas mówi pani: my, nasz oddział, a przecież już pani tam nie pracuje.- Myślę, że tak już będzie do końca życia.- To skąd decyzja o odejściu?- Mam świadomość swojego wieku. Mam świadomość, że zostawiam tam świetnych specjalistów. Niech oni się wykażą! Bardzo dużo potrafią i mogę spokojnie odejść. Długo dojrzewałam do tej decyzji, bo ciągle w szpitalu byli nie tacy dyrektorzy, jakby chciała. Ciągle były jakieś naciski, żeby coś likwidować, zabierać. Uważałam, że trudnej sytuacji nie mogę odejść. Dlatego trwałam. Teraz szpital jest na właściwych torach. Nie ma już zadłużenia. Dyrektor, a właściwie prezes, jest z Gorzowa, zna i rozumie środowisko: lekarzy, pacjentów. Mój pobyt w szpitalu nie jest już potrzebny.Zofia Zadrożna do Gorzowa przyjechała w latach 60. razem z mężem Zdzisławem, wieloletnim ordynatorem dermatologii. Lekarzami są też synowie doktor Zadrożnej: Dariusz i Zbigniew. Obaj nie mieszkają w Gorzowie. Lekarka też mogła wyjechać, ale nie chciała. Gorzów to jej miasto. To u nas uratowała setki pacjentów, wychowała wielu specjalistów, a teraz przeszła na emeryturę. Szpital urządził jej galę w Teatrze Osterwy. Żaden gorzowski lekarz takiej nie miał! 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto