Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Potrzeba tylko dwóch rzeczy: aktora i widza!

Redakcja MM
Redakcja MM
- Talent to jest coś takiego mniej więcej jak UFO - twierdzi znany aktor i artysta Artur Beling. Od niedawna zielonogórzanie mogą oglądać jego grę w ramach Teatru Rozrywki Trójkąt.

- Czytałam w jednym z wywiadów, które Pan udzielił, że odkochał się Pan w teatrze, że nie upatruję Pan w nim żadnej drogi rozwoju. Zmienił Pan zdanie?
- W teatrze odkochałem się dobre 7 lat temu. Zrezygnowałem z etatu z przyczyn duchowych. Stwierdziłem, że w takiej formule, w jakiej teatr jest robiony już on mnie kompletnie nie interesuje. Byłem tylko trybikiem. Aktor podlega tym samym prawom, co każdy inny człowiek, w sensie, że każdego dopada, jak to mówią filozofowie, porządek codzienności. Wykonywane czynności stają się rutyną. Człowiek budzi się następnego dnia z koniecznością pójścia do fabryki i wie dokładnie jak będzie wyglądał jego dzień.
- Czy uważa Pan, że w Zielonej Górze jest coś na wzór fabryki sztuki?
- To jest tak, że każdy teatr w mieście tej wielkości wygląda podobnie. Czasem się zdarza charyzmatyczny dyrektor z wielką wizją. W kilku ośrodkach w tym kraju taki jest. Idzie „po bandzie" i realizuje jakiś kontrowersyjne, ciekawe autorskie projekty. Wtedy jest szansa na zaistnienie na festiwalach a w życiu artystycznym na szerszej scenie.
- Czyli rozumiem, że generalnie każda sztuka ugładzona nie przynosi sukcesów, że nie ma innej drogi żeby zaistnieć?
- Według mnie większość sztuk realizowanych w „zwykłym" teatrze jest w sumie wypadkową nieudolności wielu ludzi. W związku z tym, że jest to realizowane w ramach obowiązku spotykają się niejednokrotnie ludzie, którzy robią to dla pieniędzy. Wiele takich realizacji przeżyłem jak pracowałem w tzw. teatrze państwowym i nie dawały mi one ani satysfakcji finansowej ani artystycznej. Natomiast to, co teraz robimy zaczynamy bez kapitału. Mamy pomysł i pewną ideą poprowadzenia teatru prywatnego, czegoś kompletnie niezależnego. Nazwaliśmy się Teatrem Rozrywki Trójkąt i od początku roku wyprodukowaliśmy dwie duże premiery dla dorosłych. Jedna z nich to „Ktoś pana uwielbia panie Chopin". Niektórzy mówią, że działamy koniunkturalnie pod rok chopinowski , ale ten pomysł krążył między Sebastianem Cieślińskim a mną już wcześniej. Rok chopinowski tylko nas tym bardziej zachęcił. Druga rzecz to „Scenki z Zoszczenki" wyreżyserowane przez Grzegorza Matysika. Każda jego sztuka była jakimś wydarzeniem. Bardzo szanuje tego reżysera bo on do samego końca się spala. To taki facet, który nie śpi po nocach przez to co robi. Widzę, że on po prostu chce czegoś od życia. Zdaję sobie sprawę, że na początku musimy zacząć od repertuaru. Ale nie znaczy to wcale, że to ma być repertuar „pod publiczkę". Bo to są dwie różne rzeczy. Gipsy Kings grają komercję, ale chłopaki grają naprawdę dobrze i wszyscy chcą tego słuchać.
- Jak się Panu układa współpraca z 4 różami? To jest dobre miejsce żeby realizować takie projekty? ten lokal nie kojarzy się z teatrem.
- Myślę, że to tylko kwestia wizerunkowa. Kiedy zapracujemy na markę i pokażemy ludziom, że jest w ZG inne miejsce niż jeden teatr, to miejsce zacznie funkcjonować na poważnie. Jakaś pani z Krakowa wpadła nam kiedyś na scenę kiedy pracowaliśmy nad sztuką i powiedziała; „ale numer tu są klimaty jak w Jamie Michalikowej". To bardzo duży komplement, do tego właśnie dążymy! Aby to miejsce zamieniało się na moment w całkiem profesjonalny fajną scenę. A już dwie godziny później może być tam dyskoteka.
- Współpracuje pan również z Kombinatem Kultury...
- Zależy mi na promocji Kombinatu Kultury. Jestem wiceprezesem KK i ważne jest dla mnie to żeby zmienić jego wizerunek . Żeby ludzie zobaczyli, że realizujemy pewną misję społeczną, że bardzo dużo rzeczy robimy dla ludzi za darmo, np mnóstwo koncertów. Teatr Rozrywki Trójkąt jest rzeczą niezależną. Współpracujemy z Kombinatem Kultury, który ma w statucie wspieranie każdej formy kultury. Tej nieprofesjonalnej i profesjonalnej. Jeżeli ktoś się do nas zgłosi z pomysłem na wystawę czy na coś innego i my to ocenimy jako warte zachodu to najczęściej spotyka się to z naszym wsparciem i my jesteśmy mu w stanie np zorganizować sponsoring, wsparcie sprzętowe. Tylko mało jest takich ludzi...
- A jak to jest ze stworzeniem, otwarciem i utrzymaniem teatru? Z jednej strony to miejsce pełne magii, a jednak to także działalność gospodarcza.
- Myślę, że wszędzie to wygląda tak samo. Jak ludzi pytam na warsztatach co trzeba żeby zrobić teatr to mówią: sala, jakieś krzesła, reflektory czy też kurtyna. Wymieniają różne elementy i w końcu oczywiście odnajdują aktora, na ostatnim miejscu stawiają dopiero widza. A tak naprawdę żeby zrobić teatr potrzebne są tylko te dwie osoby: aktor i widz. To jest istotą teatru. Ważny jest przekaz i gdziekolwiek by on się odbywał, nawet na poczcie, też można zrobić tam teatr gdyby się zgodzili. I też po jakimś czasie to miejsce zaczęłoby funkcjonować jako teatr. Ludzie po prostu czasem nie mają dobrych pomysłów, bo można otworzyć pizzerie i zatrudnić do doręczania pizzy, kogoś kto za każdym razem będzie śpiewać inną arię. Pizza będzie kosztowała np 60 zł ale aria za każdym razem będzie inna.
- To ciekawy pomysł, ale czy nie uważa Pan, że dobrych pomysłów często nie realizujemy ze strachu przed niezrozumieniem?
- Od kilku lat zajmuję się trenowaniem ludzi w różnych dziwnych umiejętnościach, nie tylko w aktorstwie. W trakcie tych szkoleń okazuje się bardzo często, że wykazujemy bardzo silny opór przed zmianą. Sięgnięcie po coś innego, nowego, kojarzy się z czymś nierealnym. Tak naprawdę wystarczy mieć troszeczkę ikry, odwagi i powiedzenia sobie, że to jest możliwe. Najłatwiej jest wyszukiwać punkty przeciw, bo to jest bardzo wygodna pozycja. My staramy się pokazać, że da się realizować różne pomysły pod prąd.
- Na stronie internetowej Teatru Rozrywki Trójkąt można przeczytać o ofercie specjalnej? Czy ktoś już się na nią skusił?
- Mamy zlecenie, właśnie teraz siedzę i piszę scenariusz. Firma zamówiła u nas scenariusz i reżyserię z wykorzystaniem dwóch zawodowych aktorów i trzech z ich zakładu, czyli tzw. naturszczyków. Tematem jest BHP. Szkolenia BHP są nudne jak śmierć na pustyni a my staramy się zrobić z tego coś takiego, co sprzeda formie kabaretowej właściwe informacje. Wcale nie jest powiedziane, że to musi być nudne. Jest to działalność całkowicie komercyjna, ale też na tym polega oferta specjalna.
- Gdyby przyszedł do pana ktoś, kto nigdy wcześniej nie grał i nie chodził do szkoły aktorskiej ale zawsze marzył o występach na scenie. Co by pan mu powiedział?
- Talent to jest coś takiego mniej więcej jak UFO. Prawdopodobnie istnieje, bo wielu ludzi to widziało ale nikt nie wie gdzie ono jest. Jeśli by się wręcz spytać, co kryje się pod terminem takim terminem jak talent, to nikt ta dokładnie nie wie, co to znaczy. Według mnie istnieją pewne predyspozycje do wykonywania różnych funkcji czy zawodów ale każdy człowiek może pokonać siebie na takim poziomie, że przekształci się w kogoś zupełnie innego.
- Większości Polaków jest uznawania za stałych, zachowawczych. Jedna praca przez całe życie i jedne miejsce zamieszkania. Czy to dobrze?
- Uważam, że winny jest system. Babilon wszędzie jest taki sam. Czy to republika islamska czy środkowoeuropejska demokracja wiele się od siebie nie różnią jeżeli chodzi o profilowanie ludzi do ich celów. Jesteśmy zaprzęgani do pewnego wyścigu szczurów. Przygotowywani do użyteczności społecznej. W mojej pierwszej książce pod takim dziwnym tytułem „ Jak zostać dobrym Magiem a nie złym Czarownikiem" zadałem takie bardzo ważne pytanie - kim jesteś? I nie chodzi o to, żeby zaraz sięgać po dowód osobisty albo mówić jaki się zawód wykonuje tylko żeby zadać sobie pytanie takie na poziomie buddyzmu – kim jestem? Mój umysł, moje ciało. Ja stwierdziłem, że właściwie można to ująć bardzo prosto. Wszystko, co dotyczy naszego ciała jest właściwie zakodowane w DNA. Jesteśmy zbudowani z informacji i materii, która cały czas przez nas przepływa. Jeśli chodzi o umysł to jak się rodzimy mamy jakieś podstawowe oprogramowanie, ale potem dopiero, żeby stać się umysłem wchłaniamy informację. Informacja buduje nasz umysł. Więc zarówno ciało jak i umysł są wytworem informacji.
- A zmieniając trochę kontekst. Czy my Polacy ciągle staramy się dogonić świat?
Odpowiem w kontekście sztuki. Ja niechętnie sięgam po produkty amerykańskie. Dlatego, że oni są od nas dużo potężniejsi. Istnieje takie pojecie jak imperializm kulturowy. I on jest dużo bardziej potężny niż ten ekonomiczny. W '39 roku polska kinematografia miała zaczętych około 18 filmów, z czego części nie dokończono. Natomiast w Ameryce od ataku na Pearl Harbor do końca wojny powstało 2800 filmów. I mówimy tylko o filmach fabularnych a nie o propagandowych czy dokumentalnych. I na tym polega ich imperializm kulturowy, oni nas po prostu przytłaczają.
- Przygotowują Państwo nową sztukę „Życie seksualne dzikich". Podobno mają zostać wykorzystane w wielu scenach lalki z gąbki. Zdradzi pan coś więcej?
To jest taki mój szalony pomysł żeby wykorzystać lalki w teatrze dla dorosłych. Opracowałem już prototypy. Chciałbym zrobić taki temat, który byłby w jakimś sensie programem estradowo-teatralnym, podzielony na 3 sety po 20 minut, ale żeby to była rzecz skrajnie śmieszna. Ludzie lubią od zawsze pikantne tematy, myślę, że to będzie lekko skandalizujące. Niemniej będzie to bardzo standardowa produkcja, jak sądzę satysfakcjonująca dla widza. W tym roku na pewno nie będzie premiery ponieważ mamy do realizacji jeszcze sporo projektów.
- Ale to nie będzie przedstawienie lalkowe?
- W pewnym sensie będzie, ale ważne jest to sformułowanie: „w pewnym sensie". Wykorzystujemy lalki ponieważ lalką wolno więcej niż człowiekowi. Gdybyśmy zrobili to w teatrze środkami teatru dramatycznego to była by to potworna obscena i pornografia. W tym wypadku lalki maja jeszcze jedną przewagę – mogą np latać, można im urwać rękę, co z żywym człowiekiem mogło by stanowić pewny uszczerbek w jego dalszej karierze.
- Czym pan się aktualnie zajmuje oprócz pracy w teatrze?
- Teraz głównie zajmuję się szkoleniami, wydawaniem następnych książek, a dla zabawy produkuje różnego rodzaju instrumenty muzyczne. To jest moje hobby i staram się nawiązywać również kontakt z podobnymi wariatami. Ostatnio skonstruowałem tzw. chiński flet cebulowy, który daje bardzo ciekawy dźwięk, podobny do klarnetu. Teraz myślę o instrumentach perkusyjnych z wykorzystaniem przetworników elektrycznych. To są jednostkowe unikatowe rzeczy. Mogę się pochwalić, że zrobiłem parę lat temu harfę celtycką, którą wyrzeźbiłem w pocie czoła.
- Co się później dzieje z tymi instrumentami?
Flet cebulowy wisi u mnie na ścianie. Jeżeli będziemy np robili spektakl oparty o chińskie baśnie to na pewno się wtedy przyda. Czasami sprzedaję instrumenty pod presją, bo ludzie się w nich po prostu zakochują i chcą mieć coś takiego. Cena nie jest tak bardzo ważna, bo to nie jest moja działalność zarobkowa, tylko hobby. Cieszę się, że później ktoś na nich gra.
- Dziękuję
Rozmawiali:Rudaniemaruda oraz Maciej Dobrowolski

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto