„Aferę paszową" opisywaliśmy na łamach „GL" na początku października. Ustaliliśmy wówczas, że znany w okolicy hodowca drobiu, Dominik B., który swoim nazwiskiem firmuje każde opakowanie jajek trafiające do naszych sklepów, ma na swoim koncie dwa prokuratorskie zarzuty.Pierwszy datowany jest na 30 kwietnia, drugi na 31 sierpnia. Zarówno jeden jak i drugi dotyczą wprowadzenia do kurzej paszy, mączki mięsno-kostnej, która od 2001 roku jest zakazana na terenie Unii Europejskiej. Wszystko w obawie przed tzw. chorobą szalonych krów.16 kwietnia tego roku, nieprawidłowo spreparowaną paszę na terenie fermy Dominika B. odkrył jeden z weterynarzy. Sprawą zainteresowała się prokuratura i Wojewódzki Inspektorat Weterynarii. Zabezpieczono wówczas 25 ton trefnej paszy, której kradzież hodowca kur zgłosił... następnego dnia. Jednak nowosolska prokuratura nie dała temu wiary.Sprawa jednak zaczęła biec dwutorowo, bowiem w tym samym czasie gdy prokuratura zainteresowała się tym, co jadły kury, weterynarz, który odkrył nielegalną mączkę na wspomnianej fermie, zdążył otrzymać kilka telefonów z pogróżkami, wybito mu szyby w oknach a nawet usiłowano podpalić dom.Dopiero gdy na miejscu pojawili się sprawujący całodobową ochronę policjanci w cywili, zrobiło się spokojniej.Tymczasem Dominikowi B. doszły kolejne dwa zarzuty - właśnie w związku z niepokojeniem lekarza.- Zebraliśmy materiał dowodowy i mieliśmy mocne podstawy by postawić dwa zarzuty w związku z dwoma groźbami - wyjaśnia prokurator rejonowy Łukasz Wojtasik. Okazuje się jednak, że hodowca drobiu to nie jedyna osoba oskarżona w tej sprawie. W ręce prokuratury wpadła też kobieta biznesowo powiązana z Dominikiem B. Na niej ciąży jednak tylko jeden zarzut w związku z groźbami. Oboje zostali zatrzymani równo tydzień temu. Dla właściciela fermy skończyło się to dwumiesięcznym aresztem, wobec jego partnerki zastosowano policyjny dozór.Jak podkreśla Ł. Wojtasik, dowody zebrano w związku z pogróżkami, które weterynarz otrzymywał jeszcze przed przydzieleniem mu ochrony ze strony policji. Odkąd pod jego domem pojawił się nieoznakowany radiowóz, więcej pogróżek nie miało miejsca. Najprawdopodobniej jednak dom weterynarza wciąż pozostanie pod policyjną ochroną.Wracając do zarzutów w sprawie trefnej paszy, miała już miejsce pierwsza rozprawa. Dominik B. wciąż nie przyznaje się do tego, o co oskarża go nowosolska prokuratura. Odmówił składania wyjaśnień, lecz odpowiadał na zadawane mu pytania - Jestem doświadczonym hodowcą kur - mówił w sądzie.Oskarżony mężczyzna upierał się też przy twierdzeniu, że nie wiedział, co dosypuje do paszy. Stwierdził, że uwierzył na słowo sprzedawcy, od którego nabył nielegalny towar, i był święcie przekonany, że używa mączki rybnej, która nie jest zabroniona w UE. - Gdybym wiedział, że to nie mączka rybna, to wysypałbym to na pole - stwierdził.Kolejne dwie rozprawy w listopadzie i grudniu tego roku. Podczas tej drugiej, przesłuchiwany będzie weterynarz, dzięki któremu cała sprawa ujrzała światło dzienne.Do tematu wrócimy.
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?