Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzina z Niedźwiady boi się, że straci dzieci

Redakcja
- Napisaliśmy do rzecznika praw dziecka, bo opieka społeczna chce nas rozdzielić – mówią Irena i Adam Sowowie. –Nie zamierzamy nikomu odbierać dzieci – zapewnia Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Ropczycach.

Małżeństwo Sowów ma sześcioro pociech. Najstarsza córka jest już pełnoletnia. Młodsze dzieci, czyli Dorota, Piotr, Beata, Krzysztof i Marcin, mają od 4 do 17 lat. We wrześniu ubiegłego roku sąd rodzinny zdecydował, że wykonywanie władzy rodzicielskiej nad tą piątką będzie nadzorowane przez kuratora sądowego. Taki stan rzeczy ma trwać aż do zakończenia prawomocnego postępowania. Dobro dzieci zagrożone? W uzasadnieniu postanowienia sądowego o przydzieleniu Sowom kuratora, czytamy, że podjęto taką decyzję na podstawie wywiadu środowiskowego. Wynika z niego m.in., że rodzina utrzymuje się z rent i zasiłków. Dzieci cierpią na deficyty rozwojowe. Uczęszczająca do zerówki Beatka nie potrafi mówić, 17-letni Marcin uczy się w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym, a Piotruś i Dorotka są dziećmi sprawiającymi wrażenie wycofanych i wystraszonych. Biorąc pod uwagę te argumenty, sąd uznał, że ojciec i matka mogą mieć zaburzoną umiejętność samodzielnego, prawidłowego wypełniania obowiązków opiekuńczo-wychowawczych. Co za tym idzie – wedle opinii sądu - dobro dzieci jest zagrożone w wysokim stopniu.– Małoletni zostali skierowani na badania specjalistyczne do Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Rzeszowie. Ustalenia RODK odpowiedzą czy istnieją przesłanki do wydania zarządzeń opiekuńczych dla tej rodziny – mówi Artur Mielecki, wiceprezes Sądu Rejonowego w Dębicy. Wyjaśnia, że aktualnie trwa zbieranie danych. W sprawie nie zapadły żadne decyzje i rodzice nie powinni z góry zakładać, że postępowanie prowadzone jest z zamiarem odebrania im dzieci. Nikt nie zastąpi rodziców – Nasze dzieci są zagrożone? To bzdura! Kochamy je, dbamy o nie. Szkoła może to potwierdzić – przekonuje Adam Sowa. Dyrekcja Zespołu Szkół w Niedźwiedzie Górnej, do której uczęszcza trójka rodzeństwa, rzeczywiście ma o rodzinie dobre zdanie. – Pan Adam codziennie przyprowadza dzieci na lekcje, odbiera je również ze szkoły. Bardzo się o nie troszczy. Dzieciaki uczą się na miarę swoich możliwości, są grzeczne – ocenia Teresa Bieszczad, dyrektor ZS. - Krzysiu chodzi do gimnazjum, nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych. Piotruś na początku niewiele mówił, teraz zrobił bardzo duże postępy. Z mową Beatki jest większy problem, ale radzi sobie. - Opieka społeczna szuka dziury w całym, to ona poszła do sądu. Naszym dzieciom niczego nie brakuje, a chcą je zabrać – denerwuje się pan Adam. - Owszem, zwróciliśmy się do sądu, ale nie po to, żeby rozdzielać rodzinę. Przecież wiadomo, że nikt nie zastąpi dziecku biologicznych rodziców. Chcemy tylko pomóc państwu Sowom, żeby mogli zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki – przekonuje Joanna Jordan, kierownik ropczyckiego M-GOPS. Asystent niemile widziany Jordan wyjaśnia, że Sowom przydzielono asystenta rodziny. Jego rolą było m.in. odrabianie z dziećmi lekcji, pomoc w rozwiązywaniu ich codziennych problemów itp. Uznano, że asystent jest małżeństwu potrzebny, choćby ze względu na trudną sytuację finansową i orzeczoną niepełnosprawność trójki pociech.– Niestety asystent nie był wpuszczany do domu. Konieczny stał się dokładniejszy wgląd w sytuację rodziny, która wykazywała pewną niezaradność. Dlatego poprosiliśmy o pomoc sąd – stwierdza kierowniczka. Irena Sowa widzi to inaczej. - Asystentka w ogóle nie miała podejścia do dzieci. One się nie odzywały, bo trudno, żeby od razu zaufały obcej osobie. Tym bardziej, że opieka nie chce nas zostawić w spokoju. A my jej przecież nie potrzebujemy – uważa kobieta. Rzecznik zajmie się sprawą - Tłumaczyłam osobiście panu Adamowi, że nie działamy przeciwko niemu. Niestety on nie daje się przekonać – martwi się Jordan. Adam Sowa rzeczywiście nie wierzy w dobre intencje M-GOPS i sądu. - Oni, co innego mówią, a co innego robią – komentuje. Dodaje, że szuka pomocy u rzecznika praw dziecka. – Napisałem do niego o naszej sytuacji. Bo przecież te wszystkie kłamstwa mogą zniszczyć moją rodzinę. Nie pozwolę, żeby ktoś nas krzywdził – nie kryje emocji mężczyzna. Rzecznik praw dziecka obiecał Sowom, że zajmie się ich sprawą i będzie pisemnie informował o swoich ustaleniach. Na razie wystąpił do sądu o przesłanie kopii akt. – Dobro dziecka jest jedyną przesłanką ewentualnego podejmowania dalszych czynności – zaznaczył w piśmie skierowanym do rodziny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto