Rowerem przez Grudziądz tylko 9 minut dłużej niż autem

Wczoraj obchodzony był Światowy Dzień bez Samochodu. W związku z tym redakcja Gazety Pomorskiej i MM Grudziądz przeprowadziła eksperyment. Postanowiliśmy sprawdzić jak szybko można pokonać miasto trzema środkami transportu.Aleksandra Pasis pojechała samochodem, Łukasz Ernestowicz wskoczył na rower, a Daniel Dreyer do autobusu. Daniel jechał "dziewiętnastką", a Ola i Łukasz wybrali trasy tak, aby pokonać je jak najszybciej.  Startowaliśmy wraz z autobusem nr 19 z Tarpna o g. 15.20. Wielu grudziądzan wracało wtedy z pracy do domów. Samochodem: 25 minut, 0,7 litra spalonej benzyny - Jazda autem przez miasto nie była udręką - ocenia Aleksandra Pasis. - Ponad 11 km udało się pokonać w 25 minut. Przejechałam ulicami: Karabinierów, Piłsudskiego, Hallera, Bydgoską, Chełmińską, Szosą Toruńską. Większych korków nie było. Nie zdarzyło się też, byśmy "na dwa razy" podjeżdżali do sygnalizacji świetlnej przy newralgicznych skrzyżowaniach. Najdłużej, bo aż 7 minut zajęło nam pokonanie odcinka spod "Tesco" w Tarpnie do skrzyżowania ul. Piłsudskiego i Sikorskiego. A to zaledwie niecałe 3 km! Na całej trasie nie było mowy o wyprzedzaniu, gdyż ruch był spory i samochody poruszały się w kolumnie. Rowerem: 34 minuty, 360 spalonych kalorii - Już na pierwszym przystanku miałem przewagę nad autobusem. Ale równie szybko wyprzedziła mnie Ola - opowiada rowerzysta Łukasz Ernestowicz. - Z ul. Poniatowskiego skierowałem się na ścieżkę rowerową wzdłuż Trynki. To dobra alternatywna trasa dla jednośladów, pozwala ominąć "światła", ale jest w opłakanym stanie technicznym. Jej mankamentem jest przerwany szlak w Ogrodzie Botanicznym, gdzie obowiązuje zakaz ruchu dla rowerów. Z al. 23 Stycznia skręciłem w Toruńską i pognałem prosto ul. Chełmińską. Zrezygnowałem z równoległej drogi rowerowej przez osiedla Kopernika i TBS-u. Za dużo tam zakrętów i pieszych wchodzących wprost pod koła roweru. Na ścieżkę wjechałem dopiero za skrzyżowaniem z ul. Bydgoską. Dalej Chełmińską i Szosą Toruńską Łukasz dotarł prosto do Mniszka. Na całej trasie trzy razy zatrzymało go czerwone światło. Jazdę utrudniał silny tego dnia wiatr. Autobusem: 45 minut, wycieczka za 2,60 zł - Już krótko po starcie "dziewiętnastka" złapała dwie minuty spóźnienia względem normalnego rozkładu. Ale to z powodu rozkopanej ulicy Legionów i zmiany trasy, a nie winy kierowcy czy tłoku na jezdni. Spóźnienie to dowieźliśmy do samego Mniszka - mówi Daniel Dreyer. - Przez miasto przejechaliśmy sprawnie, na dłużej stając tylko na skrzyżowaniu ul. Bydgoskiej i Chełmińskiej oraz czekając na kobietę, która idąc o kuli śpieszyła się do autobusu na Rządzu (kierowca - porządny człowiek - poczekał na nią kilkanaście sekund). Tłoku nie było, miejsc siedzących nie brakowało. Za bilet zapłaciłem 2,60 zł, do Mniszka przyjechałem ostatni, ale za to miałem czas, aby w spokoju przeczytać aktualne wydanie "Pomorskiej".