MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Makarym Stasiakiem, prezydentem Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej

Anna Gronczewska
Makary Stasiak, prezydent Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej
Makary Stasiak, prezydent Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej fot. Grzegorz Gałasiński
Jesteście jedną z największych niepublicznych uczelni w kraju. Uczy się w niej około trzydziestu tysięcy studentów. Martwią się co dalej będzie z ich szkołą. Co może im Pan dziś powiedzieć?

Makary Stasiak: - Powiedziałbym, że też się martwię, bo przyszłość Akademii jest wciąż niepewna. Znaleźliśmy się w dramatycznej sytuacji. To znaczy kilkadziesiąt tysięcy studentów i cztery tysiące pracowników. Nasz los jest nieznany. Niedawno dostarczyliśmy do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wszelkie dokumenty dotyczące programu naprawczego. Wdrożyliśmy go w ekspresowym tempie, głęboko reorganizując naszą uczelnię. Mamy nadzieję, że nasz plan naprawczy zostanie zaakceptowany.

Wspomniał Pan, że sytuacja uczelni jest dramatyczna. Z czego ona wynika?

Z tego, że nie wiemy jaka przyszłość czeka uczelnię. Władze Akademii zrobiły już wszystko co mogły, ale nadal nie wiemy, czy ministerstwo nie zlikwiduje naszej uczelni.

Według Pana dlaczego doszło do takiej sytuacji?

Prowadziliśmy kształcenie poza Łodzią i zostało ono ocenione jako nie w pełni właściwe i zgodne z wytycznymi ministerstwa.

Ministerstwo każe wam zamknąć punkty rekrutacyjno-informacyjne rozsiane po całej Polsce.

I zostały zamknięte, także za granicą. Otworzyliśmy zamiejscowe ośrodki dydaktyczne, których działanie jest zgodne z ustawą o szkolnictwie wyższym. Odpowiednie dokumenty zostały dostarczone. Utworzyliśmy w Polsce sześćdziesiąt sześć takich ośrodków. Możemy to zrobić, bo w trzech dziedzinach mamy uprawnienia do nadawania stopnia doktora.

Nie lepiej skoncentrować się na nauce w Łodzi?

Idąc jednak dalej tym tokiem myślenia najlepszym rozwiązaniem było zamknąć uczelnie. No bo po co uczyć? Cóż złego jest w tym, że chcemy dotrzeć z nauką do miejsc, w których nie ma tradycji akademickich, do studentów, którzy w przeciwnym razie mieliby małe szanse na zdobycie wykształcenia wyższego. Chyba wygodniej jest, gdy kilku wykładowców dojedzie do studentów, niż by setka ludzi miała przyjechać do Łodzi. Taka jest misja uczelni i nauczyciela. Trzeba pamiętać, że uczelnia nie została zaatakowana za to, że uczyła poza Łodzią.

A za co?

Za to, że popełniła błędy organizacyjne. Dopuszczała do tego, że w Łodzi nie odbywała się część zajęć, choć tak powinno być. Również w Łodzi nie odbywały się egzaminy. Teraz to zmieniamy. Dwie trzecie zajęć odbywa się w zamiejscowym ośrodku dydaktycznym, a jedna trzecia w Łodzi. Tak wygląda kształcenie studentów pierwszego stopnia. Dla studentów studiów drugiego stopnia uruchomiliśmy tak zwaną platformę zdalnego nauczania. Sześćdziesiąt procent zajęć odbywa się on-line, a reszta w Łodzi, w tradycyjnej formie.

Myśli Pan, że gdybyście nie zmienili nazwy, pozostali Wyższą Szkołą Humanistyczno-Ekonomiczną to uniknęlibyście tych wszystkich kłopotów?

Uważam, że szybki rozwój tej uczelni mógł budzić złe emocje. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, iż my nie zmieniliśmy nazwy. Tytuł Akademii nadało nam Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zaliczając nas tym samym do elitarnego grona uczelni wyższych. Podkreślę, że ten zaszczytny tytuł ma zaledwie siedem uczelni niepublicznych w całej Polsce!

Staliście się konkurencją dla państwowych uczelni?

Taka duża uczelnia jak nasza na pewno stanowi konkurencję. Trudno się temu dziwić. W państwie wolnorynkowym, o wolnej działalności edukacyjnej, gospodarczej, jego istotą jest konkurencja podmiotów. Wygrywa ten, kto zdobywa klientów.

Nie zgubiła was pogoń za pieniędzmi, studentami? Bo stąd w różnych miejscach w Polsce, za granicą otwieraliście swoje punkty. Nie były to po prostu mocarstwowe ambicje?

Nie mogę zgodzić się z takim stwierdzeniem - w jakim zakresie mocarstwowe? Bo brzmi to jak oskarżenie.

Poważne, renomowane uczelnie publiczne nie miały nigdy tyle punktów zamiejscowych, co wy...

Jeśli uczelnia jest sprawna organizacyjnie, oferuje wysoką jakość kształcenia, jest nowoczesna i dzięki temu przyciąga studentów, to ma mocarstwowe zapędy? Należy oceniać ją negatywnie?

Potem jednak studenci skarżą się, że jeden wykładowca ma dziewięćdziesięciu seminarzystów...

Nasza uczelnia jest nowoczesna, innowacyjna i bardzo dba o jakość kształcenia. Nie chciałbym, aby łączono liczbę tych punktów z niskim poziomem edukacji, ani z jakością kształcenia. My stawiamy na nowoczesność. Bardzo wiele rozwiązań stosowanych jest po to, by w nowoczesny sposób kształcić studentów. Dysponujemy największym w Polsce uniwersytetem kształcącym na odległość. Wiążą się z tym lata doświadczeń. Stworzenie odpowiedniego zespołu, który potrafi się tym zajmować, metodyka kształcenia na odległość. Na przykład uniwersytet otwarty w Londynie ma sto osiemdziesiąt tysięcy studentów uczących się na odległość, a uniwersytet w Phonix około miliona! Nikt ich nie oskarża o mocarstwowość.

Tyle, że u nas nie ma tradycji takiego kształcenia.

Zgodzę się z tym. Nie ma u nas tradycji na innowacyjność i otwartość. Jesteśmy nadal społeczeństwem, które równa do niższego.

Tak więc wasze problemy mogą wynikać z tego, że chcieliście wyjść poza szereg i zrobić coś nowego?

Tak. Chcemy zrobić coś innego - uczyć nowocześnie, wykorzystując najnowsze technologie i dostępne narzędzia. My posiadamy jedną z największych maszyn obliczeniowych w Polsce - Mainframe, mamy galerię sztuki, pismo studenckie, pracownie radiową, studia telewizyjne. I cały system jakości kształcenia. Od trzech lat aktywnie współpracujemy z firmami i instytucjami z regionu łódzkiego dzięki czemu nasi studenci zdobywają umiejętności praktyczne.

Jednak ciągle pojawia się zarzut, że macie za mało odpowiedniej kadry. To było powodem zamknięcia informatyki, zarządzania.

Teraz zatrudniliśmy stu piętnastu profesorów i doktorów, by każdy z naszych ośrodków zamiejscowych miał odpowiednią kadrę, zgodnie z zaleceniami kadry. Nam wcześniej też fizycznie nie brakowało odpowiednich wykładowców. Tylko oświadczenie wysłane do ministerstwa informujące, że dany doktor czy profesor u nas wykłada, mogło być niezaliczone, bo brakowało jakiegoś zapisu. Tej kadry mieliśmy w nadmiarze, tyle, że wiele z osób, które ją tworzyły nie zostały "zaliczone" przez ministerstwo.

Słyszałam jednak opinię, że gdyby te wszystkie punkty miały mieć kadrę odpowiednią do zaleceń ministerstwa, to w Polsce zabrakłoby profesorów...

My mieliśmy kadrę z nadmiarem!

A nie było tak, że wykładowcy mający stałe zatrudnienie na przykład na uniwersytecie, pracę u was traktowali tylko jako dorabianie do pensji...

Duża część kadry pracuje tylko u nas. Ale i są tacy, dla których to drugi etat. My jednak dbamy przede wszystkim o jakość kształcenia. Od ośmiu lat mamy Centrum Badań Edukacyjnych. Wszyscy nauczyciele akademiccy są przez nie oceniani. Wśród studentów rozprowadzanych jest około dwadzieścia tysięcy ankiet. Staramy się na bieżąco wyłapywać wszystkie nieprawidłowości i od razu reagować. Przy tak dużej uczelni może mieć oczywiście miejsce dla kilku przypadków niewłaściwej pracy. Ale przecież tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów.

Słyszałam, że wykładowca nie wiedział, że z tego samego przedmiotu są prowadzone ćwiczenia...

Można wnieść takie oskarżenia. Musiałbym to konkretnie sprawdzić. Nie sądzę, że taki przypadek miał miejsce. Zdarza się, że roszczenia studentów są często wyolbrzymiane. Jeśli zgłaszane są bezpośrednio do nas, wszystkie rozpatrujemy poważnie.

Byliście jedną z najlepszych uczelni niepublicznych w Polsce, zdobyliście pewien kapitał, ciężko na to pracowaliście. Teraz czyta się o największej lipnej uczelni w kraju. To boli?

Bardzo! Ta ocena jest niesprawiedliwa. Tak jak na waszych łamach profesor Luty powiedział, że jest patologią, wstydem narodowym. Chciałbym go zaprosić do nas i pokazać mu naszą uczelnię.

Wcześniej nie mieliście kontroli?

Mieliśmy co roku kilka. Wszystko było w porządku.

Ciekawe, że na informatyce możecie nadawać tytuły doktorów, a nie możecie prowadzić studiów magisterskich i licencjackich?

To jest pytanie do ministerstwa. My odbieramy to jako swojego rodzaju paradoks.

Minister Barbara Kudrycka odwiedziła kiedyś waszą uczelnię?

Nie. Serdecznie zapraszamy panią minister do nas.

Na uczelni szeptało się o spisku, który ma wykończyć AHE. Pan tak też uważa?

Nie wyznaję teorii spiskowej, nikogo nie oskarżam!

Będziecie się starali odzyskać licencję na prowadzenie zajęć na informatyce, zarządzaniu?

Na pewno. Na razie jednak musimy odzyskać prawo istnienia. Nasz los jest wciąż nieznany.

Przypuszczał Pan, że kiedyś może dojść do takiej sytuacji?

Nie sądziłem. Zdaje sobie sprawę, że wszystko można łatwo popsuć. Przy pomocy jednej zapałki spalić cały dom.

Myśli Pan, że ministerstwo zaakceptuje wasz plan naprawczy?

Mnie nic nie jest już w stanie zaskoczyć. Podporządkuję się prawu. My wykonaliśmy wszystkie zalecenia ministerstwa!

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto