Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Squaty w Warszawie. Walka między dwoma skonfliktowanymi grupami. W ruch miały pójść kamienie i petardy

Redakcja
Łukasz A. Jankowski / Twitter
W minioną niedzielę w Warszawie doszło do bójki między mieszkańcami dwóch squatów - Syreny i Przychodni. Powodem konfliktu było wyrzucenie ze squatu Syrena jednego z aktywistów. W ruch miały pójść butelki, kamienie i petardy, musiała interweniować policja. Szczegóły poniżej.

Do walki pomiędzy squatami doszło 5 grudnia. Jak relacjonuje w rozmowie z nami Oficer Prasowy Komendanta Rejonowego Policji Warszawa I Robert Szumiata, funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie około godziny 20.00. Kilkanaście osób przybyło z jednego squatu do drugiego, jednak po dotarciu na miejsce służb, uczestnicy awantury rozbiegli się. Szumiata potwierdził nam, że na policję nie zgłosiła się żadna osoba pokrzywdzona, na miejscu również nikogo nie wylegitymowano, nie ukarano mandatem ani później nie złożono skargi do sądu.

Powodem zajścia było wyrzucenie jednego z aktywistów ze squatu Syrena przy ul. Wilczej 30. Jak czytamy w oświadczeniu grupy białoruskich anarchistów i anarchistek, squat podjął próbę eksmisji ze skłotu Dimy, który przyjechał z Białorusi około pięciu lat temu, z powodu m.in. próby zawłaszczenia przestrzeni kolektywu i przemocy.

Eksmisję poprzedziła długotrwała i bezskuteczna próba przeprowadzenia procesu naprawczego, który sabotował D. Po eksmisji D. udał się do sąsiedniego skłotu Przychodnia, gdzie zebrał kilkadziesiąt osób wspierających, które zaatakowały skłot Syrena butelkami, kamieniami i petardami, przez co część kolektywu straciła mieszkanie i musiała uciekać - dowiadujemy się z wpisu na Facebooku Syreny.

Z kolei Przychodnia inaczej przedstawia zaistniałą sytuację.

Członek kolektywu Syrena, uchodźca polityczny z Białorusi i jeden z liderów społeczności białoruskiej w Warszawie wraz ze swoją koleżanką, zostali siłą i przemocą wyrzuceni na mróz ze swojego domu przez grupę kilkudziesięciu zamaskowanych i uzbrojonych osób z poza skłotu i kolektywu Syrena zachowujących się jak najgorsi czyściciele i komornicy - napisali squattersi z Przychodni w mediach społecznościowych.

Jak czytamy w ich oświadczeniu, "Di został wyrzucony przez parę osób z kolektywu Syreny, które były w mniejszości. Reszta kolektywu nie potwierdzała przedstawionych mu zarzutów (które ciągle się zmieniały, część była odwoływana, były niejasne i nie były potwierdzane przez rzekomych świadków) i chciała, żeby Di został".

Przekonują również, że to "część osób z Syreny miała przy sobie przynajmniej od godz. 17.00 gogle, pałki, gazy pieprzowe. Wcześniej zaspawali furtkę, przygotowali w oknach zapasy butelek, lasery, wiatrówkę, pirotechnikę. My nie mieliśmy ani żadnego przygotowanego sprzętu ani posiłków. Ludzie zjechali spontanicznie pomóc wyrzuconym z domu osobom - tak działają blokady eksmisji".

Relację z niedzielnej awantury prowadził na Twitterze m.in. Kolektyw PyRA.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto