Stargardzianka chce odszkodowania za upadek przed sklepem

Pani Maria przyszła po pomoc do „Głosu" kilka dni po wypadku. Była jeszcze obolała. Miała zabandażowaną nogę na wysokości lewego kolana i wielkie siniaki na obu nogach. Na ręce zaś kilka ran po felernym upadku. Doszło do niego w sobotę, 10 lipca. Pani Maria wychodziła ze sklepu przy ul. Wyszyńskiego w Stargardzie.
– Wszystko przez tę ich gumową wycieraczkę – mówi stargardzianka. – Z jednej strony była odchylona. But wszedł mi w tę szparę i runęłam jak długa. Strasznie się potłukłam. Polała się krew.
Kobiecie pomógł przechodzień. Jedna z kasjerek pracujących w sklepie dała jej bandaż do zawinięcia ran, zatelefonowała po karetkę. Pogotowie zawiozło pacjentkę do szpitala, gdzie opatrzono jej rany. Po prześwietleniu stwierdzono u niej stłuczenie łokcia, lewego kolana i prawego podudzia. Pani Maria do domu przyjechała taksówką, bo nie mogła iść.
– Kilka dni nie mogłam chodzić – żali się stargardzianka. – Ciało miałam opuchnięte. Uważam, że szefostwo tego sklepu powinno zapłacić za to zaniedbanie.
Rzecznik praw konsumentów radzi, by kobieta napisała pismo z roszczeniami do właściciela sklepu.
– Jeśli potwierdzi fakt wypadku i uzna swoją winę, to odeśle sprawę do swojego ubezpieczyciela, który wypłaci odszkodowanie – mówi Edyta Domińczak, rzecznik konsumentów. – Jeśli nie uzna roszczeń, można złożyć skargę do rzecznika ubezpieczonych.
Kobieta obawia się, że sklep nie przyzna się do winy.
– Zaraz po wypadku poprosiłam kasjerkę, by mi napisała na kartce o tym, że upadłam w ich sklepie – mówi stargardzianka. – Napisała, ale po rozmowie z kierownikiem mi ją zabrała.
Właścicielem obiektu handlowego jest firma Idea Inwest.
– Jak otrzymamy oficjalne pismo od poszkodowanej wtedy te sprawę będziemy rozpatrywać – mówi jej pracownik Bożena Marczak. – Sprawdzimy czy ta sytuacja była spowodowana jakimiś zaniedbaniami z naszej strony i dopiero wtedy podejmiemy decyzję.