Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Student na scenie [wywiad]

Marta J. CHowaniec
Marta J. CHowaniec
- Młodzi ludzie, którzy do mnie przychodzą, muszą wiedzieć, co ich interesuje w życiu - o pracy ze studentami opowiada Grzegorz Sierzputowski, reżyser teatru Politechniki Warszawskiej.

Marta Chowaniec: Jak to się stało, że został Pan reżyserem teatru Politechniki Warszawskiej? Z profesjonalnym przygotowaniem chce Pan pracować z nieprofesjonalistami?

Grzegorz Sierzputowski: Zostałem wybrany opiekunem teatru. To trochę inna funkcja niż bycie tylko reżyserem. Z młodzieżą pracuję już od kilku lat w Domu Sztuki na Ursynowie. Do objęcia stanowiska na PW namawiał mnie mój profesor z Akademii Teatralnej. Nie miałem wątpliwości, że potrafię nauczyć amatorów czegoś, co nazywa się teatrem. W mojej koncepcji było, żeby nie robić kółka teatralnego. Nie interesują mnie śpiewogry, estrady, tylko teatr. Pracuję tutaj od czterech lat. Pierwszym przedstawieniem była „Iwona, księżniczka Burgunda” według Gombrowicza, którą wystawiliśmy na Juwenaliach.

Występujecie tylko na Juwenaliach?

Nie mamy swojej sceny ani siedziby. Próby odbywają się w Pałacyku Rektorskim Politechniki na Koszykowej. Spektakle gramy czasem w Stodole, w Małej Auli lub Kawiarni Rektorskiej. To nie są sceny teatralne, ale dopóki nie zostanie wyremontowana sala w Riwierze, nie marzymy o lepszych warunkach.

„Śluby Panieńskie” Aleksandra Fredry, „Macica” Marii Wojtyszko… od klasyki do współczesności, awangardy.

Założenie jest takie: żeby grać klasykę, trzeba mieć przynajmniej podstawową znajomość techniki aktorskiej, żeby nie być śmiesznym na scenie. Dlatego pierwszoroczni dostają do zagrania współczesny dramat. W tym roku jest to „Golden Joe” Erica-Emmanuela Schmitta. Nabór do teatru odbywa się co roku. Jeśli ktoś zostaje z nami na drugi rok, dotyka klasyki. Był Fredro, był Czechow, teraz przygotowujemy Szekspira.

Dlaczego klasyka? Ona zwykle z założenia dla studentów jest nudna. Przerabiali ją przecież na polskim w liceum.

Ale to zwykle studenci decydują, co chcą grać a nie ja. Zastanawiałem się, co zrobić ze studentami, którzy są już przynajmniej rok w teatrze. Chciałem ich czegoś nowego nauczyć, a żeby czegoś nauczyć, trzeba wziąć tzw. dobry tekst, dobrą literaturę, a dobra literatura to jest właśnie klasyka. To się świetnie sprawdziło. Kiedy studenci sami zaproponowali, żebyśmy zrobili „Śluby panieńskie”, to na początku byłem zły, bo wiedziałem, ile trzeba poświęcić czasu w szkole teatralnej, żeby dobrze „mówić Fredrę”. To jest co najmniej rok czasu. Moi studenci nauczyli się w pół roku, byli bardzo wytrwali i pracowici, a „Śluby…” się podobały. Mam nadzieję, że Szekspir też się spodoba.

Studenci sami wybrali „Sen nocy letniej”?

Sam im zaproponowałem ten dramat. Ale to o niczym nie świadczy. Zawsze jest tak, że wspólnie wybieramy tekst. Kiedy co roku przychodzi nowa grupa, ma za zadanie sama znaleźć tekst, który chciałaby zagrać, w którym się odnajdzie.

Dramatu, który mówi o ich problemach?

Założeniem teatru studenckiego jest własna wypowiedź. Młodzi ludzie, którzy przychodzą do teatru, muszą wiedzieć, co ich interesuje w życiu. Każdy spektakl to wypowiedź, co jest dla nich ważne. W „Macicy” był to problem nieokiełznanej młodzieńczej miłości. W „Kopalni” był to problem bezcelowości, beznadziei w życiu.

Jaki jest odbiór?

Proszę zapytać publiczność.

Przecież widzi Pan jej reakcję.

Gdybym powiedział, że widzowie wychodzą zadowoleni czy zażenowani, to by źle o mnie świadczyło. Mogę tylko powiedzieć: proszę zapytać widzów. Niech to będzie na przykład Rektor Politechniki Warszawskiej, bo on był po raz pierwszy w zeszłym roku na „Ślubach panieńskich”.

Przychodzą też studenci Politechniki Warszawskiej.

Przychodzą, ale też i innych uczelni.

Poza prowadzeniem teatru Politechniki ma Pan dużo obowiązków zawodowych.

Ma Pan.

Jak Pan to łączy?

W teatrze PW mam próby w poniedziałki, środy i piątki. Pracuję też zawodowo jako aktor i reżyser i staram się to pogodzić. Oni są moim oczkiem w głowie. Robię to bardziej z miłości do teatru niż z powodów finansowych czy tego, że chciałbym z nich zrobić profesjonalnych aktorów. Chodzi o to, żeby rozbudzić w nich miłość do teatru. Teatr zawsze będzie istniał. Nie uległ nawet telewizji. Kiedy ci młodzi ludzie skończą studia, to chciałbym, żeby chodzili do teatru, żeby przynajmniej przypomnieć sobie swoje studenckie czasy.

Bo ciekawie w tym teatrze studenckim było.

Oni spotykają się tutaj też towarzysko. Politechnika jest uczelnią, gdzie jest mało dziewczyn, a wiadomo, że w spektaklach zawsze tych dziewczyn parę jest. Mamy już na koncie kilka teatralnych par.

Uczy się Pan czegoś w teatrze studenckim?

Oczywiście. Wypróbowuję różne metody teatralne, patrząc na teatr oczami młodych ludzi. Nie zawsze w teatrze profesjonalnym można zrobić wszystko, a tutaj właśnie można spróbować wszystkiego.

Jest szansa, że stanie Pan z niektórymi ze swoich studentów na profesjonalnej scenie?

Mamy już kilku studentów, którzy studiują w szkołach teatralnych, więc kto wie… Obok mnie siedzi student matematyki, Mariusz Pankau, który zamierza zdawać w przyszłym roku na reżyserię. Prawdziwe talenty naprawdę się zdarzają.

Dziękuję za rozmowę.


Najbliższe spektakle teatru studenckiego PW:

„Sen nocy letniej” - William Szekspir
Klub Studencki Stodoła
8 i 9 maja 2009, godz. 22.

„Sen nocy letniej” - William Szekspir
„Colegium Nobilium” Akademii Teatralnej
10 maja 2009, godz. 10.00

„Golden Joe” - Eric-Emmanuel Schmitt
Mała Aula Politechniki Warszawskiej
13 maja 2009, godz. 19.00

Wstęp wolny.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto