MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła obnażyła słabość nowej Legii

Hubert Zdankiewicz
Boli jak cholera - stwierdził trener Legii Maciej Skorża po piątkowej porażce 0:4 z Wisłą i trudno mu się dziwić, bo nadmuchany do całkiem sporych rozmiarów balon pękł z hukiem przy krakowskich Błoniach. Cztery kolejne zwycięstwa w lidze, w tym 2:0 z liderem (Jagiellonią Białystok) i 4:1 z wiceliderem (Koroną Kielce), sprawiły, że wszyscy (my również - trzeba to uczciwie przyznać) odtrąbili koniec kryzysu przy Łazienkowskiej i ogłosili, że Legia wróciła do walki o mistrzostwo Polski. Do Krakowa jechała po trzy punkty.

Jedna porażka, nawet tak spektakularna, bo najwyższa od 31 lat (w sezonie 1979/80 przegrała 0:5 z Szombierkami Bytom), jeszcze niczego nie przekreśla. Można się pocieszać...

- Bo tak naprawdę to Legia nie grała tak źle, jakby to sugerował wynik. To Wisła zagrała fantastycznie, jej piłkarzom wychodziło niemal wszystko. Ten mecz przypominał mi walkę na ringu, w której jeden bokser dostaje potężny cios i ląduje na deskach. Wstaje i próbuje walczyć, ale za każdym razem, gdy ma okazję do ataku, nadziewa się na kolejne kontry - mówi były trener stołecznej drużyny Stefan Białas i również trudno mu się dziwić. Tak dobrze grającej Białej Gwiazdy nie widzieliśmy od dawna. Po raz ostatni chyba w czasach, gdy prowadził ją... Maciej Skorża.

Można również narzekać na brak szczęścia. Kto wie, jak by się skończył ten mecz, gdyby Manu albo Marcin Komorowski wykorzystali na początku którąś z dogodnych sytuacji, jakie mieli. Albo na sędziego, bo rzut karny, po którym padł trzeci gol dla gospodarzy, był mocno naciągany.

Prawda jest jednak taka, że Wisła brutalnie pokazała Legii miejsce w szeregu. Na tyle (tylko tyle lub aż tyle - zależy, jak patrzeć) stać na razie nową, zbudowaną za 10 mln zł drużynę. Cieszyliśmy się z jej kolejnych zwycięstw, nie chcieliśmy za to pamiętać, ile miała przy okazji szczęścia. Gdy go zabrakło, a rywal okazał się bardziej wymagający, okazało się, że chwalony przez wszystkich Kostiantyn Machnowskij to jeszcze nie Jan Mucha (choć niczego nie zawalił), a przekwalifikowanemu na środkowego obrońcę Komorowskiemu sporo jeszcze brakuje do Dicksona Choto. Dobrze radził sobie z Marcinem Robakiem, Maciejem Tatajem czy nawet Tomaszem Frankowskim, ale Pawła Brożka i Patryka Małeckiego powstrzymać już nie potrafił.

W środku pola Radosław Sobolewski nakrył czapką Ivicę Vrdoljaka (to już trzeci z rzędu słabszy mecz Serba), a Łukasz Garguła z Tomasem Jirsakiem byli wyraźnie lepsi od Miroslava Radovicia i grającego od 46. minuty Macieja Iwańskiego. Niewiele mógł w takich okolicznościach zdziałać osamotniony z przodu Michał Kucharczyk. Tym bardziej że defensywa gospodarzy prezentowała się dobrze. Zwłaszcza wyśmiewany do niedawna bramkarz Mariusz Pawełek.

Pozytywy? Na pewno gra wprowadzonych w drugiej połowie Bruno Mezengi i Macieja Rybusa. No i trzeba się również cieszyć, że... z tak mocnym rywalem Legia już w tej rundzie nie zagra. Musi tylko wygrać pozostałe trzy mecze i liczyć, że zimą działacze wykażą się większym wyczuciem przy transferach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto