Działkowcy są załamani, nie wiedzą gdzie szukać pomocy. Woda wlewa się na ich ogródki i wszystko niszczy.
– Czterdzieści lat mam działkę i czegoś takiego tu nie było – mówi Janina Adamcewicz. – Woda leje się i leje. Nic nie można wyhodować. Nawet kwiatków nie można posadzić, bo zaraz niszczeją.
W namiocie stoi woda. Sąsiedzi pani Janiny mówią to samo.
– To zawsze był teren podmokły, ale takiego problemu nie było – mówi Krystyna Herbot. – W kaloszach musimy chodzić, nic nie chce rosnąć. Jestem emerytką i myślałam, że sobie na działce będę odpoczywać. A tutaj nawet przejść się nie można.
Ten sam problem mają kolejni działkowcy. Teorii na temat przyczyn powstania problemu mają wiele. Niektórzy uważają, że to przez niektórych działkowców, którzy podnieśli sobie teren i przez to innych mocno zalewa. Inni uważają, że gdzieś przy bloku, który jest obok ogródków, pękła pod ziemią rura i dlatego woda zalewa ich warzywa.
Pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, którzy we wtorek przyjechali zobaczyć co dzieje się na ogródkach działkowych imienia Marii Konopnickiej, wskazują na coś innego.
– To wody gruntowe przelewają się przez te działki – mówią pracownicy miejskiej spółki. – Tu zawsze był teren podmokły, kiedyś zanim powstały działki, w tym rejonie było większe rozlewisko wody. Jak jest taki mokry rok jak ten, to powstaje taki właśnie problem.
Ale działkowcy nie zgadzają się z takim wyjaśnieniem.
– Może i teren jest podmokły i wody gruntowe tutaj się dostają, ale wcześniej nie było tak źle – mówi Henryk Rozlepiło. – Mam działkę piętnaście lat i nie musiałem wiadrami wybierać wody. A teraz muszę. Po sześć wiader wody wylewam każdego dnia.
Działkowcy interweniują gdzie mogą. W poniedziałek pojawili się u nich przedstawiciele urzędu miejskiego, ogrodów działkowych, spółdzielni mieszkaniowej, która zarządza blokami w sąsiedztwie.
– Prosiłam urzędników, żeby weszli na działkę i z bliska zobaczyli co się tu dzieje, a nie tylko zaglądali przez płot, to nie chcieli wejść – mówi Krystyna Herbot. – A wtedy przekonaliby się, jak wielki jest problem. I to nie tylko na ogródkach od strony ulicy Dąbrowskiej, ale też od ulicy Brzozowej.
Jednym z rozwiązań problemu branych pod uwagę jest zrobienie drenażu odwadniającego. Ale nie wiadomo, kto miałby to zrobić i za to zapłacić. A koszty mogą wynieść ponad 100 tysięcy złotych.
– Wszczęta została procedura administracyjna w sprawie zalewania działek – informuje Stanisław Kazimierski, inżynier miasta. – Najpierw muszą być ustalone dokładne źródła problemu i wtedy podjęte będą dalsze czynności w tej sprawie.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?