300 tys. klientów odwiedziło już galerię "Alfa". A Stare Miasto wymiera

- Kiedyś żyłem jak pączek w maśle. Teraz jest bieda - mówi szef punktu z odzieżą, który znajduje się w Śródmieściu. Skąd ten pesymizm? - A z czego mam się cieszyć, skoro markety zabierają mi chleb i pracę - odpowiada kupiec.Obroty spadająJeszcze kilka lat temu okres przedświąteczny był tym, co handlowcy lubią najbardziej. Towar znikał z półek, a w kasie pojawiały się banknoty. Teraz klientów jest jak na lekarstwo.Lucyna Angowska, która sprzedaje w sklepie z zabawkami i dziecięcą odzieżą, podaje konkretny przykład: - Tydzień temu była niedziela handlowa. Świeciło słońce, więc otworzyłam drzwi na oścież. Żeby zachęcić klientów. Niestety, nie przyszedł ani jeden - wspomina Lucyna Angowska.Danuta Słabysz, jej szefowa i zarazem prezes Izby Gospodarczej dodaje: - Bo ludzie poszli do Alfy. Albo do innego marketu.- Tam każdy towar mam pod ręką - wyjaśnia Wioletta Śróbka, która wczoraj, około południa wracała z zakupów.Od 14 marca (dzień otwarcia Alfy) właściciele sklepów na starówce nazwę nowego centrum handlowego odmieniają przez wszystkie możliwe przypadki. Jak jeden mąż twierdzą, że Alfa będzie ostatnim gwoździem do ich zawodowej trumny.Ekspedienta piekarni: - Obroty są niższe.Sprzedawca garniturów: - Od połowy marca jest mniej klientów.Danuta Słabysz: - Stare miasto umiera.Jej słowa potwierdzają kolejne puste lokale do wynajęcia.- Ostatnio z Rynku wyniosły się dwa duże sklepy. Wiem, że kolejne też będą zwijać manatki - twierdzi.Alfa cieszy się z dobrego wynikuW ciągu pół miesiąca (od 14 do końca marca) nowe centrum handlowe odwiedziło, bagatela, 300 tysięcy klientów! - To dobry wynik - cieszy się Bożena Bursa, dyrektor Alfy.A ilu z nich zrobiło jakieś zakupy? Można to zmierzyć?- Tak, mamy narzędzia. Jest jednak zbyt wcześnie, aby oszacować obroty - dodaje Bożena Bursa. I wyciąga pomocną dłoń do handlowców ze starówki: - Jesteśmy otwarci na rozmowy. Mamy jeszcze wolne lokale.---Przemysław Decker