MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Brożek ogłosił żałobę na Łazienkowskiej

Hubert Zdankiewicz
Bartłomiej Ryży/POLSKA
Napisać, że to była porażka, to mało. To była klęska, katastrofa. To, że nie było pogromu, piłkarze Legii zawdzięczają wyłącznie... kiepskiej skuteczności swoich kolegów z Krakowa. To nie przejęzyczenie, Wisła miała w sobotę tyle okazji, że spokojnie mogła strzelić przy Łazienkowskiej nawet siedem bramek. Wygrała "tylko" 3:0, po trzech trafieniach wracającego do formy Pawła Brożka. Co i tak jest najwyższą porażką stołecznej drużyny na własnym stadionie od 10 lat, kiedy przegrała, również 0:3, z Polonią Warszawa.

Napisać, że gospodarze zawiedli, to również mało. Oni się po prostu skompromitowali. Na boisku i poza nim, bo spora część "bohaterów" tego "spektaklu" nie chciała nawet wyjść po meczu do dziennikarzy i czekających pod szatnią kibiców (zawiedziony był szczególnie jeden z nich, który chciał "podziękować" za grę Bartłomiejowi Grzelakowi). Nieliczni, którym starczyło odwagi, mówili mniej więcej to samo.

- Zabrzmi to dziwnie, ale w sumie możemy się cieszyć, że przegraliśmy tylko 0:3 - przyznał Maciej Iwański.

- Wisła obnażyła wszystkie nasze słabości. Byliśmy od niej gorsi pod każdym względem i ciężko znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dla naszej postawy. Pocieszamy się tylko tym, że gorzej już być nie może - dodał Jakub Rzeźniczak, i oby miał rację. Patrząc jednak na to, co on i jego koledzy wyprawiali w tym sezonie, można mieć wątpliwości. Po jesiennej porażce z Jagiellonią wydawało się, że gorzej już być nie może. Tak samo jak po wiosennych porażkach z Odrą Wodzisław i Polonią Bytom... Napisać w tych okolicznościach, że Legia w głupi sposób straciła szanse na mistrzostwo Polski, to o wiele za mało.

Podobnie jak pisanie o tym, że kibice byli wściekli. Takiego festiwalu gwizdów i szyderczych okrzyków dawno przy Łazienkowskiej nie było. W końcówce meczu można było usłyszeć m.in. ironiczne: "Inter Mediolan nie sięga Legii do kolan" i "Nigdy nie spadnie, hej, Legia nigdy nie spadnie". Oberwało się również siedzącemu na trybunach Janowi Urbanowi.

- Jasiu, dziękujemy. To również twoja zasługa - usłyszał były trener wicemistrzów Polski.

- Porażka zawsze boli, jednak takie sytuacje się zdarzają. Do końca sezonu zostały dwa mecze, trzeba więc wziąć się w garść. Legia wciąż ma szansę na europejskie puchary. Traci tylko dwa punkty do Ruchu Chorzów, który we wtorek gra z Lechem Poznań. Mój były zespół czeka za to ostre starcie z Polonią Warszawa [na Konwiktorskiej - red.], to tam należy szukać szansy. Rok bez gry w Europie byłby z pewnością bardziej bolesny niż kolejny sezon bez mistrzostwa - jak zwykle próbował szukać pozytywów Urban.

Był jednak wyjątkiem.

- Cóż, hitem nazwać tego meczu nie można. Legia rozczarowała totalnie. Wiślacy na pewno nie spodziewali się tak łatwego zwycięstwa - rzucił, opuszczając stadion przy Łazienkowskiej, selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda.

Dodał, że porażek Legii nie można tłumaczyć zachowaniem jej kibiców. - Zawodnicy są od tego, by walczyć i nie poddawać się niezależnie od sytuacji na boisku i poza nim - podkreślał.

- Trudno ocenić mecz, w którym jednej drużynie zależało na zwycięstwie, a druga grała, jakby słaniała się na nogach. Jeśli to jest forma Legii na końcówkę ligi, to ciężko jej będzie zakwalifikować się do pucharów - stwierdził dyrektor sportowy PZPN Jerzy Engel.

- Żal było na to patrzeć. Jedenastu facetów poruszających się bez składu i ładu, nietworzących drużyny i chyba grających trochę bez trenera- tyle miał z kolei do powiedzenia były premier Jan Krzysztof Bielecki.

Szukanie po takim meczu pozytywów to już zadanie z pogranicza science fiction. Dwa jednak udało nam się znaleźć. Pierwszy to występ Jakuba Koseckiego (patrz: oceny). Drugi jest natomiast taki, że o ile porażka z Wisłą nie przekreśliła jeszcze szans stołecznej drużyny na europejskie puchary, to jednak z pewnością wyleczyła jej właścicieli z resztek złudzeń co do przydatności niektórych piłkarzy (po sobotnim meczu można by wymienić pół drużyny).

Pozostaje tylko trzymać kciuki, by zapowiadane przez prezesa Pawła Kosmalę "największe transfery w historii" doszły do skutku. Bez względu na to, na którym miejscu Legia skończy ten sezon. Bez tego nie ma co marzyć o mistrzostwie Polski w kolejnym. O zapełnieniu nowego stadionu kibicami także.

Szkoda tylko trenera Białasa, którego druga przygoda z Legią zostanie zapamiętana jako totalna klapa. Szkoda, bo to człowiek, który identyfikuje się z warszawskim klubem jak mało kto, a poza tym on akurat zawinił tu najmniej. Z tymi piłkarzami chyba nawet słynny José Mourinho nic by nie osiągnął.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto