Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ekstraklasa: Legia tylko zremisowała z Zagłębiem, ale awansowała na trzecie miejsce w tabeli

Hubert Zdankiewicz
Miroslav Radović (z lewej)  zgubił gdzieś ostatnio formę, którą imponował w drugiej połowie rundy jesiennej
Miroslav Radović (z lewej) zgubił gdzieś ostatnio formę, którą imponował w drugiej połowie rundy jesiennej fot. Bartek Syta
Udał się powrót Jana Urbana do Warszawy. Jego Zagłębie, zremisowało z Legią. Trener Skorża na razie uratował posadę, ale może mówić o dużym szczęściu.

Kilkadziesiąt sekund - tyle dzieliło Legię Warszawa od czwartej z rzędu porażki w lidze (trzeciej na własnym stadionie). Gdy Michal Hubnik wykorzystał dośrodkowanie Alejandro Cabrala i głową doprowadził do wyrównania trener Maciej Skorża i jego piłkarze mogli odetchnąć z ulgą.

Jednak tylko na chwilę, bo uratowali się co prawda od totalnej kompromitacji, ale remis 2:2 z Zagłębiem Lubin tak naprawdę niewiele im daje. O wiele więcej powodów do zadowolenia miał trener gości Jan Urban, który wrócił po ponad roku na stadion przy Łazienkowskiej (prowadził Legię od czerwca 2007 r. do marca 2010 r.).

Czytaj także:Polonia zwycięża w hicie 21. kolejki. Mistrz Polski pokonany na Konwiktorskiej

Straciliśmy kolejne dwa punkty i nasza sytuacja w tabeli nie wygląda już za dobrze. Nie chcę mówić, o co jeszcze będziemy walczyć w tym sezonie, skupiamy się tylko na kolejnym spotkaniu, a co z tego wszystkiego wyjdzie, przekonamy się na koniec rozgrywek. Na pewno najważniejszy jest dla nas jednak Puchar Polski, którego zdobycie będzie nas premiowało do europejskich pucharów - szczerze przyznał po meczu Jakub Rzeźniczak. Podobnie mówili jego koledzy.

To nie jest dobry wynik - czwarty mecz z rzędu, w którym nie zdołaliśmy wygrać - narzekał Maciej Rybus. - Dobrze, że chociaż zdobyliśmy wyrównującą bramkę. Myślę, że gdyby mecz potrwał jeszcze kilka minut, to strzelilibyśmy jeszcze jedną - dodał i można się z nim zgodzić.
Z wyniku faktycznie cieszyć się nie sposób. Z tego, że Legia wciąż traci głupie bramki, również. W jej grze zmieniła się jednak w końcu bardzo ważna kwestia - w poprzednich trzech (przegranych) ligowych meczach jeden stracony gol kompletnie ją załamywał. W sobotę straciła dwa, a mimo to zdołała odrobić straty. Tego w grze zespołu Skorży nie widzieliśmy od dawna. Dokładnie od 25 lutego, gdy na inaugurację wiosny zremisował na 3:3 z Cracovią.

Gdyby w pozostałych meczach piłkarze wykazywali się taką samą konsekwencją, to kibice i media nie dyskutowaliby zapewne nad kolejną kwestią.
- Nie myśleliśmy o tym meczu w kategoriach być albo nie być dla trenera, to my przegrywamy i tracimy punkty, a nie trener. Na boisku jesteśmy my, my podejmujemy decyzje - zapewniał Rzeźniczak, ale nie zmienia to faktu, że właśnie dalsze losy Skorży były tematem mielonym w ostatnim czasie nie mniej szczegółowo, co napaść niejakiego "Starucha" na Rzeźniczaka.

W tej sprawie powiedziano i napisano już chyba wszystko. Wspomnimy więc tylko, że odwieszony dla sprawcy zakaz stadionowy nie zaowocował protestem ultrasów i w sobotę atmosfera na stadionie przy Łazienkowskiej była taka jak od początku sezonu (jeśli nie liczyć tego, że pozostałe trybuny powoli pustoszeją). Skupimy się dla odmiany na kwestiach sportowych.

Wszyscy zastanawiali się, czy specjalizujący się wiosną w zwalnianiu trenerów Urban (po meczach z Zagłębiem pracę stracili Theo Bos i Dariusz Pasieka) przesądzi również o losach Skorży. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że menedżer Henryka Kasperczaka Tadeusz Fogiel spotkał się z właścicielem Legii Mariuszem Walterem (na razie nie doszli do porozumienia). Jak również ultimatum, jakie otrzymał jej obecny trener - zwycięstwo w meczach z Lechią Gdańsk (w Pucharze Polski) i Zagłębiem. W środę stołeczny zespół wygrał 1:0. W sobotę tylko zremisował. Nikt nie powinien być więc zdziwiony, jeśli za tydzień w meczu z Lechem Poznań na trenerskiej ławce będzie siedział ktoś inny (wspomina się również o Pawle Janasie).

Choć tak naprawdę to nie Skorża powinien wylecieć z pracy. Raczej ci, którzy odpowiadają za to, że musimy oglądać przy Łazienkowskiej takie "gwiazdy" jak: Antolović, Manu (w sobotę siedzieli na ławce), Kneżević, Mezenga (siedzieli na trybunach) i Cabral (on chociaż miewa wiosną przebłyski).
Niewiele poprawiło humory w stolicy również potknięcie Wisły Kraków. Prowadząca w tabeli Biała Gwiazda prowadziła 2:0 w Kielcach, zmarnowała rzut karny (Patryk Małecki), by na koniec tylko zremisować 2:2 z Koroną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto